Wykopał staw, wyremontował stary dom, wymienił instalację, dobudował przybudówkę, garaż. Ale wszystko przejął jego szwagier. - Wyrzucił nas z domu - żali się Wiesław Sadecki z Branicy.
16 lat temu Wiesław Sadecki z żoną Mariolą mieli dość starania się o dziecko. Adoptowali dwuletniego Łukaszka. - Jego mama zmarła, bardzo chcieliśmy mu pomóc - wspomina pan Wiesław.
Życie układało się im szczęśliwie. Urządzali dom i jego obejście nad jeziorem w Branicy. Mieli piękne plany. Ale gdy Łukasz skończył sześć lat, pani Mariola zachorowała. - Przegrała walkę z rakiem, zostaliśmy z Łukaszem sami, bardzo to przeżyliśmy - mówi pan Sadecki.
Z trudem znieśli cios. Każdy kąt ich domu przypominał panią Mariolę.
Wtedy już wiedzieli, że mogą ten dom stracić.- Starania o to, jeszcze za życia żony, zaczął jej brat Czesław. Raz był u niej w szpitalu i powiedział, żeby zrzekła się tego domu - opowiada Sadecki. - Nie zgadzaliśmy się z tym, bo mieszkaliśmy w Branicy od lat i teściowa, która dostała ją przez tzw. zasiedzenie, zawsze mówiła, że to my mamy tu zostać.
Jednak w 1981 r. matka pani Marioli podpisała dokument, w którym przekazała nieruchomość jednemu z 10 dzieci: właśnie synowi Czesławowi.
Spór o dom znalazł finał w sądzie. - Rodzeństwo Marioli zeznało, że dom w Branicy matka dała nam, bo go urządziliśmy, mieszkaliśmy w nim. Uznali, że bardziej należy się on mi i Łukaszowi niż ich bratu Czesławowi - podkreśla Sadecki. - Siostra nieźle dała mu popalić w sądzie, że po trupach idzie do pieniędzy.
Sadecki wykazał przed sędzią, ile zrobił na działce w Branicy, że wykopał staw, wymienił instalację, dobudował przybudówkę, garaż, wyprofilował cały teren. Jednak decyzja sądu była po myśli szwagra.
Eksmisję Sadeccy odwlekali do skutku.- A gdy już do niej doszło, a to było przed ostatnią Wielkanocą, musiała się odbyć w asyście policji! Wszyscy w okolicy wiedzieli, że szwagier wyrzuca nas z domu, odebraliśmy wiele gestów współczucia - dopowiada Sadecki.
- Szwagier panoszył się tu jeszcze wtedy, gdy mieszkaliśmy w Branicy - wspomina z emocjami pan Wiesław. - Wjeżdżał na podwórko traktorem jak do siebie, zabierał drewno i inne sprzęty. Doszło do wielu awantur, często z udziałem policji. Łukasz przypłacił to zdrowiem. Miał lęki, dużo płakał; świat, który układał sobie po śmierci Marioli znowu zaczął się rozpadać. Łukasz bał się, że po wypędzeniu z domu trafi do domu dziecka. Bez pomocy psychologa ciężko by mu było zachować równowagę - uważa ojciec.
Łukasz ma teraz 18 lat. Z żalem patrzy, jak wuj Czesław kosi trawę przed domem, w którym przeżył cztery szczęśliwe lata. Teraz nie może do niego nawet wejść.
Mieszkają z ojcem osobno.- Przygarnęli nas bliscy, za co jesteśmy im bardzo wdzięczni, ale chcemy wrócić do Branicy. Walczymy o ten dom, bo nie możemy się pogodzić z jego stratą, nie jest sprawiedliwa - tłumaczy Sadecki.
Pan Czesław, szwagier Sadeckiego, nie chce zajmować zdania w tej sprawie. Jego żona Maria powiedziała nam tylko, że przejęli dom w Branicy zgodnie z prawem.- Sąd już to rozpatrywał - zaznaczyła. - A Łukasz jest dorosły, ma swoją działkę, może się tam wybudować.
Pani Maria ucięła rozmowę słowami, że spór między jej mężem i jego szwagrem rozstrzygnie sąd.a