Wczoraj, za pośrednictwem "Pomorskiej", starosta inowrocławski informował, ze od 1 listopada parkingi pod inowrocławskim Szpitalem Powiatowym będą bezpłatne. Wiele osób ucieszyła ta decyzja. Oznacza ona jednak, że kasa szpitala poniesie pewne straty. Bez pracy pozostanie też kilkoro inkasentów.
Płacili mimo strat
- Pięć lat temu, gdy rozpoczynaliśmy działalność na parkingach zakładaliśmy, że przez pewien czas będziemy ponosić straty. I tak też było. Zyski pojawiły się dopiero dwa lata później. Nigdy jednak nie doszło do sytuacji, by szpital nie otrzymał zapisanych w umowie pieniędzy z tytułu dzierżawy, a było to co miesiąc 7900 złotych. Roczne wpływy lecznicy wynosiły więc prawie 100 tysięcy złotych - opowiada Jankowski.
Dzierżawca jest święcie przekonany, że wpływy szpitala mogłyby przy podpisywaniu kolejnej umowy wzrosnąć nawet do 150 tys. zł rocznie. Dlaczego? Bo przybywa samochodów. Od momentu powstania płatnych parkingów do dziś, liczba aut korzystających z parkingów wokół lecznicy podwoiła się.
Naciski z góry
Jankowski jest przekonany, że zniesienie płatnych parkingów i wycofanie z nich firmy Inremo, to efekt "nacisków z góry" na dyrektora szpitala. - Od dwóch lat próbuje się nas, mimo umowy, usunąć z tego miejsca. Doprowadziło to do tego, że sprawę rozpatrywał sąd i wygraliśmy - słyszymy.
Inremo nie zamierza walczyć o przedłużenie dzierżawy przyszpitalnych parkingów. - Najbardziej jest nam żal osób, które jeszcze zatrudniamy przy obsłudze miejsc postojowych. Jest tam dziesięcioro ludzi. Niestety, po opuszczeniu terenu przy szpitalu pracę zagwarantować będziemy mogli tylko jednej osobie - informuje Jankowski.
Nasz rozmówca nie kryje zdziwienia, że szpital rezygnuje z wpływów za parkingi. Jest przekonany, że za rok, być może za dwa lata znów trzeba będzie płacić tam za parkowanie aut.