Pogoda była. Nieco gorzej poszło politykom. Wprawdzie za upoważnieniem opowiedziała się większość, ale jednak grupa tych, którzy byli przeciwko, też była spora. Jak widać, O. Dyrektor ma w parlamencie wcale sporą partię i to mocno zdyscyplinowaną.
Polskim fenomenem niewątpliwie jest, że mimo agresywnej antyunijnej propagandy idea integracji cieszy się wyjątkowo wysokim poparciem. Polacy przez lata całe karmieni byli wizją Polski zniewolonej, wykupionej przez obcych, poddanych jakiejś niemoralnej indoktrynacji, a mimo to okazują się Europejczykami pierwszej próby.
Jednak liderzy powinni widzieć szerzej i nie opowiadać o zagrożonej suwerenności, o groźbie ze strony gejów czy niemieckich roszczeń. Nie są to zagrożenia prawdziwe. Polsce nie zagrażają niemieckie roszczenia. Może bardziej zagraża jej brak porządnej administracji, którą kolejne ekipy czynią partyjnym łupem. Polsce bardziej niż związki gejów zagraża niski poziom oświaty, w tym także seksualnej. Można tę listę polskich prawdziwych braków wydłużać, bo jest ich sporo. O ich usunięcie politycy powinni się bić. Tymczasem w trakcie boju o traktat można było odnieść wrażenie, że wszystkie polskie sprawy sprowadzone zostały do kilku uproszczonych czy wręcz prostackich haseł. Po rozmowie z prezydentem premier powiedział, że ratyfikacja jest wewnętrzną sprawą PiS. I tak było, co ostatecznie okazało się w głosowaniu, w którym klub Jarosława Kaczyńskiego się podzielił. Jak na apele prezydenta, który podobno jest dla PiS niekwestionowanym autorytetem, ten podział jest dramatyczny. Nad jedną częścią klubu panuje jeszcze prezes PiS, ale nad drugą już Ojciec Dyrektor. Zapewne na razie Kaczyński będzie ciągle jeszcze tym liderem ważniejszym, ale nie ma już bezwzględnego rządu dusz.