Zaczęło się w 1999 roku. - Minęło lato, a ja nie chciałem rozstawać się z jeziorem. Na jesienne eskapady wybrałem jezioro Skarbienickie - opowiada Bartek Zbytniewski, 28 latek ze Żnina. - Pomyślałem jednocześnie, że warto namówić na te wypady kolegów. Nie czekałem długo. Wyzwanie podjął Mirek.
Wybrali poniedziałki. - Tygodnie uciekały, a my mówiliśmy sobie: Jeszcze tylko jeden raz... _Przyszedł grudzień, a oni dalej pływali. I trzymają się tego postanowienia aż do dziś. - Chyba że wyskoczy jakaś nagła sytuacja.
Nie widać nawet głowy
Najpierw biegną, około 3 kilometrów, do podżnińskich Skarbienic. Tak jak kilka dni temu. Z tą różnicą jednak, że w ubiegły poniedziałek temperatura powietrza dochodziła do minus 20 st. Celsjusza. Od 1999 roku nie było aż tak zimno.
Na miejscu od razu robią przerębel. Później pompki i.. wchodzą do wody. - Nie na długo. To tylko zanurzenie na kilka sekund. Ale znikamy pod wodą całkowicie. Nie widać nawet głowy.
Po wyjściu skaczą, stają na rękach. Później nacierają się śniegiem, kładą na zamarzniętym jeziorze i... robią popularne wśród kilkulatków orły. Za chwilę znów są w wodzie. Widać unoszącą się wokół nich parę.
- Przeważnie wchodzimy do przerębli trzy razy. A jeśli jezioro nie jest skute lodem, pływamy. Góra dwie minuty.
Po wyjściu nawet nie muszą się wycierać. - Ciało na mrozie szybko schnie. Zostaje tylko lód we włosach. Trudno je rozczesać.
Szybko się ubierają. Bartek zakłada podkoszulek, sweter i dwa polary. Obowiązkowe są jeszcze kalesony i spodnie dresowe. Teraz jeszcze trampki i... razem z Mirkiem biegną do Żnina. Organizm rozgrzewa się na dobre już po przebiegnięciu 500 metrów. Następnego dnia obaj panowie są w dobrych humorach i kondycji. W czwartek spotkają się w siłowni.
Nie miał końskiego zdrowia
Bartek o swoich całorocznych kąpielach w jeziorze mówi krótko: - Robię to wyłącznie dla zdrowia i przyjemności. To tańsze od przyjmowania leków. Poza tym sprzyja rozwojowi serca i płuc. A co równie ważne - schodzi z człowieka stres związany z pracą.
Mirek twierdzi, że zawsze miał szalone pomysły. Wychował się nad morzem. W Gdańsku Oliwie. Już jako kilkulatek dużo pływał. - Kilka lat temu, gdy poznałem Bartka i usłyszałem o jego propozycji, postanowiłem wziąć się za siebie. Widziałem, że słabnę życiowo. Od razu dodaje, że nigdy nie był człowiekiem o końskim zdrowiu. - Po kaszlu mnie rozpoznawali. A na oskrzela wypiłem chyba wszystkie syropy świata.
Postanowił zrobić z siebie, jak dziś mówi, królika doświadczalnego. - Z grypą, korzonkami i kaszlem wskoczyłem do przerębla. Wcześniej, jak zacząłem bieg do Skarbienic, jeszcze mnie łamało. A po kąpieli już wiedziałem, że to najlepsze lekarstwo. Od dwóch, trzech lat nie wiem, co to ból pleców. Kiedyś wskoczyłem do lodowatej wody z zapaleniem oskrzeli. I też mi przeszło.
Jego żona, Ewa, patrzy na te wyczyny z dystansem i lekkim przerażeniem. - Za każdym razem zastanawia się, czy wrócę. Ale syn już przygląda się z zainteresowaniem. Ma 15 lat.
Zdaniem Mirka, przerębel ma jeszcze jedną zaletę: - Jak człowiek jest przygnębiony i zaczyna biec w mrozie, a później wskakuje do lodowatej wody to dostaje taką dawkę tlenu, że z radości aż chce mu się krzyczeć! I właściwie nie wie do końca, dlaczego.
Dołączyła żona
Oprócz Bartka i Mirka pływają jeszcze 35-letni Paweł Zawadzki i 42-letni Waldek Kasperski.
Waldek wziął się za siebie po wyjściu ze szpitala. Gdy założyli mu stymulator serca. - Czasem chwyci mnie jakaś infekcja. Ale cały 2005 rok przeżyłem bez dolegliwości. I były tylko dwa poniedziałki bez pływania.
Zwierza się, że z tymi poniedziałkami bywa różnie. - Czasem, jak przychodzi właśnie ten dzień, mam rano wewnętrzne rozterki. Czy wejdę do wody? Wiem, że dużo zależy od psychicznego nastawienia. Ale gdy myślę pozytywnie, wiem, że dopnę swego.
W styczniu tego roku biegać zaczęła również jego żona Beata. - Najpierw rozgrzewały się z koleżanką na stadionie. Teraz już pokonują z nami trasę do kilku kilometrów.
Czy Beata zanurzy się w przerębli? - Myśli o tym. Chociaż z tego, co widzę, większe predyspozycje ma 18-letnia córka Klaudia. W ubiegłym roku kąpiele w jeziorze zakończyła w październiku. _
Komu zimno? Bo mnie nie!
Tekst i fot. Iwona Woźniak

Od razu robią przerębel. Później pompki i.. wchodzą do wody. - Nie na długo. To tylko zanurzenie na kilka sekund. Ale znikamy pod wodą całkowicie. Nie widać nawet głowy.
Kąpiele w przerębli to pomysł Bartka. - Zdenerwował mnie. Powiedziałem: słuchaj młodzieńcze, nie wyobrażaj sobie, że się wystraszę - opowiada 43-letni Mirosław Sobczak ze Żnina.