Wczoraj, godz. 9.30. Do autobusu na przystanku przy ul. Curie-Skłodowskiej, na wysokości targowiska, wsiada kobieta. W samym szlafroku i laczkach. Ma około 60 lat, rude, nieuczesane włosy i sine od zimna usta.
Przeczytaj także: Pani Irena z Bydgoszczy od prawie trzech lat jest bezdomna. Po naszych artykułach może liczyć na Państwa pomoc [wideo]
Nie wolno pytać
- A pani to z policji czy jak, że pani mnie tak wypytuje? - mówi do pasażerki, obok której usiadła i która zapytała ją tylko, czy jej nie zimno.
Ludzie obserwują ją ukradkiem. Proponują nieśmiało pomoc. Widać, że kobieta w podomce jest zadbana. Widać też, że chora. I nerwowa. Twierdzi, że nie potrzebuje wsparcia.
- Nie patrzcie tak na mnie, tylko jedźcie. Nie jest mi zimno. Chciałam od Chińczyka stojącego na bazarze wziąć czapkę. Mój syn potem by za nią zapłacił, ale Chińczyk się nie zgodził - opowiadała głośno.
Syn przyjedzie i zapłaci
O synu kobieta wspominała też w recepcji hoteliku, do którego poszła po wyjściu z autobusu. Recepcjonistka zdziwiła się na widok pani w szlafroku.
Po chwili chora zniknęła z jej pola widzenia. Kamery w hotelu też zgubiły jej ślad. - Może weszła do któregoś pokoju? - zastanawiał się personel.
Zaczęło się przeszukiwanie. Minęły trzy godziny. Nadal nikt z obsługi hoteliku nie widział tajemniczej bydgoszczanki.
- Może wymknęła się dodatkowym wyjściem, które nie jest objęte monitoringiem - zastanawia się recepcjonistka.
Więcej o sprawie czytaj w dzisiejszym (czwartkowym) papierowym, bydgoskim wydaniu "Gazety Pomorskiej" lub w e-wydaniu
Czytaj e-wydanie »