https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Golono, strzyżono, nic nie zostawiono

MARIA EICHLER
Dr Maciej Kroczyński ocenił, że zieleni w Chojnicach jest dosyć, ale jej jakość pozostawia wiele do życzenia
Dr Maciej Kroczyński ocenił, że zieleni w Chojnicach jest dosyć, ale jej jakość pozostawia wiele do życzenia Fot. Aleksander Knitter
Niewinny z pozoru temat zieleni wywołuje wśród mieszkańców ostre dyskusje

Każdy pewnie to kiedyś widział. Wypłowiała trawa, drzew jak na lekarstwo, a przed wiosną przystrzyżone tak, jakby fryzjerowi nożyczki wpadły w amok.

W mieście na zieleń specjalnie nie zwraca się uwagi, bo i po co. Kuszą witryny sklepów, a zaganiany człowiek z siatkami nie szuka wytchnienia na ławeczce pod drzewem. Jak zatęskni za łonem natury, to w weekend ruszy na działeczkę i tam pooddycha, napasie oczy zielonym. Czy to w końcu ważne, by liczyć drzewa i krzewy, zieleńce i parki?

Ty jesteś jak zdrowie

Ekolodzy alarmują, że miasta coraz bardziej przypominają betonowe pustynie, zasmrodzone na dodatek wyziewami z rur wydechowych. Przypominają, że zieleń jest potrzebna do zdrowego życia w mieście. Koi zmęczone oczy, ma dobroczynny wpływ na środowisko i samego człowieka. Pozwala mu odreagować stresy, gdy po ciężkim dniu pospaceruje po parkowych alejkach albo siądzie na ławce pod jakąś lipą.

Więc w Chojnicach, które są dumne z tego, że stawiają na intensywny rozwój, postanowiono sprawdzić, jak to z zielenią jest. Fundacja Ekologiczna Ziemi Chojnickiej i Zaborskiej wraz z Ligą Ochrony Przyrody i Chojnickim Towarzystwem Przyjaciół Nauk nie chciały samodzielnie pokusić się o inwentaryzację i wnioski, bo zawsze mógłby paść zarzut albo o nadmierne krytykanctwo, albo o zbytnią wazelinę. Poproszono więc eksperta z Bydgoszczy. Przyjechał parę razy, zajrzał tu i tam, napisał raport.

Pouczający remanent

Wystrzyżone do cna drzewa nie są ozdobą chojnickich osiedli
(fot. Fot. Aleksander Knitter)

Wyszło na to, że "zieleni urządzonej" jest w mieście pod dostatkiem, wszystko według norm i standardów, nawet europejskich. Ale zieleń zieleni nierówna.

Bo dlaczego w Parku 1000-lecia w samym centrum miasta trawniki są niedopieszczone? Gdy klasyczny nie ma tu szans, trzeba by dać bluszcz i barwinek, żeby się to utrzymało. W krzewach i żywopłotach porasta sobie bezkarnie czarny bez. Różane skwerki wołają o pomstę do nieba, zaniedbane i z wychodzącymi podkładkami. Wychudzone żywopłoty z dziurami także ozdobą nie są. Miejscowy staw nie zyskuje na tle blaszanego płotu.

- A po co zostawiać w takim miejscu ruinę sceny? - pytał retorycznie dr Maciej Korczyński. - Przecież widać, że nie grają już na niej aktorzy.

Na Wzgórzu Ewangelickim, dawnym cmentarzu niemieckim, doktor odkrył co prawda przejawy planowej gospodarki, ale marzyłoby mu się więcej finezji, jak na tak szacowne miejsce. - Może jakiś rododendron? - zastanawiał się. Nie wiedział jednak, że Wzgórze jest domem dla gawronów, które uprzykrzają życie nie tylko parkowym alejkom, także przechodniom. I wszelka ekstrawagancja tutaj jest dość ryzykowna.

W fosie miejskiej przydałyby się, zdaniem bydgoskiego naukowca, dzikie wino i bluszcz na średniowieczne mury. Klimat byłby inny, bardziej tajemniczy.
Na zieleni osiedlowej gość nie zostawił suchej nitki - jest przypadkowa, bez przemyślanej funkcji, odgrodzona płotkiem, więc dla kogo? Żadnego myślenia o integracji - czy to najmłodszych, czy nieco starszych. Ławeczek jak na lekarstwo.
Doktor Korczyński wytropił też sporo niedostatków przy szkołach i kościołach, grzech zaniechania przy obiektach handlowych lub nadmierną hojność. - Za blisko, za gęsto albo nic - stwierdził.

Nie wzbudziły jego entuzjazmu odrapane elewacje w centrum, które można by zamaskować choćby pnączami. A najbardziej zabolały niemiłosiernie przycięte korony drzew przyulicznych. Takie kikuty, ostrzyżone na łysą pałę, na pewno nie są wizytówką miasta.

W gazonach przy Starym Rynku przydałoby się sadzić gatunki mniejsze i płożące, bo wyrastające na kilka metrów tuje to lekka przesada.

Zaiskrzyło

Coś musi być na rzeczy, bo niewinny temat zieleni wywołuje gorącą dyskusję. Mieszkańcy widzą, że zieleń na osiedlach się marnuje, bo posadzona bez ładu i składu, nie jest należycie pielęgnowana.

- Eksperymentalnie coś posadzą, żeby potem się przekonać, że to bez sensu - mówi jeden z mieszkańców bloków. - Tak było z krzewami, na których rosło coś na kształt małych śliwek, zapaskudzały wszystkie chodniki. No i wycięli to g... Ale kto pomyślał o tym wcześniej?

- No i żeby skończyli już te drzewa tak obrzynać - ubolewa kto inny. - Zgroza patrzeć na to, za czym to wygląda? Zawsze się na wiosnę zastanawiam, czy w ogóle wypuszczą coś zielonego.

Tomasz Myszka odkrył, że bez rozgłosu giną w mieście drzewa jeszcze z nasadzeń pruskich. Na przykład przy starostwie czy przy Szkole Muzycznej. Na cmentarzu komunalnym przetrzebiono dęby amerykańskie i jesiony, a w środku miasta urządzono parking, zostawiając drzewa okolone betonem. - Za kilkanaście lat przestaną żyć - prorokuje Myszka. On też ubolewa, że w Chojnicach przyjęła się praktyka drastycznego cięcia drzew, zamiast sanitarnej kosmetyki. - Bonsai robią sobie co roku - utyskuje.

Adam Spichalski z firmy Og-Rol przekonuje, że takie cięcia to nic zdrożnego, bo drzewa przy drodze czy na osiedlu wymagają interwencji człowieka. - Druty, linie, o to wszystko zahaczają gałęzie, i to nie jest bezpieczne - mówi.
Ale komu się to podoba?

Władza potrafi

Ratusz się na diagnozę niemal obraził, bo za dużo było krytykowania, za mało chwalenia. A przecież wszędzie są blaski i cienie. I jak doktor nie był przy wszystkich szkołach, to nie może uogólniać, bo np. przy "trójce" czy "piątce" jest z zielenią rewelacyjnie. A poza tym doktor nie wie, że w parku i w fosie szykują się rewolucyjne zmiany, więc i jego raport może do końca wiarygodny nie jest. A o wandalach i ich haniebnej roli to już zupełnie zapomniał. No i przed napisaniem swoich uwag byłoby dobrze, gdyby się jednak z ratuszem skonsultował, to by się wielu rzeczy dowiedział.

- Może i tak - mówi Marek Wituszyński, prezes Fundacji Ekologicznej Ziemi Chojnickiej i Zaborskiej. - Myśmy nawet obiecywali, że do magistratu wpadniemy, ale potem tak wyszło, że doktor nie miał czasu.

Z zielenią jak jest, każdy widzi. A najgorsze, że zadufana władza, zamiast konsultować z tymi, co się zdziebko na tym znają, radzi sobie sama. - I co? - mówi Wituszyński. - Efekt jest taki, że zrobili plac zabaw tuż przy parkingu samochodowym przy Wszechnicy Chojnickiej. Ale kto nas pytał o zdanie?

MARIA EICHLER
[email protected]

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska