Kolejnych kilkanaście osób opowiadało Wysokiemu Sądowi, jak doszło do tego, że odstawiali zboże właśnie do Janturu (płacił lepiej i był jedynym skupującym w okolicy), jak ich zwodzono z zapłatą i jak różne argumenty podawano różnym wierzycielom (zatory płatnicze, kredyt w drodze, nietrafiona inwestycja).
Sąd podobnych, a nawet takie same wypowiedzi usłyszy od świadków zapewne jeszcze wiele razy, bo tylko rolników poszkodowanych przez spółkę jest 667. Natomiast wszystkich świadków (także pracowników, rozmaite firmy i instytucje) prokuratura powołała aż 846.
Dziś jeden ze świadków, któremu Jantur nie zapłacił za 75 ton pszenicy kwoty 38 tys. 106 złotych opowiadał, jak w rozmowie wytknął prezesowi spółki Ch., że od dawna nie płaci dostawcom zboża, a rozliczył się z członkami rodziny, którzy też odstawiali ziarno do Janturu wypłacił ponad 200 tysięcy złotych. Prezes miał mu odpowiedzieć: - Miałem nie zapłacić bratankom?
Roman Ch. zareagował na tę wypowiedź, dowodząc, że we wspomnianym przed świadka czasie był w szpitalu. Świadek przyznał, że mógł pomylić miesiące, bo od tamtej pory minęły cztery lata.
Inny świadek, z powiatu toruńskiego, opowiadał, jak spalono mu ciągniki i maszyny. Wiązał to ze swoimi wypowiedziami w prasie i programem telewizyjnym, w którym opowiadał, jak oszukał go Jantur. W jego wsi - jak podkreślał - mieszka krewny braci Ch.
Dziś świadkowie opowiadali też sądowi, jak to, że Jantur wpakował ich w problemy finansowe odbiło się na ich sytuacji ekonomicznej i na zdrowiu. Wspominali też o zmarłych wierzycielach, którzy nie doczekali zakończenia procesu. W minioną sobotę pochowano kolejną osobę, Jana Raszkę z gminy Dobre. W lutym na zawał zmarł rolnik w powiatu włocławskiego osierocając trzy córki w wieku szkolnym. Jantur nie zapłacił mu za zboże ponad 600 tys. złotych.
Kolejna rozprawa 15 maja.
Czytaj e-wydanie »