Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Klientki komisu w centrum Bydgoszczy: - Wstawiłyśmy luksusową odzież. "Firma godna zaufania" towar przyjęła, ale się nie rozliczyła

Katarzyna Piojda
Komis jest zamknięty na cztery spusty, chociaż w środku towar jeszcze jest. A na drzwiach wisi taka oto tabliczka
Komis jest zamknięty na cztery spusty, chociaż w środku towar jeszcze jest. A na drzwiach wisi taka oto tabliczka Dariusz Bloch
Od futra i wieczorowej sukni się zaczęło, a na przesłuchaniu przez policję się kończy.

 
- Ten komis w centrum Bydgoszczy działał od kilkunastu lat - zaczyna pierwsza pani. - Zawsze, gdy przechodziłam obok, nadziwić się nie mogłam, jak elegancko są ubrane manekiny w witrynie

A teraz nadziwić się nie może, jak mogła być tak naiwna.

- W listopadzie zeszłego roku postanowiłam wstawić w komis futro - opowiada dalej bydgoszczanka. - Właścicielka komisu wyceniła je na 2,5 tysiąca złotych, ale uzgodniłyśmy, że jeżeli klient da 2 tysiące, niech też zostanie sprzedane. Szefowa dała mi pokwitowanie przyjęcia odzieży w komis, ale swojej pieczątki nie przystawiła. Niby nie miała. Wiosną tego roku pani numer jeden zaczęła się upominać o futro.

- Właścicielka komisu za każdym razem miała inną wymówkę: że idzie do lekarza i nie może ze mną akurat rozmawiać, że futro gdzieś jest i je poszuka, wreszcie: że jednak je sprzedała. Pierwsza pani chciała więc otrzymać pieniądze ze sprzedaży swojego futra. Było krótko po Wielkanocy. - Szefowa komisu stwierdziła, że da mi tysiąc, a drugi tysiąc dostanę wkrótce. Tyle że to wkrótce trwa do teraz.

Ekskluzywne bluzki

Historia drugiej pani zaczyna się podobnie. - Koronkowa suknia wieczorowa, żakiet i cztery ekskluzywne bluzki to rzeczy, które wstawiłam w komis, ale ich nie odzyskałam pomimo tego, że szefowa komisu ich nie sprzedała - opowiada. Pani numer dwa jest w gorszej sytuacji. Nie upomniała się o pokwitowanie przekazania rzeczy w komis, a sama właścicielka o to się nie zatroszczyła. Obie bydgoszczanki, ofiary domniemanej oszustki, poznały się przypadkiem.

- Komis jest zamknięty od maja tego roku - kontynuuje pani numer dwa. - Byłam tam kilka razy, ale za każdym razem widziałam tę samą wywieszkę: nieczynne. Postanowiłam więc, że przykleję na szybę sklepu kartkę z prośbą o kontakt i moim numerem telefonu. Właścicielka nie zadzwoniła, ale zadzwoniła kobieta, która nie dostała reszty pieniędzy z futra.

Obie bydgoszczanki przekonują, że poszkodowanych, takich, jak one, jest więcej.

- Nawet taksówkarze o tym opowiadają, że pojawiają się kolejni ludzie pod komisem i pytają o właścicielkę - mówią.

Przygodę z właścicielką komisu miała też pani numer trzy. - Kobieta z komisu zaczepiła mnie, jak wracałam do domu. Powiedziała, że potrzebuje 10 tysięcy złotych. Zaproponowała, żebym wzięła kredyt w takiej wysokości, a ona będzie spłacała raty. Mam ponad 80 lat i nigdy nie zaciągałam kredytu. I się odczepiła. Od pierwszej pani jednak się nie odczepiła. -

To była moja koleżanka z czasów dzieciństwa. Gdy poprosiła o pieniądze, 10 tysięcy, zgodziłam się zaciągnąć kredyt na moje nazwisko. Pod warunkiem, że ona będzie spłacać. Kredyt został zaciągnięty, ale obietnica nie została dotrzymana.

- Dostaję 1800 złotych emerytury, z czego ponad 600 zabiera bank. To właśnie rata. Przez cztery lata będzie mi je odciągał. Pani numer jeden i pani numer dwa powiadomiły policję.

Nadkom. Maciej Daszkiewicz z biura prasowego Komendy Miejskiej Policji w Bydgoszczy informuje: - Prowadzimy postępowanie w kierunku przywłaszczenia mienia. Na razie tyle. Właścicielka komisu telefon podobno rzadko odbiera.

Od nas odebrała. - Ja oszustka?! W życiu! - mówi. - Od 37 lat prowadzę działalność. Udzielam się charytatywnie. Jestem ciężko chora, a tu kolejne nerwy. Te kobiety spiskują przeciw mnie. Chcą zniszczyć. Mój adwokat zajmie się sprawą.

Naklejka na drzwiach

Łukasz Piechowiak, główny ekonomista Bankier.pl, ostrzega: - Przypomina się hasło: "Mądry Polak po szkodzie". Dowód przekazania odzieży w komis to podstawa. W tym przypadku stosuje się przepisy Kodeksu cywilnego. Szef komisu lub jego pracownik, który przyjął rzeczy i je sprzedał, musi rozliczyć się z właścicielem tych rzeczy. Jeżeli tego unika, klient powinien powiadomić policję. Może też złożyć pozew cywilny. A na drzwiach do komisu jest naklejka, że to firma godna zaufania. 

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska