Centrum Bydgoszczy w samo południe. Na brzegu Brdy siedzi sobie pan Jarosław. Czeka na darmowy obiad, który zaraz mu wydadzą w Polskim Czerwonym Krzyżu.
- Obiad dostanę, ale picie noszę ze sobą - mówi i wyjmuje z torby półtoralitrową butelkę wody. - Upał tak samo dokucza, jak mróz. Przynajmniej bezdomnym.
Kiedyś nieźle zarabiał
On jest bezdomny od 10 lat. - Rozwiodłem się z żoną, zostawiłem jej i córkom mieszkanie - opowiada bydgoszczanin.
Pracował w kilku zakładach "zachemowskich".
Nieźle wówczas zarabiał. - Średnią krajową - wspomina. - I to nie tą najniższą. Stać mnie było na wynajem kawalerki. Potem pokoju.
Potem jednak stracił pracę, bo firmy plajtowały. Tę legalną. Poszukał innej, ale już na czarno i gorzej płatnej. - Nie chcieli mnie przyjąć normalnie, bo nie miałem zameldowania.
Nadal go nie ma. Stał się bezdomnym. Ale pracę ma. Dorabia sobie, ciągle bez umowy.
- Ostatnio przez trzy miesiące pracowałem przy tamie, jako "młotkowy". Dostawałem miesięcznie 1500 złotych. Cały czas na powietrzu, w słońcu wbijałem gwoździe w drewniane elementy. Dzień w dzień. Przedwczoraj zasłabłem. Szef mi podziękował. Nie mogę już wrócić do tej firmy.
Będzie szukał szczęścia w następnej.
Na czarno
- Dziwnym bezdomnym jestem, bo pracującym - określa sam siebie pan Jarosław. - Nie zbieram puszek i złomu. Nie chodzę na żebry. Zasiłku też nie dostaję. Wolę już pracować na czarno.
Ubrany też jest na czarno. Nawet plecak (w jakim trzyma wodę) ma czarny.
- Wiem, wiem, w tym upale nie powinno nosić się ciuchów w takim kolorze, ale jedynie takie mam - dodaje mężczyzna.
Ciemne wolniej się brudzą, rzadziej trzeba prać. - Ja piorę - przyznaje pan Jarosław. - Koczuję w pustostanie w Starym Fordonie, niedaleko Wisły. W rzece piorę rzeczy. Mam swoje miejsce. Nikt nie widzi.
Zobacz także: Smród, butelki po winie, śmieci, fekalia. Kupujący nie chcą tu przychodzić - skarżą się sprzedawcy
W rzece też się myje. - Zimą to niekoniecznie, ale teraz, w upały, codziennie. Inaczej swojego zapachu bym nie wytrzymał - uśmiecha się.
W schronisku miałby normalną łazienkę.
- Nie chcę tam iść. Byłem i mi się nie podobało. Dokumenty mi ukradli - wyjaśnia bydgoszczanin. - Lato spędzę w moim pustostanie.
W schroniskach nie tylko zimą jest tłok.
- W naszym jest 66 miejsc i wszystkie są zajęte - informuje Marek Bukowicki, pracownik schroniska dla bezdomnych mężczyzn przy ul. Curie-Skłodowskiej w Toruniu. - W noclegowni mamy za to wolne miejsca. Teraz przebywa tutaj około 40 ludzi. Możemy przyjąć drugie tyle.
Obiad dla 1200 osób
Nie tylko w schroniskach w regionie są tłumy. W stołówkach przygotowujących darmowe posiłki dla najuboższych - podobny ścisk.
- Do nas codziennie na obiady przychodzi około 1200 osób - oblicza Elżbieta Tomaszkiewicz, dyrektor Miejskiej Jadłodajni "U świętego Antoniego" przy ul. Św. Antoniego we Włocławku. To największa tego typu stołówka w województwie.
Wczoraj podopieczni mieli typowo letni obiad: zupę owocową, a na drugie danie - skrzydełka z ziemniakami plus surówkę.
Picie też jest. - Około 600 litrów schodzi nam teraz każdego dnia w to gorąco - szacują w jadłodajni.
Do wyboru jest: woda mineralna, woda z sokiem, kawa zbożowa z mlekiem albo miętówka.
Pan na trawniku
Ci, którzy wolą wódkę, tutaj jej nie dostaną. Ale i tak niektórzy kupują ją choćby po obiedzie. Zdarza się, że potem leżą na trawniku, ławce albo obok przystanku autobusowego.
W bydgoskiej straży miejskiej średnio co 14. zgłoszenie dotyczy osób bezdomnych.
- Gdy jest pogoda, jak teraz, interweniujemy natychmiast - zaznacza Arkadiusz Bereszyński, rzecznik Straży Miejskiej w Bydgoszczy. - Kiedy zachodzi potrzeba, wzywamy pogotowie. Czasem osoba jest zabierana do szpitala.
A jeśli nie, to strażnicy proponują bezdomnemu przewiezienie do schroniska. I zazwyczaj słyszą odmowę.
Rzadko kiedy bezdomny, który żyje pod chmurką, zgadza się iść do placówki.
Są wyjątki. Zgadzają się, żeby zamieszkać w schronisku. I gdy po raz pierwszy przekraczają jego próg, czasem są zdziwieni.
- Co tak ciepło? Klimatyzacja w pokojach nie działa? - pytają bezdomni.