Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia bydgoskich rodów: Bigońscy

Hanka Sowińska [email protected] tel. 52 326 31 33
Edmund i Zbigniew Bigońscy z żonami - Ireną i Ewą
Edmund i Zbigniew Bigońscy z żonami - Ireną i Ewą archiwum rodzinne / repr. Jarosław Pruss
Założona w 1924 roku przez Wincentego firma piekarniczo-cukiernicza jest dziś najstarszą, z istniejących, w tej branży.

Wraz z odejściem Zbigniewa Bigońskiego, nestora bydgoskich piekarzy i cukierników, firma nie przestała istnieć. Skończyła się tylko męska linia rodu piekarzy, któremu początek dał Wincenty Bigoński. Od 1999 r. zakład z powodzeniem prowadzi jego wnuczka Ilona Bigońska-Jankowska, córka Edmunda, bratanica Zbigniewa.

***

Edmund i Zbigniew Bigońscy z żonami - Ireną i Ewą
(fot. archiwum rodzinne / repr. Jarosław Pruss)

Ta smutna wiadomość przyszła na początku roku. 3 stycznia odszedł Zbigniew Bigoński, mistrz piekarsko-cukierniczy, nauczyciel zawodu, harcerz, żeglarz, pilot szybowcowy. Znany i ceniony społecznik, zasłużony działacz Towarzystwa Miłośników Miasta Bydgoszczy. Zmarł po długiej chorobie. Miał 86 lat.

Pamiętam moją pierwszą rozmowę z panem Zbyszkiem na początku 2005 r. Zaprosił mnie do piekarni, by pokazać swoje "królestwo", w tym piec pamiętający czasy cesarza Wilhelma II. Niezwykle barwnie opowiadał o lekcjach, które dawał mu ojciec, gdy stawiał pierwsze kroki w piekarniczym fachu. Wspominał czasy, gdy socjalistyczna władza wszelkimi sposobami próbowała rugować z rynku "prywaciarzy". Z rozrzewnieniem mówił o swoich (i brata również) pasjach sportowych - lataniu na szybowcach i żeglarstwie.

Nie ma już pana Zbyszka, ale pozostały wspomnienia, archiwalne zdjęcia i firma.

***

Jej założycielem był Wincenty. Urodził się w 1893 r. w Gastropp (Niemcy). W 1922 r. wrócił z rodziną do Bydgoszczy. Dwa lata później otworzył pierwszą piekarnię i sklep - na rogu ul. Grunwaldzkiej i Wrocławskiej. - Była duża. Jeździłem po niej rowerem - wspominał pan Zbigniew.

Jesienią 1925 r. Wincenty zdał egzamin mistrzowski w zawodzie piekarskim i otrzymał dyplom mistrzowski (można go zobaczyć w sklepie na Gdańskiej).

Gdy w 1927 r. urodził się pierworodny, Zofia i Wincenty dali mu na imię Zbigniew. Dwa lata później pojawił się na świecie Edmund. Mając dwóch potomków Wincenty miał dla kogo rozwijać interes. Firma nieźle prosperowała, dlatego w latach 30. rodzina przeniosła się na ul. Gdańską. Wkrótce Wincenty uruchomił drugi sklep i kawiarnię na rogu ulic: Kordeckiego i Św. Trójcy. Przed wojną otworzył również kawiarnię "Wrzos". Jak mówił syn, "wojsko specjalnie ojca o to prosiło, oferując pożyczkę na rozkręcenie interesu".

***

Wybuchła wojną. Wkrótce po zajęciu miasta Niemcy zaczęli odbierać Polakom ich własność. W połowie listopada weszli do firmy Wincentego Bigońskiego. - Dostaliśmy pięć minut na spakowanie. Wyszliśmy tak, jak staliśmy - wspominał pan Zbigniew.

Wysiedlili ich do Łodzi. Wincenty pracował jako piekarz, Edmund w hotelu, Zbigniew w firmie transportowej.

Za wstawiennictwem siostry, obywatelki Rzeszy, Wincenty mógł wrócić do swojej piekarni. Odmówił. Jedyne, czego zażądał od władz okupacyjnych, to zaświadczenia o przejęciu zakładu.

***

Z Łodzi do Bydgoszczy Bigońscy wrócili zimą 1945 r. I znowu, tak jak przed wojną, bydgoszczanie kupowali chleb, bułki i słodkości w sklepie na ul. Gdańskiej (wówczas Aleje 1 Maja). Wincentemu nie było łatwo. Nowe władze tolerowały rzemieślników, ale robiły wszystko, aby życia im nie osładzać. - Przyjaciele i koledzy nazywali ojca "partyzantem". Wielu uległo władzy i pozamykało interesy, a tato trwał. Był uparty - opowiadał syn.

Choć on i brat wychowali się w piekarni, nie od razu wiedzieli, że przejmą zakład po ojcu. Zbigniew poszedł na studia do Poznania, po nim miał się uczyć Edmund. Życie napisało jednak inny scenariusz.
W 1951 r. umarł Wincenty, Edmunda wezwano do wojska. Nie trafił jednak do koszar, tylko na dwa lata do kopalni.

W firmie pozostała Zofia, wdowa po Wincentym i syn Zbigniew. Świeżo upieczony absolwent Wyższej Szkoły Ekonomicznej stanął przy piekarskim piecu. Szybko uczył się fachu. Jak zapewniał, receptury znał na pamięć.

Zdał egzamin czeladniczy i mistrzowski w zawodzie piekarza i cukiernika. To samo uczynił brat. Wspólnie prowadzili firmę, która - mimo "dziwacznych" zarządzeń ówczesnych władz - przetrwała najgorsze lata.

Pan Zbigniew wspominał: - Brakowało wszystkiego, a przydziały produktów do wypieków stale były zmniejszane. Na ciastka dostawaliśmy tyle, że mogłem surowiec zarobić w misce.

***

Bigońscy to nie tylko piekarze i ciastkarze. To również działacze społeczni, a przede wszystkim sportowcy.

Wincenty grał w piłkę nożną w KS "Warta" (w Poznaniu), KS "Gwiazda" w Bydgoszczy, uprawiał strzelectwo, będąc członkiem "Bractwa Kurkowego" (zdjęcie członków bractwa można zobaczyć na wystawie archiwalnych fotografii w formowym sklepie Bigońskich).

Zamiłowanie do sportu od lat młodzieńczych wykazywali synowie. Obaj byli zapalonymi żeglarzami, uprawiali żeglarstwo sportowe i turystyczne. Wielką miłością Zbigniewa było szybownictwo. Bracia należeli po wojnie do słynnej żeglarskiej "szesnastki" - czyli żeglarskiej drużyny harcerskiej.

***

W przyszłym roku firma założona przez Wincentego Bigońskiego będzie miała 90 lat.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska