Na kolonie zorganizowane przez miasto pojechały dzieci i młodzież wytypowane przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej - te z nisko uposażonych rodzin, sprawiające problemy wychowawcze, czy też dotknięte przez alkoholizm w ich najbliższym otoczeniu. Na organizację wypoczynku ratusz ogłosił przetarg. Wygrał go ośrodek "Natura" w miejscowości Bachorze pod Chojnicami. Tam pojechało sto pięćdziesiąt dzieci. Turnus z programem profilaktycznym trwał dwa tygodnie. Spora część jego uczestników nie będzie go dobrze wspominać. Kilka razy wzywano do "Natury" policję z Chojnic.
Dzieci biją dzieci
- Kierowniczka kolonii poprosiła nas o pomoc 9 sierpnia, kiedy 14-latek został pobity przez dwóch 16-latków z tego samego obozu. Nastolatek trafił do szpitala. Tego samego dnia doszło do pobicia 14-letniej dziewczynki przez trzy inne w wieku 14,15 i 16 lat. Napastniczki kazały milczeć poszkodowanej, ale prawdopodobnie o całej sprawie dowiedzieli się wychowawcy, którzy przenieśli ją do innego pokoju. Dzień później doszło do kolejnego pobicia. Sprawę zgłosiła nam jej matka. 11 sierpnia też musieliśmy przyjechać do ośrodka, bo naruszona została nietykalność cielesna 15-latki. Prowadzimy typowe czynności przygotowawcze. Wszystkie te sprawy będzie badać sąd dla nieletnich - mówi starszy sierżant Renata Konopelska z Komendy Powiatowej Policji w Chojnicach.
Agresywnych winowajców usunięto z ośrodka, ale to nie był jedyny problem dzieci z miejskich kolonii.
- Pojechał tam mój brat. Rysiek jak mnie zobaczył to miał łzy w oczach. Źle się tam czuł. Przede wszystkim przez brak jedzenia i atrakcji. Opowiadał mi, że na śniadanie dostawali po jednej bułce z jednym plasterkiem sera, kiełbasy i pomidora. Niewielkie porcje podawano też na obiad. W domkach, w których mieszkały dzieci nie było nawet radia. A co najgorsze, obok były prywatne kolonie dzieci ze Szczecina. Wyobraża sobie pan, tutaj atmosfera pełna napięcia, jakieś krzyki, przekleństwa, agresja, żal i smutek. A z drugiej strony śmiech i zabawa. Tamte dzieciaki miały trampolinę, na której mogły skakać i jedzenie do syta, a te potraktowano jak wyrzutków, kogoś gorszego - opowiada Ewa ze Szwederowa.
Aleksandra Lubińska, dyrektora wydziału zdrowia Urzędu Miasta, tłumaczy, że na turnusie przeprowadzano kontrole - byli tam urzędnicy i pracownicy MOPS-u.
Więcej cierpliwości
- Nie było zastrzeżeń do posiłków, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że niepotrzebnie doszło do zderzenia rzeczywistości dzieci z Bydgoszczy i tych ze Szczecina. W przyszłości postaramy się, żeby do takich sytuacji nie dochodziło, ale nie można nam zarzucić, że nic nie robiliśmy. Przecież nie mogliśmy ich wszystkich z tego obozu wyrzucić. To trudne dzieci, którym trzeba dać szansę, i które wymagają często o wiele więcej uwagi i cierpliwości niż inni ich rówieśnicy.