Andrzej Fejertag czekał, aż malarz przyjedzie z wakacji. Dziewiątego sierpnia 1977 późnym popołudniem w końcu zastał go w domu. Oficjalnie przyszedł w sprawie kopii flamandzkich obrazów. Zresztą obrazy naprawdę mu się podobały, chciał jeden powiesić w domu. Przy okazji zapytał o olej lniany, którego nie można było dostać nawet w sklepie dla plastyków.
Rozmowa toczyła się w miłej atmosferze. Żona malarza pożegnała się i wyszła na spacer z dzieckiem, wtedy Fejertag wyciągnął legitymację. - Jesteś tu służbowo? - zapytał artysta. Fejertag odnotował, "lekkie podenerwowanie" u rozmówcy.
Szeregowy Andrzej Fejertag rozpoczął pracę w Służbie Bezpieczeństwa ledwie pół roku wcześniej, miał 26 lat. Sprawa malarza była jedną z pierwszych, jaką się zajmował. Zeszyt ewidencyjny kandydata na T.W. - teczkę z białą okładką o numerze 02931 założył już w czerwcu. Panowie porozmawiali luźno. Malarz wyraził zrozumienie dla funkcjonowania służb, chociaż zastrzegł, że nie wszystko funkcjonuje w nich tak jak powinno
Kolejna rozmowa jest prawdopodobnie tylko formalnością. Fejertag już wcześniej uprzedzał, że będzie miał coś ważnego do powiedzenia, a malarz jest człowiekiem inteligentnym. Zobowiązanie do współpracy podpisuje własnym nazwiskiem i pseudonimem "Hipolit Lipiński".
Prawdziwy Hipolit Lipiński był krakowskim malarzem z drugiej połowy XIX wieku. Zapamiętany został za sprawą scenek rodzajowych, zmarł przedwcześnie.
Więcej przeczytasz w piątek w papierowym wydaniu "Gazety Pomorskiej". Możesz kupić też e-wydanie.
Czytaj e-wydanie »