https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kawałek świata

Bogumił Drogorób
Dostawa towaru w Kretkach Dużych
Dostawa towaru w Kretkach Dużych Fot. Bogumił Drogorób
W Kretkach Dużych musi być inaczej niż w Kretkach Małych. To pewne. Ta myśl przewodnia kołacze mi po głowie, gdy ruszam w tamte strony.

W połowie drogi między Brodnicą a Rypinem jest Osiek. W Osieku za kościołem w lewo. Dajesz siedemset dwadzieścia osiem kroków, wolnym rytmem dochodzisz do skrzyżowania. Przy skrzyżowaniu jest krzyż drewniany i - tuż obok - powalony, betonowy słupek przystanku autobusowego z malunkiem autobusu. Nazwa przystanku w miarę czytelna: Kretki skrzyż. Na cały napis - skrzyżowanie - brakuje miejsca. Badam, czy nie ma przypadkiem rozkładu jazdy. Nie ma.

Jeżeli staniesz na skrzyżowaniu, to z tyłu masz drogę do Osieka, w prawą stronę pójdziesz do Kretek Małych, za lewą ręką do Kretek Dużych. Tak stanowią drogowskazy. Z tego miejsca do Kretek Dużych jest 3 km, do Kretek Małych także 3 km. Ta zgodność może wprowadzić zamęt, więc trzeba wybierać szybko. Idę na Kretki Duże.

Po drodze jest hurtownia pasz, a tuż za nią tory kolejowe i stary, nieczynny przystanek PKP. Kręcą mnie takie miejsca, muszę je dokładnie obwąchać. Jest coś, może ktoś?

Pies szczeka! Skoro jest pies musi być człowiek. Wychodzi z drewutni mężczyzna około czterdziestki. Wzrok przyjacielski, ręce spracowane. Gadamy o tej stacyjce. Ja, że już tu żaden pociąg nie jeździ. On, że jeżdżą, czasami. Bo na przykład, dajmy na to, z Płocka do Gdańska cysterny. Pewnie z paliwem. Albo do Rypina pojedzie z gazem, a tam ten gaz wpuszczą do butli, a butle powiozą po kraju.

Doczepiam się do rynny. Ładny obrazek. Kawał rury wisi na drucie i kołysze się na wietrze. Ostatnia już taka rynna na stacyjce. Złomiarze nie sięgną, bo jednak za wysoko. Nawet jeżeli jeden drugiemu wejdzie na plecy i nawet gdy są trzeźwi. Nie sięgną.

- Jak powiało, co taka wielka wichura była, to rynna się urwała.
- Nie do końca.
- Prawda, jeszcze wisi. Ale, ale... Chodź pan no tu, coś pokażę - mężczyzna z drewutni przywołuje mnie gestem ręki. Dowiaduję się, że mieszka na tej stacyjce z matką, jest kawalerem i jakoś mu czas mija. Nazywa się Jan Kaźmierczak
- Te beczki - wchodzimy do korytarza - widzi pan? Woda w nich jest.
- I co z tego?
- A z tego, że my tu wody nie mamy. Przywożą raz na tydzień. Napełni się ze trzy beczki i jest. Można żyć.
Ciekawa rzecz - kiedy Jana Kaźmierczaka wraz z matką dogoni cywilizacja?
Kretki Duże, centrum wsi, czyli sklep. W sklepie sklepowa i grono klientów. Panowie mają ochotę na piwo, a najlepiej realizuje ową tęsknotę starszy w czapce bejsbolowej z wypłowiałym nadrukiem, zarost trzydniowy. Bierze butelkę i wychodzi, bo przy piwie trzeba palić, a w sklepie nie można. Z towarzystwa jednak nie wypada. Kątem oka przez uchylone drzwi łapie strzępy rozmowy.
A rozmawiamy o Kretkach Dużych, które - jak się okazuje - są mniejsze od Kretek Małych.
- Kretki Małe są większe od Dużych - wzmacnia ten pogląd blondyn, a popierają go wszyscy, łącznie ze sklepową, sołtysem Wiesławem Gulczyńskim, synem sołtysa Grzegorzem.
Do tego chóru dołączam podkładkę statystyczną, urzędową. W Kretkach Dużych
- 157 mieszkańców. W Kretkach Małych - 356. <.i>
-
Już się nie zgadza - blondyn wie swoje. - _U sąsiadów się urodziła córka!
Śmiejemy się, sklepowa też. Dopisuję do listy nowego obywatela.
Wraca starszy, w czapce bejsbolowej, przeklina pod nosem, że jeszcze nie przyjechali. Z towarem do sklepu. Chleb wożą co drugi dzień.
Sołtys Wiesław Gulczyński kończy kadencję i jeszcze nie wie, czy on, czy może syn.
- Jasne, na młodych trzeba stawiać - uważa blondyn, odliczając na piwo.
- Gdybym nie spotkał pana w sklepie - mówię - pewnie w ogóle bym nie spotkał. Nie ma tabliczki SOŁTYS na żadnym domu w Kretkach Dużych.
- Wyszło tak, że poprzedni sołtys, jak ze mną przegrał wybory, to mi nie dał tej tabliczki. Zostawił sobie na pamiątkę. No i co robić?
Starszy w bejsbolówce, czujnie przy oknie, pełny ogląd kawałka szosy. I wreszcie twarz mu się rozpromienia.
- Są - woła, widząc samochód z towarem wykręcający tyłem przed sklep. - A ja na was, k..., czekam od rana!
Skrzynki z piwem i winem "Dziki Zachód" młodzi, krzepcy transportowcy wnoszą do sklepu. Radość na twarzy pod bejsbolówką przeogromna.
Kieruję się na szkołę. Osiemnaścioro dzieci. W tym siódemka to aspiranci z zerówki. Marne perspektywy.
Do Kretek Małych wiedzie asfalt podziurawiony zimami od lat kilkunastu, samochodami ciężkimi, ciągnikami, autobusami. Staniesz we wsi, na szosie, twarzą do figurki Matki Boskiej z Dzieciątkiem, w prawą stronę pojedziesz do wsi Michałki, ale można też dojechać na Syberię. O dwunastej z minutami autobus, rozkład jazdy w starym barze, zamkniętym, zakratowanym, informuje. A nawet dalej, choćby do Mławy. Przebić się stąd do świata można.
Sklep, zielona budka. Przestronny, bardziej funkcjonalny, ale chyba nie tak rodzinny jak w Kretkach Dużych. Przy sklepie grzybek drewniany z sową na dachu, pniaki do siedzenia. Piwny ogródek. Tam życie towarzyskie jeszcze się nie toczy. Za chłodno. Gatunek napojów ten sam, co w Kretkach Dużych.
- Liczy się marka - przekonuje chudy zaciągając się papierosem.
- Jaka marka?
- "Dziki Zachód" przecież nie "Marconi"choć od biedy można je wypić.
Na ścianie zlewni skrzynka pocztowa. Napiszesz list w piątek, do rodziny w Kretkach Dużych, to będzie leżał cały tydzień, bo tylko w czwartki wyjmuje się przesyłki listowe.
Przystanek autobusowy jak akwarium. Częściowo ochroni przed deszczem, częściowo przed wiatrem, bo częściowo szyby wybite, w drzwiach też. Czekam na powrotny z Syberii. Nadjeżdża dość planowo.


Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska