Pożyczkę wziąć łatwo, wszędzie pokazują, jak biedny człowiek wchodzi do banku z ulicy i wychodzi z plikiem stóweczek. Wystarczy jeden telefon i podpis bez żyrantów, a życie staje się bajką. Takie bajki nie zawsze mają dobre zakończenie, ale ludzie w nie wierzą, bo człowiecza naiwność nie zna granic. Nie wierzycie? No to przeczytajcie.
Jeden telefon
Zanim 18 osób spotkało się na jednej rozprawie przed sądem, znajomi opłakiwali kolegę na stypie. - Przyznajcie się teraz, kto z was jeszcze dla Maryśki pożyczkę wziął, bo podobno 64 osoby? - zapytał teść zmarłego. Tadeusz siedział cicho, niczym się nie chwalił, ale pomyślał sobie, że jak nic jest 65.
A było tak.
Na ulicy spotkał znajomą. Pogadali, a ona zapytała, czy nie wziąłby dla niej na swoje nazwisko kredytu w "Providencie". Za fatygę odpali parę złotych, nic za darmo, takie życie. Ona będzie spłacać, prosiła tylko, żeby nic nikomu nie mówić.
- Bo to nie jest honorowo nie mieć pieniędzy. Ja bym też nie chciał, żeby ludzie wiedzieli, że na pożyczkach lecę - mówi. - A ona akurat znajomą miała w "Providencie", jeden telefon i pożyczka już była.
Tak mnie zakręciła
Później okazało się, że w bajce o pożyczkowym świecie obie panie to bohaterki negatywne. I w bajce zostałyby pewnie od razu rozpoznane, ale życie tym różni się od klechdy, że w nim nic nie jest tylko czarne albo białe. Więc Tadeuszowi wydawało się na początku, że wszystko jest w porządku. Męczyło go, że nie ma książeczki spłaty, ale logicznie pomyślał, że po co mu książeczka, skoro on tego spłacać nie będzie? I tak uszczęśliwiwszy znajomą, żyłby pewnie długo w nieświadomości, gdyby nie stypa po pogrzebie męża Kasi, której aż nie chce się już liczyć, ile musi zapłacić za swoje dobre serce i jeden mały podpisik:
- Tak mnie zakręciła, że nie wiem, jak te pożyczki jej wzięłam - _opowiada Kasia. - _Zawsze miała coś w zanadrzu. Jest konkubiną mojego brata, więc to jakby bratowa. A to kafelki w kuchni robiła, a to trzeba było spłacać kolegium mojego brata - alkoholika. Trzeba pomóc, myślałam. Pytałam tylko: Maryśka, płacisz?
"Providentka" kryje
Płacę, płacę - odpowiadała nie tylko jej, ale i 17 innym osobom. I Kasia była spokojna, chociaż też nie miała książeczki spłaty. - Ale gdyby coś było nie tak, to ta "providentka" powiedziałaby mi przecież, myślałam. Skąd mogłam wiedzieć, że ona ją kryje? - mówi.
Koleżanka orientowała się, że kredyty nie są spłacane. Jedne były brane, żeby zapchać drugie i tak nakręcała się spirala. - Dla Maryśki wzięliśmy jeszcze pożyczki w AIG-u i Gettingu. I mąż się wykończył, bo jak trzeba było to wszystko spłacać, to rosołki z Netto za 45 groszy jedliśmy. Straciłam męża i to nie starego, bo 59 lat miał. Zgryzoty go szybciej do grobu wpędziły. Na łożu śmierci leżał, a "Provident" do niego dzwonił i kazał pieniądze oddawać. Z czego? Tyle nieszczęść i wstydu. Przyznaję, człowiek był naiwny. I dlatego chcę innych ludzi ostrzec.
Tylko dlaczego brała te pożyczki? No właśnie, dlaczego? - Sędzina mnie o to samo pytała - _mówi. - Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Ona ma w sobie coś takiego, że trudno odmówić. Rodzinę swoją też oszukała, tylko tego nie zgłosili. I nie tylko mój mąż się przez nią wykończył. Jak na pogrzeb szwagra miała jechać, to podobno powiedzieli we wsi, że ją utopią. I nie pojechała. _
Do umarłego pisma ślą
Kasia ma depresję i nerwicę, trudno jej załatwiać urzędowe sprawy, ale 15 września wysłała pismo z aktem zgonu męża do "Providenta". - Oni dalej do umarłego pisma ślą, ale ja ich już nie otwieram, bo w każdym tylko kwota większa - _zdradza. - Ja naprawdę pytałam przedstawicielkę: pani Reniu, czy Maryśka kredyty spłaca? Wy się nie martwcie, ona ma pieniądze, ciągle słyszałam. I za moje pieniądze córce wesele wyprawiła. A ja suchym chlebem dzielę się z córką i wnuczką._
Pretensje do firmy
Poszkodowani mają pretensje do firmy, bo jak brali kredyty, to nikt im nie mówił, że poprzednie nie są spłacane. A raty leciały.
- Dlaczego ruszyli się, jak już na policję zaczęli się zgłaszać poszkodowani? Dlaczego mi nie powiedzieli, że nikt tego nie płaci? A my teraz płacić musimy, bo nas komornikiem straszą - mówią.
Pokazują prawomocny wyrok - w ciągu trzech lat mają dostać swoje pieniądze. - Z czego? - pytają. - Maryśka łącznie prawie sto tysięcy musi oddać. Z tego zasiłku przedemerytalnego, który ma? Karę jej w zawieszeniu dali, chodzi i się z nas śmieje. Teraz tylko wstyd został i strach, żeby się dzieci o głupocie rodziców nie dowiedziały.
Przedstawicielka, która za namową oszustki zawierała umowy, już w "Providencie" nie pracuje, ale dla poszkodowanych to małe pocieszenie. - Maria R. wspólnie z klientami wprowadzili firmę w błąd - twierdzi Tomasz Trabuć, rzecznik "Providenta". - Każdy klient po otrzymaniu pożyczki otrzymuje list powitalny, w którym jest informacja, że jeśli nie otrzymał pieniędzy, to powinien to zgłosić. Do tej pory część klientów jeszcze się nie przyznała.
Firma obiecuje
Trabuć twierdzi, że klienci spłacają słabo, a firma ma z tego powodu spore straty. - Mogę zadeklarować, że skontaktujemy się z poszkodowanymi i zaproponujemy im dogodne raty. Na pewno dostaną list z telefonem kontaktowym. Nie chodzi nam już o zarobek, ale o zwrot pożyczki. A pożyczkę klienta, który zmarł, umorzymy.
Kasia na razie wierzyć w to nie chce._- _Prosiłam o umorzenie pożyczki męża, ale dwa miesiące już jestem bez odpowiedzi - mówi. - Z AIG-o dostałam wyrazy współczucia i od ręki umorzenie kredytu, zapytali jeszcze, czy mogą w czymś pomóc. Powiedzieli, że oni się od takich sytuacji ubezpieczają.
- Ja całe życie w domu z dziećmi przy mężu byłam, prawie do ludzi nie wychodziłam - opowiada Kasia. - Nie wiedziałam, co to kredyty. Żeby mnie "providentka" nie zapewniała, że wszystko jest w porządku, to bym kredytu nie brała. I oni mi każą płacić?
W liście rzeczywiście małymi literkami napisali, że kto podpisuje, ten odpowiada. I podpisała.
Imiona poszkodowanych na ich prośbę zostały zmienione.
Wyrok
Renata P., przedstawicielka firmy "Provident" za namową Marii R. zawierała umowy pożyczkowe i orientowała się, że pieniądze trafiają do rąk Marii R., która kredytów nie spłacała. Marię R. skazano na łączną karę jednego roku i sześciu miesięcy w zawieszeniu na okres próby pięciu lat. Renatę P. skazano na rok i trzy miesiące w zawieszeniu na trzy lata.