Michał Kuźmiński, diagnosta ze stacji Tezis w Brzozie uważa, ze na razie za wcześnie mówić o skutkach wprowadzenia nowych przepisów. Dopiero za kilka miesięcy diagności będą mieli obraz statystyk: - Zmiany oczywiście nie są miłe dla kierowców. Pojawiają się negatywne decyzje, ale czy w skali roku będzie to oznaczało realny wzrost? Za wcześnie o tym wyrokować.
Usterki "poważne" zamiast "istotnych"
Nowe przepisy zostały wprowadzone ze względu na konieczność dostosowywania polskich przepisów do prawa unijnego - chodzi o ujednolicenie klasyfikację usterek pojazdów. Do tej pory usterki klasyfikowane były na "drobne", "istotne" oraz "stwarzające zagrożenie". Obecnie diagności muszą dzielić je na:
- "drobne",
- "poważne",
- "niebezpieczne".
Usterki "poważne" i "niebezpieczne" oznaczają konieczność dokonania napraw i ponowny przegląd, przy czym po stwierdzeniu tych ostatnich diagnosta będzie musiał zatrzymać nam dowód rejestracyjny.
Uwaga na pomarańczowe światełko
- Teraz "suchy" amortyzator oznacza już wynik negatywnie – wylicza Michał Kuźmiński. - Podobnie jeśli wyświetla się błąd silnika. W tym przypadku również trzeba liczyć się z negatywną decyzją
Takich pretekstów może być wiele. Na przykład do niedawna nieodpowiednie ciśnienie w przewodach hamulcowych kwalifikowane było jako usterka istotna albo stwarzająca zagrożenie. Po wejściu w życie nowych przepisów diagnosta będzie musiał zatrzymać za nią dowód rejestracyjny.
Sprawdzać? Tylko jak?!
Najbardziej enigmatyczna zmiana dotyczy jednak obowiązku kontrolowania systemu eCall. Chodzi o przeforsowany przez władze unijne ogólnoeuropejski system szybkiego powiadamiania służb o wypadku drogowym, wprowadzony we wszystkich autach po 2018 roku.
Teoretycznie diagności maja obowiązek sprawdzić jego sprawność. Tylko jak? - Prawdę powiedziawszy odbieramy to trochę jak parodię, bo nikt nam dokładnie nie wyjaśnił w jaki sposób ten system sprawdzać – słyszymy na stacji Dekra w Toruniu. Okazuje się, że nie ma przyrządów diagnostycznych umożliwiających takie badanie, a uruchomienie przycisku jest równoznaczne ze zgłoszeniem wypadku.
Jedna stawka na pokolenie
Jak dotąd diagności nie odczuli popłochu wśród klientów. Ci zaniepokojeni są głównie ewentualnym wzrostem ceny przeglądu. A ta – ku złorzeczeniu diagnostów stoi w miejscu od… 18 lat.
- Kiedy byłem młodym chłopakiem cena wynosiła 78 zł, później urosła do 92 zł, a obecnie wynosi 98 zł – śmieje się Michał Kuźmiński. - Ta opłata jest śmiesznie niska, zwłaszcza, że dochodzą nowe czynności. Dodatkowe czynności pojawią się od 1 stycznia, bo wówczas będziemy musieli ponosić koszty archiwizacji zdjęć, po 4 z każdego auta.
Zdjęcia mają przedstawiać bryłę pojazdu na stanowisku kontrolnym wraz z tablicą rejestracyjną i wskazanie licznika. Serwis będzie musiał przesłać je każdorazowo do bazy CEPiK, gdzie będą magazynowane przez 5 lat.
Z karami muszą liczyć się zapominalscy, którzy za przekroczenie terminu powyżej 30 dni zapłacą dwukrotność stawki. Ale jest też dobra wiadomość - kierowca, który przyjedzie na przegląd do 30 dni przed upływem terminu, otrzyma pieczątkę przedłużającą z poprzednio wyznaczoną datą. Jeśli natomiast nie zgodzimy się z wyrokiem diagnosty, możemy wnioskować o ponowne badanie.
Natomiast brak aktualnego badania technicznego od stycznia będzie skutkował mandatem od 500 zł do 1500 zł. Policja będzie mogła zatrzymać dowód rejestracyjny, a wówczas musimy liczyć się dodatkowo z kosztem lawety.
