Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jestem spełnionym człowiekiem

Barbara Szmejter
Rozmowa z Janem Marczakiem, nadleśniczym z Nadleśnictwa Włocławek, który odchodzi właśnie na emeryturę.

- Pańskie nazwisko "od zawsze" kojarzy się z leśnictwem, a tu nagle słyszę, że odchodzi pan właśnie na emeryturę. Nie będzie trochę żal?
- Pewnie będzie. Kiedyś trzeba jednak odejść i myślę, że dla mnie właśnie nadszedł ten czas. Cieszę się, bo zostawiam nadleśnictwo w dobrej kondycji, z wyremontowanymi leśniczówkami, ale przede wszystkim z ludźmi, którzy doskonale znają swój fach.

- Jednym z nich jest pański syn...
- Tak, Rafał, leśniczy na Rybnicy. Nigdy nie narzucałem niczego swoim dzieciom, chciałem, aby szły własną drogą. Ale oboje wybrali mundury. Rafał jest leśnikiem, Małgosia policjantką. Jej syn a mój wnuk, obecnie gimnazjalista, od dawna twierdzi, że też chce pójść w moje ślady.

- Co jest takiego pociągającego w tym zawodzie? To przecież niezbyt łatwy kawałek chleba. Częste przeprowadzki, konieczność przemeblowywania całego życia. A pieniądze chyba nieszczególne?
- Status leśnika zmienił się w 1992 roku. Wtedy weszła w życie nowa ustawa o lasach. Wcześniej bywało naprawdę trudno. Wiele razy w życiu musiałem się przeprowadzać, bywało, że gdzie indziej mieszkałem, gdzie indziej pracowałem. Częste zmiany były charakterystyczne dla tego zawodu. Teraz jest chyba spokojniej i jeśli leśniczy dobrze pracuje, nie podpada, to zwykle pozostaje w jednym miejscu przez wiele lat.

- Pan zaczynał w innych czasach...
- Moje doświadczenia zawodowe sięgają roku 1962, gdy zaczynałem jako stażysta. Rok później byłem już leśnikiem w leśnictwie Smolarskie w rejonie Jedwabnej. Potem już nie sam, a z żoną i malutką córką, trafiłem do słynnej Wspólnoty Leśnej Rolników Miasta Kowal. Po drodze było też Boniewo, gdzie poszedłem "za wodą i żarówką", bo jeszcze zaoczne studia kończyłem przy lampie naftowej. Do Włocławka przyszedłem w 1979 roku i zostałem zastępcą nadleśniczego.

- Kilka lat później coś się jednak wydarzyło...
- Nie wiem, czy warto to wspominać, ale rzeczywiście... Nadleśniczego odwołano, ja wygrałem konkurs na jego następcę, ale powołano kogoś innego. I ten ktoś zwolnił mnie z pracy, nagle i bez przedstawienia żadnej innej propozycji.

- Szok?
- Jeszcze jaki! Po trzydziestu latach pracy zostałem nagle z niczym. Miałem propozycje pracy w różnych instytucjach, ale nie wyobrażałem sobie siebie w roli urzędnika. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Wróciłem do leśnictwa, choć przez pewien czas musiałem dojeżdżać do pracy aż do Gniewkowa.

- Żałuje pan czegoś?
- Nie. Jestem spełnionym człowiekiem, spotykałem wspaniałych ludzi. Gdybym miał zacząć jeszcze raz, poszedłbym tą samą drogą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska