Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy waga ciała zagraża życiu, trzeba coś stracić, żeby zyskać zdrowie. Także w Toruniu

Roman Laudański
Roman Laudański
Otyłość patologiczna jest chorobą śmiertelną, jeśli nie wdroży się odpowiedniego leczenia. Otyły pacjent umiera z powodu chorób towarzyszących - przestrzegają lekarze.
Otyłość patologiczna jest chorobą śmiertelną, jeśli nie wdroży się odpowiedniego leczenia. Otyły pacjent umiera z powodu chorób towarzyszących - przestrzegają lekarze. Pixabay
Otyłość patologiczna jest chorobą śmiertelną, jeśli nie wdroży się odpowiedniego leczenia. Otyły pacjent umiera z powodu chorób towarzyszących - przestrzegają lekarze. Ilona i Joanna są „lżejsze” o 80 procent swoich żołądków, dzięki czemu tracą zbędne kilogramy.

Całe życie byłam otyłym dzieckiem, później otyłą nastolatką, dwudziestolatką, która nigdy nie była na diecie. Od małego byłam nauczona, że co dostałam na talerzu, to trzeba zjeść. Zjadałam wszystko. Z roku na rok było gorzej. Waga rosła - to opowieść pochodzącej z okolic Lipna Ilony Jankowskiej.

Kilka miesięcy temu przeszła operację zmniejszenia żołądka. Podobnie jak mieszkająca w Oborach pod Toruniem Joanna Puszakowska: - Zawsze byłam gruba - wspomina Joanna. - Z każdych wakacji u babci wracałam grubsza. Wiadomo, jak to u babci: zjedz kotlecika, a teraz paróweczkę. Waga rosła. Już w gimnazjum ważyłam ponad sto kilogramów.

Ilona: - Mimo swojej tuszy zawsze byłam żwawym dzieckiem. Może nie za wszystkimi nadążałam, ale starałam się. Lubiłam jazdę na rowerze, grałam w piłkę, spędzałam aktywnie czas. Teraz już wiem, jakie popełniałam błędy. Jadłam do syta, posiłki raczej „chłopskie”. Najadałam się na noc. W szkole nie pamiętam nieprzyjemności, nikt raczej mnie nie wyzywał.

Joanna: - Jak patrzyli na mnie rówieśnicy? My, grubasy mamy tak, że przyciągamy ludzi nie wyglądem, a sposobem bycia. Staramy się być bardziej sympatyczni, żeby ludzie nas lubili, ponieważ osoby otyłe są stygmatyzowane. Doświadczałam tego nieraz, a przecież chciałam mieć koleżanki i kolegów. Tylko że zawsze byłam inna, gruba. To siedziało z tyłu głowy. Starałam się nadrabiać zajefajnością, jak to się kiedyś mówiło. Mój ojciec, alkoholik, zawsze powtarzał, że jestem do niczego, bo jestem gruba. To bolało. Takie słowa nigdy nie powinny paść. Przecież nie ma znaczenia, czy jesteś gruby, czy chudy. Możesz osiągnąć sukces nawet będąc ciężko chorym.

Ilona: - Jako osoba otyła nie mogłam włożyć dziewczęcych spodni, wybierałam męskie dżinsy. Zresztą preferowałam dział męski z uwagi na większe rozmiary. Dopiero od trzech lat udaje mi się coś znaleźć w dziale damskim, chociaż też nie wszy- stko. Może to przyzwyczajenie, że w dziale męskim coś dla siebie znajdę? Mama zawsze powtarzała, że najedzone dziecko, to szczęśliwe dziecko. Czasem mi to przeszkadzało, ale w tyle głowy zawsze dźwięczało, że to, co na talerzu, to trzeba zjeść. Nie wolno nic wyrzucić, bo to przecież kosztowało pieniążki. Tak mnie rodzice wychowali.

Rozmiar 56

W 2018 roku, po weselu bratanka, Ilona stwierdziła, że zaczyna dietę. Ważyła wtedy 143 kilogramy, rozmiar 56, i choć była ładnie ubrana, uczesana, z pięknym makijażem, to czuła się niekomfortowo; ale bawiła się świetnie. Wspomina, że w tamtym czasie z tygodnia na tydzień tyła.

Poszła na dietę.

Dzięki diecie i ćwiczeniom w ciągu roku Ilona z wagi 143 kg schudła do 98.

- Było fajnie, ale wyprowadziłam się, zmieniłam pracę, moja siłownia została w domu. Już nie miałam czasu na przygotowywanie posiłków. Aktywność fizyczna zimą zmalała. I przez kolejny rok przytyłam prawie tyle, ile wcześniej straciłam. Kiedy chudłam, znajomi i klienci głośno wyrażali swój podziw: wow, Ilona, ale ty wyglądasz! Dla mnie była to niesamowita motywacja. Ciuchy kupowałam coraz mniejsze i mniejsze, i to już z działu damskiego, a nie męskiego! Najmniejszy rozmiar? 42! Szlag, po r oku zaczęły robić się za ciasne. Żartowałam, że suszę je w suszarce, dlatego mi się kurczą. Niestety, prawda była inna. To ja się „rozkurczałam”, a nie ciuchy. Straciłam to wszystko, co uzyskałam swoją siłą. Szło w tempie ekspresowym. Waga stanęła na 137 kg. Zabolało.

128 kilogramów

Już podczas bilansu sześciolatków doktor wpisał Joasi do książeczki zdrowia: otyłość.

- Niedawno znalazłam książeczkę z tym wpisem. Mama próbowała mnie motywować, robiłam to sama. Próbowałam różnych diet, a nawet zdecydowałam się na dwutygodniową głodówkę (zgubiła wtedy 18 kilogramów!). Po każdej diecie kilogramy wracały jak bumerang. Po pół roku przybrałam 18 kilogramów, a do tego 12 kolejnych.

Joanna najwięcej ważyła 128 kilogramów.

Po drugiej ciąży na nogach pojawiły się żylaki. Na początku COVID-u dowiedziała się, że koleżanka teściowej, kobieta znacznie od niej starsza, przeszła operację bariatryczną.

Joanna: - Tak schudła, że trudno ją było poznać. Zupełnie inna osoba! Myślałam o operacji, ale przecież mam dzieci; a gdyby coś się stało? - do głowy przychodzą różne myśli - opowiada. - Lekarz powiedział, że jeśli nic nie zrobię z moją wagą, to problem z żylakami powróci, a nawet się nasili, a operacja ich usunięcia będzie bez sensu. Doradził, żebym porozmawiała z chirurgiem bariatrycznym, bo w Toruniu są bardzo dobrzy i może zakwalifikuję się do takiego zabiegu.

Bolały plecy i kolana

Ilona: - Bardzo lubię przebywać między ludźmi, ale zauważyłam, że wraz ze wzrostem wagi, ginęła moja pewność siebie. Wstydziłam się tego, jaka jestem. W kontaktach z facetami jakoś zawsze byłam przekonana, że każdy następny mnie zostawi, bo jestem za gruba. Wtedy zaczął mi dokuczać straszny ból pleców. Zaczęły boleć mnie kolana. Nigdy tak wcześniej nie miałam, a przecież w sklepie nosiłam skrzynki, zgrzewki z napojami. Zaczęły się wizyty u lekarzy. Każdy kolejny powtarzał: trzeba schudnąć. Dziś wiem, że wszystko siedzi w naszych głowach. Nie ma co zwalać na brak czasu na przygotowanie sałatki, znalazłby się. A ja uciekałam w kolejne wymówki i nie chciałam przyznać się przed sobą, że to moja wina.

Po kolejnych wizytach u lekarzy, zwolnieniu, świadczeniu rehabilitacyjnym Ilona stanęła na komisji o rentę. - Plecy tak mnie bolały, że po odkurzeniu mieszkania nie mogłam się wyprostować. Kiedyś słyszałam o operacjach zmniejszenia żołądka, ale zawsze myślałam, że trzeba za nie płacić, a na to mnie nie stać. Lekarz orzecznik poradził mi, żebym skorzystała z bariatrii. Pokierował mnie do Bydgoszczy, ale do Torunia miałam bliżej. Dodam, że w mojej przychodni, kiedy poprosiłam o skierowanie, nie wiedzieli, co to jest oddział bariatryczny.

W szpitalu

- W Polsce nareszcie zaczyna rozwijać się bariatria - mówi Agnieszka Simonow, pielęgniarka z Zespołu Chirurgii Bariatrycznej i Metabolicznej w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym im. L. Rydygiera w Toruniu. To tutaj najpierw trafiają osoby otyłe. - Pacjenci wiedzą, że to nie są zabiegi dla poprawiania urody, tylko ratujące im życie. Przychodzą do nas po pomoc, ponieważ wcześniej próbowali miliona różnych diet, odchudzali się na własną rękę, przez internet, na podstawie porad koleżanek - i nic. Sami sobie nie poradzą z dużą otyłością.

Ilona: - Agnieszka Simonow jest cudowną kobietą. Podczas pierwszej wizyty w szpitalu tak „po chłopsku” wszystko mi wytłumaczyła.

Dr n. Med. Wojciech Kupczyk, Katedra i Klinika Chirurgii Ogólnej, Gastroenterologicznej i Onkologicznej CM UMK: - Pacjent jest konsultowany przez dietetyka zalecającego zmianę stylu życia i przepisującego zindywidualizowana dietę. Dzięki temu dochodzi do redukcji masy ciała, co jest niezbędnym kryterium operacji. Chodzi o to, by sam moment zabiegu nie był dla pacjenta „szokiem metabolicznym’’ tylko by organizm nauczył się jeszcze przed zabiegiem funkcjonować w nowej rzeczywistości. Wówczas operacja jest już tylko postawieniem przysłowiowej „kropki nad i”. Oczywiście oprócz dietetyka pacjent jest oceniany jeszcze przez kardiologa (echo serca) oraz wykonana zostaje spirometria i ocena układu oddechowego. Przed zabiegiem warto zrobić także usg jamy brzusznej, usg doppler żył kończyn dolnych oraz gastroskopię, by uniknąć niespodzianek.

Dietetyk kliniczny wymaga od pacjentów, żeby przed zabiegiem schudli dziesięć procent wagi ciała. - W moim przypadku było to 13 kilo - opowiada Ilona. W ciągu pierwszego miesiąca schudłam dwa i pół kilograma. Super. Odwiedzałam kolejnych lekarzy. Dwa kilogramy brakowało jej do straty 10 procent masy ciała.

Operacja

Ilona: - Lekarze wycięli mi osiemdziesiąt procent żołądka. Jedzenie zaczynałam od kleików i słoiczków dla niemowląt. Do dziś je jadam. Trzy miesiące po zabiegu robię sobie już kanapki. Mogę zjeść tylko jedną, więcej nie potrzebuję. Jadam wszystkie zupy, ale bez śmietany. Przez trzy miesiące od operacji schudłam 20 kilo.

- Do jakiej wagi chciałabym dojść? Gdyby pojawiło się osiem z przodu, to byłoby super - uśmiecha się Ilona. - Kiedy na swojej diecie schudłam do 98 kilogramów, byłam bardzo zadowolona. A kiedy po operacji na wadze pojawi się ósemka z przodu, to już będzie naprawdę fantastycznie.

Joanna: - W poradni bariatrycznej otrzymałam listę zadań i badań do wykonania. Zaczęłam działać. Były chwile załamania, biłam się z myślami, czy operacja ma sens, ale w końcu się udało. Jestem trzy miesiące po zabiegu.

Joanna po operacji schudła dwadzieścia kilogramów.

- Cieszę się, choć wiem, że przede mną jeszcze długa droga. Przed operacją schudłam 11 kilogramów. Przed zabiegiem ważyłam 106,7 kg. Śniadania jem teraz skromne, na drugie raczej zupę, ponieważ od zabiegu mam jeszcze problem z jedzeniem stałych posiłków. Wolę jeść potrawy półpłynne niż normalne.

Joanna: - Zawsze warto spróbować. Nie każdy dochodzi do operacji, ale podjęcie decyzji jest warte efektów. Dziś jestem szczęśliwa nie tylko dlatego, że zgubiłam tyle kilogramów. Znajomi, przyjaciele widzą, jak się zmieniłam. Sama jestem w szoku. Z zapuszczonej matki - kwoki stałam się kobietą.

- Chciałabym ważyć 70 kilogramów. Zostało mi jeszcze troszkę do zgubienia. Zobaczymy, ile jeszcze organizm pozwoli mi schudnąć - uśmiecha się Joanna.

Toruńskie CHLOrki

Pacjenci mają w mediach społecznościowych swoją grupę wsparcia, która nazywa się „Toruńskie CHLOrki i nie tylko”. (CHLO pochodzi od skrótu - chirurgiczne leczenie otyłości - przyp. red.). Organizują spotkania, wsparcie.

Agnieszka Simonow: - Czasem zapraszają lekarzy i mnie, żeby opowiedzieć o swoich sukcesach. Pandemia nas w tym trochę ograniczyła, ale grupa trwa, a nowi pacjenci się dopisują.

Ilona żałuje, że nie zdecydowała się na operację wcześniej.

- Szkoda, że wcześniej nikt mi o tym nie powiedział, żaden lekarz mi tego nie zaproponował. Lekarze powinni informować, że takie zabieg można robić w ramach NFZ, bo ja myślałam, że takie operacje są możliwe tylko za pieniądze. A kogoś takiego jak ja nie byłoby na to stać.

Agnieszka Simonow: - Mamy tak zmotywowanych pacjentów, że po operacji dbają o siebie i cieszą się tym, co widzą w lustrze. Zupełnie inaczej wyglądają ich zakupy odzieżowe, po schudnięciu odstawili leki. Ich życie po zabiegu bardzo się zmienia. Wreszcie są szczęśliwi.

W ciągu roku w Toruniu wykonywanych jest prawie 300 zabiegów. Wykonywane są także w innych szpitalach naszego regionu.

od 7 lat
Wideo

21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska