Całe szczęście, że ludzie coraz częściej zaczynają reagować na takie sytuacje. Dzwonią i zgłaszają, że trzeba pomóc. - Świadomość społeczna w takich przypadkach jest coraz większa - mówi Barbara Homa-Bońkowska, szefowa "Przytuliska". - Coś zaczyna się dziać. Ludzie interweniują i alarmują.
Czytaj: Pies leżał przy drodze w Lipnie. "Kierowca go potrącił i odjechał!"
Tak było z Baszą. Ktoś zadzwonił anonimowo 19 grudnia 2016 roku. Mówił, że pies jest trzymany w złych warunkach, jak było wcześniej także z innymi psami. Pracownicy schroniska pojechali z policją. Zgłoszenie się potwierdziło. Owczarek, może półtoraroczny, był trzymany w drewnianej szopie. Nieogrzewanej, a w środku nie było budy. Leżał na śmieciach i węglu. - Miał się chyba ogrzać sam - mówi Homa-Bońkowska.
Suczkę od razu zabrano. Właścicielki nie było, syn tłumaczył, że próbował rozmawiać z mamą, ale bezskutecznie. Później kobieta twierdziła, że wzięła psa od znajomej "na przechowanie", a ta go nie zabrała. Tymczasem nie powinna mieć zwierzęcia, bo obowiązywał ją zakaz sądowy z 2011 r. Właśnie wtedy kobiecie odebrano dwuletnią suczkę, a dwa pozostałe psy - bernardyna i kundelka zostawiono. - Potem te psy zniknęły - mówi Homa-Bońkowska.
>> Najświeższe informacje z regionu, zdjęcia, wideo tylko na www.pomorska.pl <<
W 2011 r. Hanna L. dostała tylko grzywnę, teraz prokurator po uzgodnieniu z kobietą wnioskuje do sądu dodatkowo o sześć miesięcy więzienia z zawieszeniem na dwa lata. Nie za mało? - To surowsza kara niż wcześniej - mówi Mirosław Orłowski, prokurator rejonowy.
- Ta pani niczego się nie nauczy - komentują w schronisku. - Można się założyć, że sytuacja się powtórzy.
Jak się dowiadujemy, podobnych sytuacji jest więcej. Na szczęście są dobrzy ludzie. Na przykład ktoś innemu owczarkowi, który także miał złe warunki bytowe, kupił budę i zadbał o bardziej stabilne podłoże.
„Info z Polski” - najważniejsze informacje ostatnich dni.