Choć wiele kamienic na Starówce cieszy oko nowymi, kolorowymi fasadami ta stojącą przy ul. Łaziennej 9 wciąż straszy smutnym, szarym licem. To jednak nic w porównaniu z tym, co czeka tego, kto odważy się zajrzeć na podwórko. W piątek znaczną część niewielkiego dziedzińca zajmowała wielka sterta gruzu. Nieczystości zgromadzone są tuż pod oknem jednego z mieszkań na parterze.
- Sama widziałam jak w biały dzień po tych śmieciach latały szczury - _twierdzi koleżanka lokatorki z parteru, do niedawna również mieszkającą w tej kamienicy. - _Jakie to szczęście, że się stąd wyprowadziłam.
- Prosiliśmy pana Żółkiewicza, żeby zrobił w kamienicy porządek. To nam odpowiedział, że nic mu nie zrobimy, bo zna prezydenta Zaleskiego - _twierdzi lokatorka z parteru.
Ryszard Żółkiewicz zaprzecza by w ten sposób zwracał się do lokatorów. A prezydenta zna powierzchownie.
Straż ustala
Za to jego brat Jerzy Żółkiewicz jest dobrym znajomym Zaleskiego. Przejął po nim rządy nad Młodzieżową Spółdzielnią Mieszkaniową. Jest także liderem toruńskiego oddziału Stowarzyszenia "Ordynacka". Zaleski jest szefem "Ordynackiej" w Toruniu. Obaj panowie znają się już ponad 20 lat, od czasów studiów i wspólnej działalności w ówczesnych organizacjach młodzieżowych. Żółkiewicz był szefem ZSP w woj. toruńskim, Zaleski jego zastępcą.
Lokatorzy nie dali jednak za wygraną i wezwali straż miejską. - Ustalamy właściciela kamienicy, który zostanie wezwany do usunięcia śmieci. Jeżeli tego nie zrobi otrzyma mandat - _mówi "Pomorskiej" w piątek Wiesław Lewandowski, rzecznik prasowy toruńskich municypalnych. - Wcześniej, kilkakrotnie ta posesja była kontrolowana i nie było odpadów.
Tymczasem sam Ryszard Żółkiewicz przyznaje, że śmieci na podwórku gromadzone są przez miesiąc, a dopiero potem wywożone, gdy nazbiera się ich cały kontener.
Gdy wskazuję na możliwość, z której korzystają pozostali właściciele i zarządcy remontujący kamienice na Starówce, czyli opłacenie w Miejskim Zarządzie Dróg tzw. zajęcia pasa drogowego i ustawienia kontenera, na stałe, przed budynkiem, milknie.
Pożyczka od gminy
Od ośmiu lat gmina, by pomóc kamienicznikom, którzy mają problemy z utrzymaniem znajdujących się w kiepskim stanie budynków (m.in. dlatego, bo mają lokatorów z tzw. decyzji, którzy płacą niski czynsz) wprowadziła dla nich tylko 3 procentowe, rozłożone na 4 do 12 lat pożyczki hipoteczne.
Ponieważ chętnych do uzyskania tych kredytów zwykle było jeszcze raz tyle ile wynosiły możliwości finansowe miasta, powołano specjalny zespół, który ma wnioskować, do władz miasta, komu te pieniądze są najbardziej potrzebne. Przy ocenie podań komisja powinna preferować budynki zagrożone katastrofą i stanowiące niebezpieczeństwo dla ludzi.
Kamienica przy ul. Łaziennej 9 była jedną z pierwszych, które ówczesne władze miasta zakwalifikowały w 1996 roku do przyznania kredytów. 38 tys. zł, na 10 lat i przypomnijmy na 3 proc. (banki wtedy dawały pożyczki obciążone ponad 20 proc.)
W podaniu Elżbieta Żółkiewicz, żona Ryszarda i prawowita właścicielka budynku, napisała, że 18 tys. zł zamierza przeznaczyć na "likwidację bezpośredniego zagrożenia ludzi w wyniku zniszczenia oficyny". W 1994 roku orzeczono w jej wypadku katastrofę budowlaną i wysiedlono lokatorów. Ponieważ wtedy jeszcze budynkiem administrowało Zrzeszenie Właścicieli i Zarządców Nieruchomości (pani Żółkiewicz kupiła dom później) mieszkańcy oficyny dostali lokale od gminy.
Pozostałe 20 tys. zł miało zostać przeznaczone na prace w budynku głównym: "remont dachu, naprawę balkonów oraz elewacji frontowej". Właściciele kamienicy pieniądze od miasta otrzymują dopiero po wykonaniu zadeklarowanych prac, potwierdzonych rachunkami oraz podpisem komunalnego urzędnika, w formie refundacji. I choć fasada budynku przy Łaziennej 9 wciąż straszy brudem i zniszczeniami miasto pieniądze przekazało.
Ktoś się pomylił
Co więcej władze miasta zgodziły się na aneksowanie umowy pożyczki i wydłużenie jej spłaty z 10 do 15 lat. Dlaczego? Bo wcześniej pożyczkobiorca nie oddawał gminie tyle ile powinien. Jego zaległości wobec miasta sięgały już prawie 6 tys. zł. Kwotę tę pani Żółkiewicz, w myśl aneksu, spłaci dopiero na końcu, czyli w grudniu 2011 r., i to bez karnych odsetek.
Żółkiewicze twierdzą, że zawinili jednak magistraccy urzędnicy, którzy popełnili błąd i wyliczyli o połowę za niskie raty.
Tymczasem pieniądze zwracane przez pożyczkobiorców miały stanowić zabezpieczenie kredytów na rok następny, dla kolejnych wnioskodawców. Taki samonapędzający się mechanizm. W tej sytuacji jednak część pieniędzy dla kolejnych kamieniczników musiała pochodzić z budżetu gminy.
Także oficyna kamienicy, na remont której gmina dała pieniądze, została uratowana przed katastrofą budowlaną dopiero po kilku latach od pożyczki. Mimo to, już wcześniej, bezprawnie, zamieszkali w niej ludzie - młode małżeństwo z dzieckiem.Ryszard Żółkiewicz twierdzi, że wprowadzili sięsamowolnie, a on nie interweniował, z litości, bo wcześniej mieszkali w strasznych warunkach.
Żeby się wyprowadzili
Teraz w oficynie, już legalnie, mieszka kilku lokatorów, którzy jak przyznaje sam Żółkiewicz, płacą znacznie wyższy czynsz od tzw. starych lokatorów, z przydziału.
- _Z tego, co się orientuję, tam są jakieś kłótnie. Zdaje się, że właściciel chce zniechęcić dotychczasowych lokatorów do dalszego zamieszkiwania w tym miejscu i doprowadzić do tego, żeby się wyprowadzili - _mówi Wiesław Lewandowski, rzecznik straży miejskiej.
Przypomnijmy, że warunkiem uzyskania korzystnej pożyczki od miasta było zamieszkiwanie w danym budynku lokatorów z tzw. przydziału. A do obowiązków gminy należy także troska o osoby najuboższe i wymagające opieki. Również bezrobotne i emerytów. Takich jak "starzy" lokatorzy kamienicy przy ul. Łaziennej 9.
