- Jednym z czynników, który może zrażać rolników do produkcji zwierzęcej jest coraz większe zagrożenie chorobami wirusowymi - uważa Iwona Kawula, która z mężem Przemysławem, prowadzi gospodarstwo w Frydrychowie (pow. golubsko-dobrzyński) specjalizujące się w produkcji mleka.
Ubywa gospodarstw z produkcją zwierzęcą, przybywa z roślinną
Z danych Urzędu Statystycznego w Bydgoszczy wynika, że w 2024 r. pogłowie bydła (ogółem) w Kujawsko-Pomorskiem wynosiło 494 217 szt., zaś pogłowie świń - 858 207 szt. W 2018 r. odnotowano: 512 813 szt. bydła i 1 089 682 świń.
W 2020 r. w Kujawsko - Pomorskiem było 16 777 gospodarstw utrzymujących bydło, w tym krowy - 10 139. To dane z Powszechnego Spisu Rolnego 2020. Świnie utrzymywano wówczas w 10 073 gospodarstwach, w tym lochy - w 8 563. Od wcześniejszego spisu minęła dekada i chociaż w tym czasie liczba kujawsko-pomorskich gospodarstw spadła z 68 230 w 2010 r. do 59 693 w 2020 r. , to liczba tych specjalizujących się w produkcji roślinnej wzrosła z 26589 w 2010 roku do 35 345 w 2020 r.
W ostatnich latach wielu właścicieli mniejszych gospodarstw wolało zrezygnować z produkcji zwierzęcej. Powodów było co najmniej kilka. W przypadku produkcji trzody chlewnej ten podstawowy powód dotyczył niestabilnych cen w skupie, częstych spadków stawek, braku opłacalności.
- My nie zrezygnowaliśmy z trzody i chociaż przez pewien czas ceny były zadowalające, to teraz znowu spadły - mówi Mirosław Pietrzak, który z żoną Agnieszką prowadzi gospodarstwo w Parlinie (pow. świecki) nastawione na produkcję trzody chlewnej. - A w związku ze stwierdzonym w okolicy afrykańskim pomorem świń (ASF) wpadliśmy do strefy z ograniczeniami. I chociaż nasze świnie są zdrowe, to najpierw na kilogramie tucznika traciliśmy złotówkę, później 20 groszy. Potrzebna była szybka reakcja rządu! W dodatku doszła papierologia. Takie sytuacje mogą zrażać do produkcji zwierzęcej.
Woleli pozbyć się zwierząt niż stawiać ściany
Tych rolników, którzy mieli np. po kilka sztuk świń i krów zraziły wymogi, które nie pozwalały na utrzymywanie tych zwierząt w jednym pomieszczeniu. Wielu z nich nie chciało stawiać ścian, budować dodatkowych wejść, więc woleli zrezygnować z produkcji zwierzęcej.
- Kiedyś nie było tylu chorób, więc świnie trzymaliśmy razem z krowami, a zaraz obok był kurnik - mówi rolnik z Kujaw. - A dziś zagrożeniem jest ASF, grypa ptaków, rzekomy pomór drobiu, choroba niebieskiego języka i jeszcze pryszczyca. Dziś nie mamy nawet jednej kury. Jajka, mięso i mleko kupujemy w sklepach, kiedyś byliśmy samowystarczalni.
Krowa żywicielka. To już przeszłość
- Krowa była kiedyś żywicielką rodziny dziś przez niektórych jest nazywana „trucicielką” - denerwuje się Piotr Doligalski, który prowadzi nie tylko duże gospodarstwo w Kowrozie (pow. toruński), ale jest także prezydentem Kujawsko-Pomorskiego Związku Hodowców Bydła.
- Sporo zainwestowaliśmy i nie możemy zrezygnować z produkcji mleka - twierdzi pani Iwona, która dodaje, że w ich gospodarstwie planowane są nawet kolejne inwestycje (np. zamierzają kupić trzeciego robota udojowego)
Doligalski zauważa, że produkcja zwierzęca bardziej „przywiązuje” rolnika do gospodarstwa, nawet jeśli pracują w niej roboty: - A młodzi nie chcą tak żyć, dlatego wielu następców wybiera produkcję roślinną.
