23-letni pracownik z Nowej Wsi - Zbigniew Sz. zginął przygnieciony kilkutonową kratownicą. Prokuratura postawiła zarzuty mistrzowi zmianowemu Łukaszowi K. oraz prezesowi i właścicielowi Taskomontu 3 Bogdanowi Sz.
łukasz k. kilka miesięcy temu został skazany na rok i 8 miesięcy w zawieszeniu na 4 lata i ma zakaz pełnienia tej funkcji przez rok.
Można było umocować
W piątek, 18 września zapadł wyrok uniewinniający prezesa Taskomontu 3. Sędzia Maria Żuchowska mówiła m.in. w uzasadnieniu, że w zakładzie były kozły metalowe, na których można było umocować kratownicę i że wszyscy pracownicy o tym wiedzieli. Można było też otworzyć drzwi i nie pracować przy zamkniętych, gdyż miały one stopki, które należało włożyć w rowki. Jeśli zaś czegoś nie było, to za brak wyposażenia powinien odpowiadać dyrektor techniczny.
Na rozprawie tydzień wcześniej adwokat oskarżonego Grzegorz Ksepko szczegółowo wykazywał, że piaskowanie w Taskomoncie przebiegało w sposób prawidłowy. - Kilkunastu świadków potwierdziło, że w zakładzie były kozły i można je było zastosować. - mówił - Drzwi można było zabezpieczyć przed zamknięciem, wystarczyło wyjąć spod nich piasek. Natomiast nierówności na posadzce powodował sam piasek, co wpływało na brak stabliności konstrukcji. Nie zgłaszano też nadzorowi problemów, nie mógł więc on o nich wiedzieć.
Pani prokurator nie miała żadnych pytań,
dla niej wina pracodawcy była widocznie oczywista. Bogdan Sz. mówił przed tygodniem w sądzie: - Nie mam sobie nic do zarzucenia, że jakiekolwiek moje decyzje ekonomiczne czy merytoryczne spowodowały, że prace były niewłaściwie wykonywane.
Na ogłoszenie wyroku nie przyszedł.
Oskarżycielem posiłkowym była Małgorzata Sz., matka nieżyjącego Zbigniewa Sz. Wciąż świeże, tragiczne wspomnienia nie pozawalały jej w sądzie walczyć tak, jak by chciała. Głos się łamał. Płynęły łzy. Według niej, mistrz zmianowy, niewiele starszy od jej syna, sam wielu rzeczy nie wiedział o nadzorze prac prowadzonych w Taskomoncie 3. Dopiero po śmierci syna, wszyscy pracownicy otrzymali kaski. Przedtem miała je tylko część załogi - mówi - wszystko w tej firmie tak ładnie i pięknie, to dlaczego syn zginął? Gdzie był porządny nadzór? Syn nie bał się pracy, nawet najcięższej. Zarabiał w Taskomoncie do 2.000 zł, żeby ode mnie pieniędzy nie wyciągać. Chciał być samodzielny. Często mówił, że ich poganiają w pracy, żeby szybciej wszystko wykonać, bo samochody na gotowe wyroby czekają. Były też i dni , kiedy mniej pracowali.
Taskomont 3 pokrył koszty pogrzebu. Prezes Bogdan Sz. dopiero po roku, w sądzie, na rozprawie przed tygodniem, po raz pierwszy złożył matce Zbigniewa Sz. kondolencje.