Dramat rodziny zaczął się o godzinie 1 w nocy, w czwartek, 15 marca, w miejscowości Cerekwica Stara (gm. Jaraczewo). Do domu wszedł 22-letni mężczyzna, który zaczął dźgać nożem śpiących domowników. 22-letni mężczyzna w momencie popełniania zbrodni był pod wpływem alkoholu. W jego organizmie wykryto 0,3 mg alkoholu. Nie wiadomo, co było powodem takiego zachowania.
- Mężczyzna wszedł do domu i zadźgał nożem małżeństwo. Oboje mieli po 59 lat i zginęli na miejscu. Następnie ranił kobiety w wieku 22 i 25 lat. Ta druga była jego byłą dziewczyną. Na dokładkę była w dziewiątym miesiącu ciąży - relacjonowała Agnieszka Zaworska, rzecznik prasowy jarocińskiej policji.
Obie kobiety trafiły szybko do szpitala. Stan 25-latki był ciężki, ale nie zagrażający już jej życiu. Lekarze zdecydowali o przeprowadzeniu cesarskiego cięcia. Noworodka przewieziono do szpitala w Ostrowie Wielkopolskim. Stan chłopca lekarze oceniali jako ciężki, ponieważ i on ucierpiał w trakcie ataku.
Zaraz po tragedii mieszkańcy nie kryli przerażenia.
- To była normalna rodzina. Tragedia. Nikt nie powinien był zginąć - mówili.
Niektórzy dość szczegółowo podawali informacje na temat tego zdarzenia.
- Obudził nas sąsiad w środku nocy. Wyleciał w samym majtkach i mówi: "Tragedia, pomóżcie! Przyszedł ktoś i zabił mi teścia i teściową. Nie wiem, co z żoną, bo uciekałem" - opowiadała Grażyna Szymaniak, sąsiadka rodziny. - Na naszej posesji była krew na uliczce, bo nogę sobie pokaleczył. Wtedy tam poszliśmy. Już była policja i karetki
Tymczasem w ostrowskim szpitalu trwała walka o życie chłopca. Na dobre rokowania trzeba było jednak czekać kilkanaście dni. W końcu udało się ustabilizować malca. Nie potrzebował już respiratora, jego czynności oddechowe były tylko wspierane. Nie wymagał podawania tlenu. Serce i nerki pracowały bez leków, oddawał prawidłowo stolec. Rana na skórze goiła się dobrze. Wciąż jednak wydobywało się trochę krwi z opłucnej, która została uszkodzona i do której był podłączony drenaż.
Lekarze jednak mogli w tym momencie po raz pierwszy pozwolić na kontakt z matką.
- Pierwszy kontakt matki z dzieckiem był bardzo wzruszający. Dopiero tutaj, w obecności rodziny, kobieta dowiedziała się, co się stało w Cerekwicy. Wcześniej nie było to możliwe, gdyż przebywała w śpiączce farmakologicznej - wyjaśniał kierownik oddziału ginekologiczno-położniczego Tomasz Gostomczyk.
Kobieta nie odstępowała malca ani na krok. Była z nim praktycznie w każdym momencie. Po dłuższym czasie matka wraz z Adasiem mogli opuścić szpital, ale lekarze podkreślali, że wymagał on nadal intensywnej rehabilitacji.
Jak wyglądało leczenie chłopca? Dlaczego zmarł? Czy Eryk J. odpowie przed sądem także za jego śmierć? O tym przeczytasz w artykule w serwisie Plus:
Rodzinna tragedia w Cerekwicy trwa. Adaś przegrał walkę o życie
POLECAMY:
Atak nożownika w Wielkopolsce. Nie żyją dwie osoby, kobieta w ciąży z poważnymi obrażeniami - zobacz wideo:
źródło: TVN24/x-news.pl.