Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jeśli nie pójdziemy na wybory do Parlamentu Europejskiego, oddamy swój głos kandydatom z innych miast!

Jacek Deptuła [email protected]
Budynek Parlamentu Europejskiego w Strasburgu. Tutaj spotykać się będą przyszli europosłowie z Polski z tymi z innych krajów Unii.
Budynek Parlamentu Europejskiego w Strasburgu. Tutaj spotykać się będą przyszli europosłowie z Polski z tymi z innych krajów Unii. Agata Kozicka
Idiotyczna, niekonstytucyjna, przekreślająca zasadę równości i promująca wielkie okręgi kosztem mniejszych.

To opinia europosła Ryszarda Czarneckiego z PiS o polskiej ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego. - Wprawdzie jestem dwukrotnym jej beneficjentem ale uważam, że napisana została bez sensu.

Janusz Zemke (SLD) tłumaczy z większą powściągliwością: - To najbardziej skomplikowane przepisy wyborcze w całej Unii. Obrazowo mówiąc, kandydat z Kujaw i Pomorza jest w sytuacji sprintera stojącego na starcie. Inni z dużych regionów, muszą przebiec 100 metrów, a ja trzysta i to w lepszym czasie.
- Sam nie do końca rozumiem tę ordynację - przyznaje Tadeusz Zwiefka z PO.
Nasz głos dla... kraju?

I właśnie ta ustawa może nam sprawić w maju przykrą niespodziankę. Obszar Polski podzielony jest na trzynaście okręgów wyborczych, kujawsko-pomorski ma numer dwa. Polacy mają zapewnione 51 miejsc w europarlamencie.

Czytaj: Kandydaci SLD do Parlamentu Europejskiego w naszym okręgu już znani

Fatalny zapis polega na tym, że żaden okręg nie ma przypisanej stałej liczby mandatów, jak to bywa w innych wyborach. O zwycięstwie decydują: liczba uprawnionych do głosowania, krajowy wynik danej partii oraz frekwencja. I ta jest najważniejsza. Wielkie okręgi nazywane są nawet "województwami biorącymi", bo mają zapewnione mandaty.
Chcąc jednak do końca zgłębić tajniki polskiej ordynacji (żeby było śmieszniej - nikt nam jej nie narzucał!) kontaktuję się z Biurem Informacyjnym Parlamentu Europejskiego w Warszawie. Proszę o rozmowę z ekspertem od unijnego prawa lub choćby jakieś materiały.

- Wie pan, no nie mamy czegoś takiego w jednym dokumencie.
- Może być w kilku.
- To proszę zadzwonić albo wysłać e-maila do rzecznika prasowego. Ale dzisiaj go nie ma.
- A kiedy będzie?
- Jutro też nie. Ale pojutrze już tak - usłyszałem.
Dałem się zwieść urzędnikom biura informacyjnego, którzy na stronie internetowej zapewniają, że "naszym celem jest, aby żadne pytanie o Parlament Europejski, które dotrze do nas nie pozostało bez odpowiedzi. Żeby nikt nie odchodził z kwitkiem, ilekroć chcą włączyć się w informowanie o Unii Europejskiej".

Rzeczową informację otrzymuję dopiero w Instytucie Spraw Publicznych. Dr Agnieszka Łada potwierdza, że nasza ordynacja jest ułomna: - Rzeczywiście może tak być, że z danego okręgu, jeśli frekwencja w nim będzie niska, nie zostanie wybrany żaden poseł. Głosy przepadną, a mandaty przejdą do innego okręgu. Żaden inny kraj nie uzależnia w tak ścisły sposób liczby mandatów od frekwencji oraz ilości i liczby ludności w okręgu.
Najprościej mówiąc - głosując w naszym okręgu na kandydata X z partii Y może się okazać, że... poparliśmy pana P z Mazowsza.

Pięć lat temu regionowi się udało, ale jak? Trzej kujawsko-pomorscy europosłowie otrzymali ostatnie mandaty z liczby przysługujących partiom. Pewniakiem był tylko Zwiefka z PO dzięki własnym głosom i 44-procentowemu wynikowi partii w całym kraju. Zemke dostał się do PE przewagą 1600 głosów nad kolegą z innego regionu, a Czarnecki - około 300 głosami. Balansowali na granicy ponieważ frekwencja w regionie była niższa aniżeli średnia krajowa - wynosiła zaledwie 23 procent. Na eurowybory chodzą przede wszystkim mieszkańcy dużych miast. W ten sposób najwięcej pewnych mandatów mają na Mazowszu i w Warszawie, w Katowicach, Wrocławiu i Poznaniu. - W założeniu - tłumaczy dr Agnieszka Łada - ten system miał przyczynić się do podwyższenia frekwencji, co okazało się iluzją.

- Jeśli w maju zawiodą wyborcy - województwo nie będzie miało ani jednego przedstawiciela w Brukseli - twierdzą nasi europosłowie. Tadeusz Zwiefka i Ryszard Czarnecki wydają się być pewni siebie, mimo że obaj nie otrzymali jeszcze błogosławieństwa partyjnych liderów. W 2005 roku do urn w województwie poszło niecałe 400 tysięcy uprawnionych do głosowania. Wystarczy 10 tysięcy mniej - i po europejskiej herbatce.

Oczywiście, nasi politycy dostrzegają konieczność zmiany ordynacji. W 2009 roku chciał tego Sojusz, trzy lata później chciała Platforma. I na chciejstwie się skończyło, bo politykom z pierwszych stron gazet ta ordynacja jest na rękę. W dyskusjach na temat zmian pojawiały się pomysły ewentualnego wprowadzenia jednego okręgu wyborczego w kraju. Zwolennicy podziału na 13 okręgów argumentowali, że taki motywuje zarówno wyborców, jak i europosłów. Wyborców - do głoso-wania na kogoś, kogo znają, przynajmniej teoretycznie, nie tylko z telewizji, kandydatów zaś - do pracy w terenie. Argument jest słuszny, ale tylko w teorii. Ryszard Czarnecki znany jest chyba wszystkim wyborcom w regionie, ale z telewizji. Najlepiej znany jest w regionie Janusz Zemke, za nim Tadeusz Zwiefka.

Czytaj: Kazimiera Szczuka, wojująca feministka, będzie reprezentować Kujawsko-Pomorskie z listy Twojego Ruchu!

Z drugiej strony także wyborcy powinni samokrytycznie spojrzeć w lustro. Badania Instytutu Spraw Publicznych dowodzą, że i tak 70 procent Polaków nie potrafi wymienić ani jednego nazwiska polskiego europosła. Oznacza to, że ich znajomość, nawet reprezentantów z własnego podwórka, jest symboliczna. Dziwi to zważywszy, że Polacy są jednym z bardziej proeuropejskich narodów kontynentu. Większość z nas ufa Wspólnocie lecz niewiele wie o jej funkcjonowaniu.

Poza dość powszechną wiedzą o zarobkach europosłów co trzeci rodak sądzi, iż brukselskich parlamentarzystów wybiera... Sejm i Senat. Prawie 15 proc. jest przekonanych, że posłów do PE mianuje rząd lub prezydent. Tymczasem majowe wybory - tak jak poprzednie - są bezpośrednie i powszechne. Szkoda tylko, że za sprawą nieszczęsnej ordynacji "tylko trochę" decydujemy, kto nas będzie reprezentował.
Do wyborów europejskich zostało sto dni. Partie prężą muskuły, trwają podchody o najlepsze miejsce na listach i o ogromne apanaże europosłów. Miesięczna pensja to 7500 euro netto plus 300 euro diety za każdy dzień udziału w posiedzeniu PE oraz 304 euro za dzień pracy w komisji. To dziesięć razy więcej, aniżeli średnia krajowa! Jednak bardziej wtajemniczeni wiedzą, że tak naprawdę "tylko trochę" chodzi o wybranie kompetentnych przedstawicieli Polski do forum Europy. Przede wszystkim celem jest zdobycie władzy w jesiennych wyborach samorządowych a potem w parlamentarnych.

Kto kogo, kto z kim
U nas od kilku tygodni gotuje się na partyjnej giełdzie kandydatów. W najbardziej komfortowej sytuacji jest Janusz Zemke, któremu partia udzieliła bezwarunkowego poparcia. Murowanym kandydatem PSL do Brukseli jest też Eugeniusz Kłopotek. Jak sam twierdzi - zmusiła go do tego partia, bo jest znany i może "pociągnąć" listę. Jednak szanse lidera ludowców w województwie są nikłe. Kandydaci PSL z wielkich okregów zgarną wszystkie mandaty.

Sensacją ostatnich dni sta-ła się nominacja Kazimiery Szczuki na kujawsko-pomorską "jedynkę" Twojego Ruchu Janusza Palikota. Stołeczna działaczka feministyczna nie ukrywa, że dopiero teraz przygotowuje się do roli przyszłej reprezentantki województwa. Stara się dowiedzieć jak najwięcej na temat regionu, czyta, umawia się na pierwsze spotkania. Jednak i Twojemu Ruchowi nie daje się większych szans na mandat z województwa. Chyba że... Chyba że pomoże ordynacja - Twój Ruch musiałby zdobyć bardzo duże poparcie w kraju, frekwencja wyborcza musiałaby w regionie wynosić około 25 procent, a Kazimiera Szczuka - zdobyć kilkadziesiąt tysięcy głosów.

Prezes PiS Jarosław Kaczyński nie uchylił jeszcze rąbka tajemnicy. - Zadeklarowałem gotowość do startu z waszego regionu - zapewnił Ryszard Czarnecki.
Doskonale wie, że i tym razem może pomóc ordynacja: PiS ma bowiem duże szanse na dobry wynik w kraju. Pytanie tylko, czy pięcioletnia nieobecność posła na Kujawach i Pomorzu go nie zdyskwalifikuje w oczach elektoratu?

Ciężkie boje toczą się w regionalnej Platformie. Teoretycznie pewnym kandydatem z dziesięcioletnim brukselskim stażem powinien być Tadeusz Zwiefka. Ale na przeszkodzie do "jedynki" może stanąć Tomasz Lenz, lider regionalnej PO (jeden z polityków partii powiedział mi: - Lenz naprawdę wierzy, że PO zdobędzie u nas mandat. Niech on się puknie w głowę - przewalimy te wybory na perłowo...). Niewykluczone, że rywali pogodzi kolejny spadochroniarz. Może to być Dariusz Rosati albo nawet Henryka Krzywonos.

Pełne listy kandydatów partie obiecują zaprezentować w połowie marca. Mniejsze ugrupowania - Solidarna Polska czy Polska Razem nie mają większych szans.


Mimo zawiłej ordynacji jestem przekonany, że powinniśmy iść na wybory. W Brukseli i Strasburgu naprawdę zapadają ważne dla Polski decyzje. Warto mieć na nie choćby niewielki wpływ. Warto wiedzieć o nich z pierwszej ręki za pośrednictwem mediów. Jeśli zostaniemy w w maju w domu - o Unii dowiadywać się będziemy w Poznaniu lub na przykład Katowicach.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska