
(fot. fot. Lech Kamiński)
- Pies w mieście to dobry pomysł?
- Dobry, pod warunkiem, że uwzględnimy nasze możliwości lokalowe, czasowe i plany wobec zwierzaka. Jeśli ma to być tylko przyjaciel domu, bez opcji dalszego rozrodu, to jak najbardziej może to być kundelek ze schroniska. Osobiście jestem jednak zwolenniczką psów rasowych z rodowodem. I nie jest to przejaw snobizmu albo manii wyższości. Wszystkie przypadki pogryzień, o których słyszymy w Polsce, dotyczą psów bez rodowodu. To mieszanki wybuchowe - psy, których rodzice nie przeszli testów psychicznych, koniecznych w przypadku ras agresywnych. Przy nieodpowiednim prowadzeniu charakter psa wyostrza się i dochodzi do niebezpiecznych sytuacji. Dla bezpieczeństwa swojego i otoczenia warto więc zainwestować w psa ze sprawdzonej hodowli.
- Z drugiej strony jest dobro samego zwierzęcia. W naszych blokach często hodowane są duże rasy. Owczarek niemiecki w kawalerce...
- To bardzo nieodpowiedzialne. Duże rasy potrzebują wybiegania i przestrzeni, by dać upust emocjom i energii. To nie jest możliwe 30-40 metrach. W wielu krajach hodowla takich psów w mieszkaniach jest zabroniona. Do nas takie standardy dopiero docierają. Gdy mamy do dyspozycji małe mieszkanie, lepiej zaopiekować się myszką, królikiem, żółwiem albo papugą.
- Unikniemy też konfliktów z sąsiadami, zniecierpliwionymi ujadaniem psa pod nieobecność właściciela...
- Jestem miłośniczką psów, ale nie znoszę, gdy zwierzę, także moje, szczeka bez powodu. Właściciel ma obowiązek zadbać o to, by jego pupil nie był uciążliwy dla otoczenia i to nie tylko w czasie ciszy nocnej. Znam przypadki hodowców ukaranych przez straż miejską za hałas powodowany przez ich psy. Warto więc walczyć z uciążliwymi sąsiadami, mamy do tego narzędzia.
- Jednak najwyraźniej paragrafy i mandaty nie wszystkich odstraszają. Od lat wiadomo, że trzeba sprzątać po swoim psie, a i tak na osiedlowych trawnikach jest pełno odchodów.
- To wymaga zmiany mentalności, odpowiedniego wychowania i dojrzałości społeczeństwa. Pamiętam, że kilkanaście lat temu miałam gości ze Skandynawii i wówczas szokowało mnie, że zbierają kupki pozostawione przez ich psy. Teraz to dla mnie żaden problem - na spacerze z Crackerem zawsze mam foliowy woreczek i sprzątam jego odchody. Ale wielu ludzi to wciąż dziwi. Wierzę jednak, że niedługo przestaniemy się wstydzić psiej fizjologii i na ulicy Szerokiej nie będzie musiał się pojawiać odkurzacz do kup.