Najłatwiej dotrzeć tu kajakiem płynącym z szybkim nurtem Drwęcy. Turysta musi jednak wytężać wzrok, skoncentrować go na lewym brzegu na skraju pola i kępy gęstej roślinności. Latem, gdy zielony całun spowija czerwone cegły budowli, łatwo ją przeoczyć. Dojść można drożyną wydeptaną przez wędkarzy wzdłuż lewego brzegu rzeki. Wysiłek jest tego wart, bo też niezwykłość tego miejsca i swoista magia, są jak się zdaje przypisane mu naturą rzeczy. Oto bowiem sama przyroda rzuciła w objęcia Wisły i Drwęcy kawałek lądu, którym tysiące lat później zawładnęli ludzie. Ten wydał im się tak atrakcyjny, a przede wszystkim strategiczny, że bili się o niego i umierali.
Najpierw był gród
Ale zacznijmy od czasów najdawniejszych. Ruiny opisywane w przewodnikach turystycznych jako zamek Kazimierza Wielkiego są nimi w rzeczy samej. Zanim jednak w 1343 r. król kazał budować warownię, istniał tu gród obronny książąt mazowieckich, a zapewne od 1228 r. stanica zakonu rycerskiego zwanego braćmi dobrzyńskimi, którzy postawili sobie zadanie chrystianizacji plemion pruskich oraz obrony Mazowsza i Kujaw.
Lewy brzeg Drwęcy należał wówczas do Mazowsza, prawy - do osadzonych w pobliskim Toruniu (pisaliśmy o tym przed tygodniem) rycerzy zakonu krzyżackiego. Zanim jednak interesy strony polskiej i krzyżackiej stały się sprzeczne, rozbudowany zamek złotoryjski był widownią bratobójczych walk.
Tu zginął Kaźko
Po śmierci Kazimierza Wielkiego w roku 1370 zamek i cała ziemia dobrzyńska przypadły jego wnukowi, Kazimierzowi V. Książę znany bardziej jako Kaźko, był księciem słupskim oraz panem Dobrzynia i Bydgoszczy. Kazimierz Wielki chciał, aby to jemu przypadła korona pod Ludwiku Węgierskim. Władysław Biały z linii kujawskich Piastów sam miał aspiracje królewskie, więc opanował kilka kujawskich grodów, a także zamek w Złotorii. Podczas oblężenia warowni w roku 1376 przez wojska Kaźka dowodzone przez Sędziwoja, starostę wielkopolskiego, książę został śmiertelnie ranny w głowę kamieniem ciśniętym z murów i wkrótce, po przewiezieniu do Bydgoszczy, zmarł.
Zamek został oddany w zastaw Krzyżakom. Oddali go dopiero w roku 1404 na mocy pokoju w Raciążku. Ale już pięć lat później rycerze w płaszczach z czarnymi krzyżami zdobyli Złotorię. Obserwatorem pogromu był sam wielki mistrz Urlich von Jungingen. Polską załogę zamordowano, a odchodząc zburzono część murów.
W roku 1411, po wielkiej wojnie z zakonem i podpisaniu pokoju toruńskiego, Jagiełło polecił odbudować warownię. Na polach złotoryjskich odbyło się spotkanie króla, wielkiego księcia Witolda i wielkiego mistrza zakonu Henryka von Plauena. Strona krzyżacka miała partycypować w odbudowie zamku, ale nigdy z tego się nie wywiązała.
Od II pokoju toruńskiego w 1466 i przyłączeniu do Polski Torunia oraz sporych połaci państwa zakonnego, zamek w Złotorii stracił strategiczne znaczenie i popadł w ruinę.
Zostały ruiny
W XIX w. władze pruskie pozwoliły na pozyskiwanie budulca z murów zamczyska. Zaprawa murarska okazała się jednak tak mocna, że rozbiórki zaniechano. Stosunkowo dobrze zachowały się tylko mury obwodowe po fosie broniącej dostępu od strony lądu.
**
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?