- W ubiegłym roku ukształtowały się w gospodarce odpadami wręcz mafijne struktury. Szereg nieprawidłowości było też w gospodarce wodociągowo-ściegowej. Prawo musiało tak ewoluować, aby szybko ukrócić ten proceder - wyjaśnił goszczący w Bydgoszczy Paweł Ciećko, główny inspektor ochrony środowiska. Dodał, że pomysły jak to zrobić zyskały aprobatę wszystkich sił politycznych.
Zgodnie z wprowadzoną 1 stycznia tego roku nowelizacją ustawy o ochronie środowiska wojewódzkie inspektoraty trafiły bezpośrednio pod władzę wojewodów, stając się służbą zespoloną tego organu administracji rządowej. Główny inspektor ma tylko nadzór merytoryczny.
Prawo jest dziurawe jak sito, więc składowiska odpadów płoną
Inspekcja ochrony środowiska od lat cierpiała na braki kadrowe i finansowe. Wraz z nową ustawą znalazły się pieniądze na - jak się wyraził Paweł Ciećko- regulacje płacowe oraz na 600 nowych etatów w całej Polsce. W Bydgoszczy będą 34 dodatkowe etaty inspektorskie.
- Trwają nabory na nowe etaty. Będą kontynuowane i tak wzmocnieni będziemy mogli realizować nowe obowiązki - zapewniła Elwira Jutrowska, wojewódzki inspektor ochrony środowiska w Bydgoszczy.
Każdy inspektor otrzymał nową legitymację służbową, która jest bardzo podobna do policyjnej, a także Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Legitymacja upoważnia do wejścia i kontroli o każdej porze dnia i nocy, a w przypadku kontroli planowanej - po okazaniu zawiadomienia.
- Zrównano nas ze służbami specjalnymi. Wchodzimy, nie pytamy! - mówi twardo główny inspektor. - I działamy w trybie 24-godzinnym, jak policja, straż pożarna, pogotowie ratunkowe. Także zgłoszenia przyjmujemy całą dobę. Policja, prokuratura i inne organa administracji publicznej, nie mogą nam odmówić pomocy przy kontroli.
Z tych względów Paweł Ciećko jest przekonany, że uda się stworzyć prawdziwą policję ekologiczną.
Inspektoraty ochrony środowiska kontrolują podmioty prowadzące działalność gospodarczą, korzystające z decyzji administracyjnych. Nie wchodzą do domów prywatnych, nie interweniują na sygnały od zaniepokojonych mieszkańców, którzy podejrzewają, że sąsiad pali w piecu odpadami. W takich przypadkach interweniują organa administracji samorządowej (straże miejskie i gminne), a także policja.
- Przed zmianami w prawie, aby przeprowadzić kontrolę, trzeba było uprzedzić ją przynajmniej 7 dni wcześniej. A więc co to była za kontrola? - pyta Mikołaj Bogdanowicz, wojewoda kujawsko-pomorski.
Teraz inspekcja może wejść bez podania terminu, w każdym momencie. Dodam, że uniemożliwienie kontroli może kosztować dany podmiot gospodarczy nawet 100 tysięcy złotych.
Wojewoda powiedział też, że przed nowelizacją ustawy pozwolenia wydawane przez władze samorządowe na działalność w zakresie gospodarki odpadami nie były opiniowane przez inne instytucje. Teraz muszą mieć aprobatę inspekcji ochrony środowiska, straży pożarnej i sanepidu. Zdaniem Mikołaja Bogdanowicza, jest to dobre i dla samorządów i mieszkańców.
Wszystkie zmiany spowodowane są długą serią (kilkadziesiąt przypadków) ubiegłorocznych pożarów składowisk odpadów w całej Polsce. W naszym regionie płonął zakład zajmujący się produkcją paliwa alternatywnego w Łabiszynie, wysypisko śmieci we wsi Giebnia koło Pakości oraz składowisko chemikaliów w miejscowości Wszedzień koło Mogilna. Ten ostatni pożar był najbardziej rozległy i niebezpieczny dla środowiska. Był jeszcze pożar składowiska śmieci w Wielowsi pod Inowrocławiem, a nie jest to pełna lista podejrzanych zdarzeń.
Dni wolne 2019 - kiedy wziąć wolne, żeby było ich jak najwięcej?