Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Klaudia Derebecka ze "Złotopolskich": Chełmno to dla mnie magiczne miasto

Rozmawiała Monika Smól
- Staram się przyjeżdżać do Chełmna tak często jak mogę - mówi Klaudia Derebecka
- Staram się przyjeżdżać do Chełmna tak często jak mogę - mówi Klaudia Derebecka Fot. Monika Smól
- Dostałam duże wsparcie zwłaszcza od moich serialowych dziadków: Ewy Ziętek i Pawła Wawrzeckiego. Rozmowa z Klaudią Derebecką, chełmnianką grającą rolę Kasi w serialu "Złotopolscy".

- Większość małych dziewczynek marzy o tym, by zostać aktorką. Ty też chciałaś grać w filmie?

- Zainteresowałam się aktorstwem właściwie przez przypadek. W podstawówce trafiłam na plan "Pana Tadeusza". Byłam na obozie w miejscowości, w której akurat kręcono film. Przyglądałam się z zachwytem pracy reżysera, ekipy technicznej, aktorów i statystów. Kiedy padały kolejne klapsy pomyślałam, że też chciałabym kiedyś grać, że to jest właśnie to, co chciałabym robić.

- I jakie były pierwsze kroki do realizacji marzenia?

- Zaczęłam od występów podczas akademii szkolnych, brałam udział w konkursach recytatorskich, należałam do kółka teatralnego, teatru amatorskiego, tańczyłam i śpiewałam w Zespole Tańca Ludowego "Kundzia".

- Dlaczego szkoła Machulskich?

- Kiedyś przeczytałam książkę Jana Machulskiego "Zawód aktor". Urzekło mnie w jaki sposób mistrz opowiada o pracy i jak uwielbia studentów. Chciałam by mnie też uczył.

- Jak wyglądał egzamin?

- Kandydatów było sporo. Oprócz standardowych zadań jak interpretacja wiersza, prozy, śpiew, taniec czy wiedza o teatrze sprawdzano również czy umiemy pracować w grupie. A nie było to proste, biorąc pod uwagę fakt, że się nie znaliśmy. Musieliśmy improwizować, bazując na naszej intuicji, tworząc jednocześnie mini spektakl.

- Co na to rodzice, nie mieli innych oczekiwań wobec córki?

- Na początku nie byli zachwyceni. Podpowiadali żebym wybrała zawód, który zagwarantuje mi pracę. Szybko jednak zrozumieli, jak wiele to dla mnie znaczy i bardzo mnie wspierali. Zdając do szkoły aktorskiej miałam już w kieszeni dwa indeksy na filologie polską w Poznaniu i Toruniu. Kiedy jednak mama zadzwoniła z informacją, że zostałam przyjęta do Machulskich, wycofałam dokumenty i pojechałam do Warszawy. Rodzice cieszyli się razem ze mną.

- Na tym jednak nie poprzestałaś.

- Tak. Na ostatnim roku w szkole aktorskiej, zaczęłam równolegle studiować dziennikarstwo. Właśnie skończyłam szósty semestr.

- Bez rodziny, przyjaciół, zapewne nie było łatwo?

- Nie było, ale szybko się zaaklimatyzowałam. Nigdy nie przerażały mnie duże miasta i zawsze byłam samodzielna. Poznałam nowych ludzi, uczyłam się, mogłam robić to co lubię. Ale tęskniłam za domem. Do tej pory tęsknię. Dlatego staram się przyjeżdżać do Chełmna tak często jak mogę. Uwielbiam moje miasto i nauczyłam się je doceniać. To dla mnie magiczne miejsce.

- W Warszawie już nie czujesz się samotna?

- Mam tam kilka bliskich osób, ale często dzwonię do rodziców, bo bardzo mi ich brakuje. Albo po prostu przyjeżdżam do Chełmna. Jestem bardzo związana z rodziną, zawsze mogę na nią liczyć. W domu wszystko jest takie normalne, zwyczajne. I czas płynie wolniej. Wprawdzie siostra zajęła mój pokój, ale to zawsze jest miejsce, gdzie mogę odpocząć. Uwielbiam spacerować po Chełmnie, zwłaszcza o tej porze roku i patrzeć, jak moje miasto się zmienia.

- Jakie były te lata u Machulskich?

- Szkoła Machulskich jest bardzo kameralna - niewielu studentów i wykładowców, dzięki czemu nie można być anonimowym. Najwięcej zawdzięczam Halinie Machulskiej, z którą miałam dramę. Uczyła nas, by być tu i teraz, oczekiwała naturalności, świeżości. Była niesłychanie wyczulona na każdy fałsz na scenie. Jan Machulski dodawał nam skrzydeł i uczył odpowiedzialności. Swoją radością i miłością do sztuki zarażał wszystkich, dlatego studenci go uwielbiali. Często z nami żartował i nigdy nie powiedział nikomu złego słowa. Choć wymagał - umiał docenić wysiłek, nawet gdy czasem nie przekładał się na efekty. Podobały mi się też zajęcia z Miriam Aleksandrowicz, która uczyła nas dubbingu i sceny wierszem z Eugenią Herman. Nie zapomnę też pracy nad pierwszym spektaklem dyplomowym, który reżyserował Robert Kudelski. Jego energia i szalone pomysły były inspirujące.

- Jak trafiłaś na plan "Złotopolskich"?

- Pojechałam na casting po jednym z egzaminów na dziennikarstwie. Miałam świetny humor, bo sesja letnia prawie się kończyła. Wbiegłam na halę, odegrałam scenę i dobrze się bawiłam. Po dwóch tygodniach dowiedziałam się, że dostałam rolę Kasi. Bardzo się ucieszyłam, bo była to pierwsza rola na dłużej. Wcześniej grałam tylko epizody w "Kryminalnych" i "Plebanii".

- Jak pracuje się z popularnymi aktorami?

- Atmosfera na planie jest cudowna. Cała ekipa jest ze sobą bardzo zżyta. Dostałam duże wsparcie zwłaszcza od moich serialowych dziadków - Ewy Ziętek i Pawła Wawrzeckiego. Teraz czuję się tam jak w rodzinie.

- Pamiętasz swoją pierwszą scenę?

- Oczywiście, to była scena na komisariacie z Pawłem Wawrzeckim. Byłam maksymalnie skupiona i bardzo zestresowana, bo nie chciałam dać plamy.

- Jak poszło?

- Wszyscy byli bardzo mili, więc stres zniknął. Zaskoczyło mnie to, jak długo mogą trwać przygotowania do sceny. Ale podoba mi się czekanie na swoją kolej w garderobie albo w hali, bo mogę podglądać pracę innych osób aktorów i techników, którzy muszą wszystko ustawić - światło, kamery, mikrofony. Uwielbiam z nimi rozmawiać i patrzeć jak czerpią radość ze swojej pracy. Są szczęśliwi, bo robią to, co kochają.

- Miewasz tremę, gdy stajesz kolejny raz przed kamerą?

- Już nie. Miałam tremę na początku, ale nie z powodu kamery, tylko nowej sytuacji. Weszłam do ekipy, która pracuje ze sobą 12 lat. Teraz z niecierpliwością czekam na dni zdjęciowe. A bardziej niż kamery boje się egzaminów ustnych. Najwięcej czasu spędzam z Ewą Ziętek, Pawłem Wawrzeckim, Aliną Janowską i chłopakami. Na początku moja bohaterka miała jednego adoratora, teraz jest ich już trzech.

- Z którym połączy cię los?

- "Żyrafa" i "Pedro" to koledzy, rówieśnicy. Poszli trochę w odstawkę, gdy pojawił się Janek Złotopolski przystojny architekt, starszy od Kasi 10 lat. No i Kasia się zakochała. Ma jednak rywalkę - Andżelikę ze Złotopolic. Okaże się, że Janek żadnej z nas nie traktuje poważnie. To raczej typ faceta łamiącego serca kobietom. Nie wiem jeszcze, jak potoczą się nasze losy.

- Co robisz w wolnym czasie?

- Czytam książki, oglądam filmy, spotykam się ze znajomymi. Lubię tańczyć i planuję wrócić do nauki salsy. Dużo czasu spędzam na uczelni i godzę studia z pracą na planie. Na szczęście, zdjęcia do "Złotopolskich" są ustawiane tak, że nie muszę opuszczać zbyt wielu wykładów.

- O czym marzysz?

- O wielu rzeczach. Jestem realistką, ale mam nadzieję, że będę mogła nadal grać. Marzy mi się rola w filmie kostiumowym. Chciałabym też pisać, pojechać do Kolumbii i Peru. Będę szczęśliwa, gdy będę mogła robić to, co mnie pozytywnie napędza. Marzę również o spotkaniu ze znajomymi z liceum, którzy rozjechali się po Polsce i jakoś nie udaje nam się umówić w jednym terminie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska