Do rozgrywek przystąpił zupełnie inny zespół od tego, który wygrał miesiąc wcześniej trzecią ligę. Po awansie zarząd podziękował trenerowi Sławomirowi Suchomskiemu, ściągnął Grzegorza Kapicę. Zatrudniono też, po raz pierwszy w historii Chojniczanki, dyrektora; został nim Dawid Frąckowiak. Wraz z wiceprezesem Jarosławem Klauzo to grono przemeblowało skład.
Przed ligą większość dziennikarzy, kibiców i obserwatorów bardzo sceptycznie podchodziła do zmian, bo w kadrze, która wygrała wiosną rozgrywki zostali jedynie Aleksandar Atanacković, Daniel Fabich, Tomasz Pestka, Damian Trzebiński i Sławomir Ziemak oraz Artur Kowalczyk i Mateusz Szafrański, którzy grają jednak bardzo mało. Tym bardziej obawy były uzasadnione, gdyż w poprzednim klubie Polonii Słubice obu panom się nie ułożyło i drużyna była w dolnych regjonach tabeli.
Namieszali
Ale już pierwsze mistrzowskie mecze pokazały, że zespół z Chojnic ma charakter, a piłkarze nie odkładają nogi i walczą o każdy metr boiska. Co prawda Chojniczanka ligę zaczęła od remisu z Polonią Słubice i pechowej przegranej w doliczonym czasie gry z Bałtykiem w Gdyni, lecz potem po świetnych meczach pokonała Jarotę, na wyjeździe Zagłębie Sosnowiec, Polonię Nowy Tomyśl i Ruch Zdzieszowice. Kibice przecierali oczy ze zdumienia, bo drużyna chciała grać i chciała wygrywać. Ta koncepcja trochę zemściła się w kolejnym meczu z Zawiszą, gdzie chojniczanie nie byli gorsi; atakowali, grali ofensywnie, ale zostali skarceni znów w doliczonym czasie gry. Po dobrym meczu i remisie z mistrzem jesieni Olimpią Grudziądz i pokonaniu Lechii Z. Góra znów do chojniczan uśmiechnął się ... pech i przegrali kolejne derby w doliczonym czasie gry z Elaną Toruń. Później przyszły nieco gorsze mecze, ale co ważne, nie przegrane, bo do końca ligi zespół Kapicy albo wygrywał, albo remisował i ulokował się w górnej części tabeli. I sprawdziło się życzenie prezesa klubu Macieja Polasika, który chciał, aby Chojniczanka w tym sezonie namieszała w II lidze.
Jaki cel?
W klubie nikt nie chce głośno wypowiadać się o planach na rundę wiosenną. - W każdym meczu gramy o trzy punkty i to jest nasz cel - śmieje się wiceprezes Jarosław Klauzo. - A żeby wygrywać mecze i zdobywać trzy punkty, potrzebujemy napastników i stąd nasze zimowe plany na wzmocnienie. Nie zadeklaruję jednak, że gramy o awans. No ale jeśli będziemy zwyciężać, ostateczny wynik może być różny.
Ale gdyby nie chęć walki o czołówkę ligi, to nie szukano by teraz skutecznych napastników. A dlaczego Chojniczanka szuka piłkarzy na szpicę, to chyba kibicom wyjaśniać nie trzeba. Te trzy jednobramkowe przegrane w doliczonym czasie gry to też wina... napastników. Bo w meczu z Bałtykiem Gdynia losy meczu szybciej mógł rozstrzygnąć Szymon Gibczyński, w spotkaniu z Zawiszą Chojniczanka miała kilka okazji, by wygrać. Troszkę słabszy mecz wyszedł chojniczanom z Elaną, ale przy odrobinie szczęścia mógł się zakończyć remisem.
Od pierwszych meczów było widać, że cała trójka nowych napastników - Szymon Gibczyński, Krzysztof Rusinek i Piotr Kwietniewski, nie jest w stanie udźwignąć drugoligowego ciężaru. Strzelili oni razem tylko osiem goli, a to za mało, by myśleć poważnie o zaatakowaniu pierwszego czy drugiego miejsca. W trakcie sezonu trener Kapica organizował w środy kilka meczów sparingowych, w których Chojniczanka strzelała po kilkanaście goli (m.in. 23:0 z Kamionką Kamień z A-klasy). Na niewiele się to jednak zdało i ciężar zdobywania goli wzięli na siebie pomocnicy Sławomir Ziemak i Tomasz Pestka, którzy są najskuteczniejsi w drużynie.
Szukają napastników
Dzisiejszy mecz z Elaną Toruń i piątkowy z Wdą Świecie Chojniczanka poświęca głównie na szukanie nowych "armat". - Potrzebujemy takiego killera o twarzy dziecka, który z zimną krwią wykorzystałby te sytuacje, która zespół mu stwarza. Nasi napastnicy, niestety, kombinują jak koń po górę w najprostszych sytuacjach, a nam potrzeba kogoś, kto tylko będzie tylko wykańczał akcje. A to da nam punkty - powtarza po każdym meczu trenera Kapica.
- Nie szukamy spadochroniarzy, który nie załapią się w innych klubach. Mamy konkretne nazwiska w notesach i to my zadzwoniliśmy do nich, by przyjechali na testy. Będą to zawodnicy z przeszłością w Ekstraklasie, a niektórzy jesienią grali w I i II lidze. Z niższych lig raczej nie szukamy, bo nie mamy na to czasu, interesują nas konkretni zawodnicy - wyjaśnia Dawid Frąckowiak, dyrektor klubu.
W klubie nikt nie chce mówić o nazwiskach. Nawet sami piłkarze, których podpytywaliśmy, nie za bardzo wiedzą. Za kilkanaście dni powinno być jasne, kto zasili drużynę, a kto będzie się musiał pożegnać.