Właścicielem nieruchomości jest PKP S.A. Oddział Gospodarki Mieszkaniowej, Zakład w Bydgoszczy. W budynku, który ma 102 lata, od lat żyją przede wszystkim osoby pracujące kiedyś w PKP.
Głównie emeryci
Tacy jak Teofil Ostrowski, maszynista z trzydziestoletnim stażem. Gdy PKP zaproponowało przejście na CO, nikt się nie wahał, on też. - Pomyśleliśmy, że wreszcie uda się przegonić wilgoć - mówi rozgoryczony emeryt. - No i w ogóle wreszcie pomieszkać w ludzkich warunkach.
Ciepło do budynku dostarczała mała kotłownia, oddalona od domu o kilka kroków. Eksploatacją zajął się przedsiębiorca, który podpisał umowę z PKP. Na początku opłata za ogrzanie metra kwadratowego nie była zbyt wygórowana, choć była najwyższa w mieście. - Płaciliśmy trzy złote i dwadzieścia groszy - mówi Jerzy Błaszczyk, lokator. - W czerwcu dwa tysiące pierwszego roku wzrosła do dziesięciu złotych dwudziestu groszy. W moim przypadku oznaczało to, że za samo ogrzewanie mam płacić miesięcznie prawie tysiąc złotych.
Mieszkańcy
przecierali oczy ze zdumienia
i słali protesty do właściciela nieruchomości. Wreszcie, po przetargu na nowego dzierżawcę, opłata spadła do 7.80 gr. Mimo to i tak była trzykrotnie większa, niż w aleksandrowskim MPC-u. Mieszkańcy postanowili nadal płacić 3.20 gr. za metr kwadratowy.
Rachunki za CO rosły gwałtownie też z innego powodu. PKP obliczyło, że na ogrzanie budynku potrzeba w ciągu doby sześćset kilogramow węgla. - To jakiś absurd - _mówi jeden z lokatorów. - _Mam uprawnienia do obsługi kotłów i wiem, że tak duże zużycie węgla jest po prostu w tych warunkach technicznie niemożliwe.
Mieszkańcy dysponują również ekspertyzą, potwierdzającą ich przypuszczenia. Protesty nie przyniosły skutku. Wtedy postanowili odłączyć się od kotłowni i ogrzewać dom na własną rękę. PKP wyraziła zgodę pod warunkiem, iż każdy z lokatorów
ureguluje zaległości
wynikające z płacenia 3.20 złotych za metr w czasie, gdy obowiązywała stawka wyższa - 7.80. - W moim przypadku wyszło około osiem tysięcy złotych - opowiada emerytowany maszynista. - Inni dostali mniej więcej tyle samo, zależnie od metraża. Skąd mamy wziąć z emerytur takie pieniądze tym bardziej, że nie zgadzamy się z wyliczonymi kosztami zużycia węgla?
W kamienicy z powrotem rozpalono w piecach kaflowych. Każdy ratował się jak i czym mógł. Ogrzewanie gazowe, elektryczne - byle nie płacić, zdaniem lokatorów, zawyżonych rachunków. Blisko rok temu PKP rozpoczęła
egzekwowanie długu
Na pierwszy ogień poszła najstarsza lokatorka. - Wtedy zaczęły się na sali sądowej dziać cuda - _opowiada Teofil Ostrowski - _Najpierw okazało się, że zaginęła książka, w której palacze odnotowywali ilości spalonego węgla. Potem sami przyznali, że sześćset kilogramów dobowo to na pewno nie mogło się spalić. Na końcu dowiedzieli się zaskoczeni, że z dokumentów wynika, iż zarabiali dwa razy więcej, niż faktycznie dostawali na rękę. Rozprawa została odroczona. Do dzisiaj jest cisza.
Co na to PKP? Zbigniew Nowak, dyrektor Oddziału Gospodarki Mieszkaniowej, od samego początku wychodził z założenia, że opłata za dostawę ciepła do budynku jest wyliczona prawidłowo. Opału zużywało się tyle, ile wykazywały raporty. Wystarczy przejrzeć pisma słane do lokatorów. Jego zdaniem należy wziąć pod uwagę zły stan techniczny wiekowej już nieruchomości. W takich przypadkach trzeba się liczyć z
dużymi ubytkami dostarczonego ciepła
Poza tym lokatorzy mieszkają często w bardzo dużych, ponad stumetrowych lokalach, a to kosztuje.**- _Nie odstąpimy od wyegzekwowania pieniędzy, które nam się należą - _podkreśla pan dyrektor.
