https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kiedyś zaufali, czyli ... zapłata za naiwność

Barbara Zybajło [email protected]
Poszkodowani mają  pretensje do firmy  "Provident", bo jak brali  kredyty, to nikt im nie mówił,  że poprzednie nie są  spłacane.
Poszkodowani mają pretensje do firmy "Provident", bo jak brali kredyty, to nikt im nie mówił, że poprzednie nie są spłacane. ALEKSANDER KNITTER
Miejsce akcji: Chojnice. Bohaterowie: zła Maryśka, jej koleżanka, zwana później "providentką" i wpędzeni w kredyty ludzie.

Pożyczkę wziąć łatwo, wszędzie pokazują, jak biedny człowiek wchodzi do banku z ulicy i wychodzi z plikiem stóweczek. Wystarczy jeden telefon i podpis bez żyrantów, a życie staje się bajką. Takie bajki nie zawsze mają dobre zakończenie, ale ludzie w nie wierzą, bo człowiecza naiwność nie zna granic. Nie wierzycie? No to przeczytajcie.

Jeden telefon

Zanim 18 osób spotkało się na jednej rozprawie przed sądem, znajomi opłakiwali kolegę na stypie. - Przyznajcie się teraz, kto z was jeszcze dla Maryśki pożyczkę wziął, bo podobno 64 osoby? - zapytał teść zmarłego. Tadeusz siedział cicho, niczym się nie chwalił, ale pomyślał sobie, że jak nic jest 65.

A było tak.

Na ulicy spotkał znajomą. Pogadali, a ona zapytała, czy nie wziąłby dla niej na swoje nazwisko kredytu w "Providencie". Za fatygę odpali parę złotych, nic za darmo, takie życie. Ona będzie spłacać, prosiła tylko, żeby nic nikomu nie mówić.

- Bo to nie jest honorowo nie mieć pieniędzy. Ja bym też nie chciał, żeby ludzie wiedzieli, że na pożyczkach lecę - mówi. - A ona akurat znajomą miała w "Providencie", jeden telefon i pożyczka już była.

Tak mnie zakręciła

Później okazało się, że w bajce o pożyczkowym świecie obie panie to bohaterki negatywne. I w bajce zostałyby pewnie od razu rozpoznane, ale życie tym różni się od klechdy, że w nim nic nie jest tylko czarne albo białe. Więc Tadeuszowi wydawało się na początku, że wszystko jest w porządku. Męczyło go, że nie ma książeczki spłaty, ale logicznie pomyślał, że po co mu książeczka, skoro on tego spłacać nie będzie? I tak uszczęśliwiwszy znajomą, żyłby pewnie długo w nieświadomości, gdyby nie stypa po pogrzebie męża Kasi, której aż nie chce się już liczyć, ile musi zapłacić za swoje dobre serce i jeden mały podpisik:

- Tak mnie zakręciła, że nie wiem, jak te pożyczki jej wzięłam - _opowiada Kasia. - _Zawsze miała coś w zanadrzu. Jest konkubiną mojego brata, więc to jakby bratowa. A to kafelki w kuchni robiła, a to trzeba było spłacać kolegium mojego brata - alkoholika. Trzeba pomóc, myślałam. Pytałam tylko: Maryśka, płacisz?

"Providentka" kryje

Płacę, płacę - odpowiadała nie tylko jej, ale i 17 innym osobom. I Kasia była spokojna, chociaż też nie miała książeczki spłaty. - Ale gdyby coś było nie tak, to ta "providentka" powiedziałaby mi przecież, myślałam. Skąd mogłam wiedzieć, że ona ją kryje? - mówi.

Koleżanka orientowała się, że kredyty nie są spłacane. Jedne były brane, żeby zapchać drugie i tak nakręcała się spirala. - Dla Maryśki wzięliśmy jeszcze pożyczki w AIG-u i Gettingu. I mąż się wykończył, bo jak trzeba było to wszystko spłacać, to rosołki z Netto za 45 groszy jedliśmy. Straciłam męża i to nie starego, bo 59 lat miał. Zgryzoty go szybciej do grobu wpędziły. Na łożu śmierci leżał, a "Provident" do niego dzwonił i kazał pieniądze oddawać. Z czego? Tyle nieszczęść i wstydu. Przyznaję, człowiek był naiwny. I dlatego chcę innych ludzi ostrzec.

Tylko dlaczego brała te pożyczki? No właśnie, dlaczego? - Sędzina mnie o to samo pytała - _mówi. - Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Ona ma w sobie coś takiego, że trudno odmówić. Rodzinę swoją też oszukała, tylko tego nie zgłosili. I nie tylko mój mąż się przez nią wykończył. Jak na pogrzeb szwagra miała jechać, to podobno powiedzieli we wsi, że ją utopią. I nie pojechała. _

Do umarłego pisma ślą

Kasia ma depresję i nerwicę, trudno jej załatwiać urzędowe sprawy, ale 15 września wysłała pismo z aktem zgonu męża do "Providenta". - Oni dalej do umarłego pisma ślą, ale ja ich już nie otwieram, bo w każdym tylko kwota większa - _zdradza. - Ja naprawdę pytałam przedstawicielkę: pani Reniu, czy Maryśka kredyty spłaca? Wy się nie martwcie, ona ma pieniądze, ciągle słyszałam. I za moje pieniądze córce wesele wyprawiła. A ja suchym chlebem dzielę się z córką i wnuczką._

Pretensje do firmy

Poszkodowani mają pretensje do firmy, bo jak brali kredyty, to nikt im nie mówił, że poprzednie nie są spłacane. A raty leciały.

- Dlaczego ruszyli się, jak już na policję zaczęli się zgłaszać poszkodowani? Dlaczego mi nie powiedzieli, że nikt tego nie płaci? A my teraz płacić musimy, bo nas komornikiem straszą - mówią.

Pokazują prawomocny wyrok - w ciągu trzech lat mają dostać swoje pieniądze. - Z czego? - pytają. - Maryśka łącznie prawie sto tysięcy musi oddać. Z tego zasiłku przedemerytalnego, który ma? Karę jej w zawieszeniu dali, chodzi i się z nas śmieje. Teraz tylko wstyd został i strach, żeby się dzieci o głupocie rodziców nie dowiedziały.

Przedstawicielka, która za namową oszustki zawierała umowy, już w "Providencie" nie pracuje, ale dla poszkodowanych to małe pocieszenie. - Maria R. wspólnie z klientami wprowadzili firmę w błąd - twierdzi Tomasz Trabuć, rzecznik "Providenta". - Każdy klient po otrzymaniu pożyczki otrzymuje list powitalny, w którym jest informacja, że jeśli nie otrzymał pieniędzy, to powinien to zgłosić. Do tej pory część klientów jeszcze się nie przyznała.

Firma obiecuje

Trabuć twierdzi, że klienci spłacają słabo, a firma ma z tego powodu spore straty. - Mogę zadeklarować, że skontaktujemy się z poszkodowanymi i zaproponujemy im dogodne raty. Na pewno dostaną list z telefonem kontaktowym. Nie chodzi nam już o zarobek, ale o zwrot pożyczki. A pożyczkę klienta, który zmarł, umorzymy.

Kasia na razie wierzyć w to nie chce._- _Prosiłam o umorzenie pożyczki męża, ale dwa miesiące już jestem bez odpowiedzi - mówi. - Z AIG-o dostałam wyrazy współczucia i od ręki umorzenie kredytu, zapytali jeszcze, czy mogą w czymś pomóc. Powiedzieli, że oni się od takich sytuacji ubezpieczają.

- Ja całe życie w domu z dziećmi przy mężu byłam, prawie do ludzi nie wychodziłam - opowiada Kasia. - Nie wiedziałam, co to kredyty. Żeby mnie "providentka" nie zapewniała, że wszystko jest w porządku, to bym kredytu nie brała. I oni mi każą płacić?

W liście rzeczywiście małymi literkami napisali, że kto podpisuje, ten odpowiada. I podpisała.

Imiona poszkodowanych na ich prośbę zostały zmienione.

Wyrok

Renata P., przedstawicielka firmy "Provident" za namową Marii R. zawierała umowy pożyczkowe i orientowała się, że pieniądze trafiają do rąk Marii R., która kredytów nie spłacała. Marię R. skazano na łączną karę jednego roku i sześciu miesięcy w zawieszeniu na okres próby pięciu lat. Renatę P. skazano na rok i trzy miesiące w zawieszeniu na trzy lata.

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska