Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Koneck. Ćwierć miliona za drzewa

Jadwiga Aleksandrowicz
Przy kościele zostały tylko pieńki, a proboszcz ma teraz problem
Przy kościele zostały tylko pieńki, a proboszcz ma teraz problem Fot. Jadwiga Aleksandrowicz
Gdyby proboszcz parafii w Konecku nie upierał się, że to co poszło pod piły, to nie drzewa, może skończyłoby się na 77 tysiącach złotych kary, jaką naliczyła gmina. Po odwołaniach kwota urosła do ponad ćwierć miliona złotych.
Koneck. Ćwierć miliona za drzewa
Fot. Jadwiga Aleksandrowicz

(fot. Fot. Jadwiga Aleksandrowicz)

W połowie lutego Urząd Gminy w Konecku dostał decyzję Samorządowego Kolegium Odwoławczego we Włocławku. Czekano na nią od grudnia. Pojawiły się nawet pogłoski, że konecki proboszcz ma mocne koneksje i nie wiadomo, czy sprawy w SKO nie wygra. Bo to nad odwołaniem ks. Jan Andrzeja Radaszewskiego, proboszcza parafii w Konecku, przez wiele tygodni pochylali się członkowie SKO.

Analizowali wyjaśnienia świadków złożone w procesie postępowania administracyjnego, prowadzonego przez Urząd Gminy. Wczytywali się w ekspertyzę, wykonaną przez specjalistę z Pracowni Dendrochronologicznej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, ważyli argumenty wytoczone przez prawnego pełnomocnika proboszcza. I doszli do wniosku: Urząd Gminy w Konecku w swoim postępowaniu popełnił błąd. Wyliczył karę...za niską w stosunku do obowiązujących urzędowych taryf.

Kłopoty z matematyką

A było tak. Wiosną ubiegłego roku mieszkańców Konecka zaniepokoiła wycinka drzew przy miejscowym kościele. - Jak to? - pytali wójta Ryszarda Borowskiego. - Tu się tnie drzewa, choć to teren zabytkowy, a w Straszewie konserwator zabytków zabronił wyciąć trzy drzewa na skraju parku, gdy chciano wybudować zatoczkę w remontowanej drodze wojewódzkiej i w końcu gmina musiała ziemię na ten cel kupić?

Wójt sam był w kłopocie, bo wiedział, że proboszcz do gminy o pozwolenie wycięcia drzew nie występował. Zapytał więc w biurze Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków, czy formalności został dopełnione. Okazało się, że też nie.

Z Włocławka do Konecka przyjechała konserwatorska komisja i zobaczyła obok zabytkowego kościoła pięć pieńków zamiast drzew. Po tej wizycie 27 maja ub.r. Urząd Gminy dostał pismo od konserwatora z wyliczoną karą za nielegalną wycinkę: 114 tysięcy złotych.

Urząd zwrócił się do parafii o zapłatę kary, ale proboszcz koneckiej parafii, zamiast w ciągu 14 dni uregulować należności, odwołał do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, dowodząc, że wycięto nie drzewa, tylko jakąś marnotę, bez koron. Ot, wyschnięte, spróchniałe pnie grożące zawaleniem na ludzi lub okoliczne posesje.
Kiedy sprawa zaczęła być głośna, zapytaliśmy proboszcza o tę wycinkę. Przyznał, że drzewa wycięto, ale z ich policzeniem miał kłopot. - Nie pięć, a trzy drzewa. Stara spróchniała akacja i dwa kasztanowce - tłumaczył wtedy "Pomorskiej". Już wówczas dziwiliśmy się, że proboszcz jest trochę na bakier z matematyką, bo po wizji przeprowadzonej przez przedstawicieli Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków ksiądz własnoręcznie podpisał protokół, w którym czarno na białym jest napisane, że wycięto pięć drzew: dwie robinie (akacje) o obwodach w miejscu cięcia: 194 cm o 202 cm oraz trzy kasztanowce, dwa o obwodzie 173 cm i jeden centymetr cieńszy.

Specjalista nie miał wątpliowści

Odwołanie proboszcza przyniosło skutek taki, że nie musiał sięgać do parafialnej kasy. Przynajmniej na razie. SKO dopatrzyło się, że gmina wydała decyzję w sprawie kary, ale nie przeprowadziła własnego postępowania administracyjnego w tej sprawie, co powinna uczynić. I z tego powodu Kolegium podtrzymało odwołanie księdza.

- Zorientowaliśmy się, że ksiądz mija się z prawdą, opowiadając że drzewa były spróchniałe, że nie miały koron. W gminie pojawiły się sugestie, że wycięto je dawno, dawniej niż pięć lat temu, a w takiej sytuacji nie można księdza ukarać, bo w grę wchodziłoby przedawnienie - mówi wójt Ryszard Borowski, postrzegany jako praktykujący katolik, należący do innej parafii, co warto wiedzieć, bo po całej aferze z drzewami nie brak opinii, że wójt nęka księdza, ponieważ walczy z Kościołem.

- Żeby nie było żadnych wątpliwości poprosiliśmy dendrologa, specjalistę z Pracowni Dendrochronologicznej UMK do komisji, która miała przeprowadzić postępowanie administracyjne w tej sprawie. I ksiądz, i Urząd Gminy powołali swoich świadków. W sumie czternaście osób - tłumaczy Mirosława Kaźmierczak, której wójt zlecił zajęcie się sprawą.

Gmina wyliczyła

Dendrolog, dr Lucjan Rutkowski nie miał wątpliwości: dwie akacje i dwa kasztanowce wycięto kilka miesięcy temu, wątpliwości budził trzeci kasztanowiec: czy poszedł pod piłę w 2008 czy w 2007 roku. Dla dendrologa było też jasne, że wycinano drzewa, coś, co ma pień i koronę, a nie jakieś spróchniałe pozostałości pnia. Zresztą o połamanych gałęziach w czasie wichury, rzekomej przyczyny wycinki, mówili też świadkowie. Także ci powołani przez księdza.

Mając ekspertyzy dendrologa i dendrochronologa, dra Marcina Koprowskiego, oraz zeznania świadków, gmina wyliczyła opłatę za nielegalną wycinkę pięciu drzew. Wyszło, że parafia ma zapłacić 77 tys. 99 zł i 34 grosze. Urząd zastosował - wobec wątpliwości biegłych - korzystniejszą dla parafii stawkę z 2007 roku.

Ale proboszcz i od tej decyzji się odwołał do SKO, podtrzymując swoje argumenty, że to nie były drzewa, że bez koron, że wycięte dawno itp. Podobnie jak wójt czekał na rozstrzygnięcie. Ale tylko do 12 lutego bieżącego roku. Tego dnia wystąpił do SKO o...cofnięcie swojego odwołania i umorzenie postępowania odwoławczego. Tydzień później UG w Konecku otrzymał decyzję SKO, wydaną 16 lutego.

Twarde prawo

Kolegium nie uwzględniło wniosku o umorzenie postępowania i uchyliło decyzję gminy "w części wymierzającej administracyjną opłatę pieniężną w wysokości 77.099,34 złotych" i orzekło "wymierzyć Parafii Rzymsko-Katolickiej p.w. Św.Prokopa w Konecku administracyjną karę pieniężną w wysokości 252 .255, 66 zł (słownie: dwieście pięćdziesiąt dwa tysiące dwieście pięćdziesiąt pięć tysięcy sześćdziesiąt sześć groszy). W uzasadnieniu SKO wskazuje, że "Podobnie, jak w zakresie terminu usunięcia drzew, tak w zakresie ich stanu przed wycinką, stanowisko proboszcza nie jest obiektywne i pozostaje w sprzeczności z pozostałym materiałem dowodowym" oraz że "w żadnym wypadku, w przeciwieństwie do twierdzeń odwołującego się (księdza - dop.red) świadkowie nie potwierdzili, że usunięte okazy były w ogóle pozbawione koron i nie były drzewami". Słowem - ksiądz kłamał.

Wysoka kara nie jest wymysłem SKO wziętym z sufitu. Kary za wycinkę drzew bez pozwolenia bardzo precyzyjnie regulują przepisy. Bierze się pod uwagę obwody pni na wysokości 130 cm, a także gatunek drzewa. A gdy pozostają tylko pieńki, odlicza się od obwodu 10 procent i stosuje do wyliczeń odpowiedni wzór matematyczny. Wyliczone obwody pni mnoży się przez urzędowe kwoty, odpowiadające poszczególnym gatunkom. Wedle SKO suma opłat za nielegalną wycinkę pięciu przykościelnych drzew wynosi 42.042, 61 zł. Ale ponieważ drzewa rosły na terenie wpisanym do rejestru zabytków trzeba tę kwotę pomnożyć przez 2. Wychodzi 84.850,22 zł. Skąd więc ponad ćwierć miliona złotych, które ma zapłacić konecka parafia?

SKO wyjaśnia to jednym zdaniem: "Administracyjna kara pieniężna, stanowiąca trzykrotność opłaty za usunięcie drzew, wynosi 252.255,66 zł."

- Nie znam jeszcze wysokości kary. Słyszałem, że to jakaś wirtualna kwota. Papiery ma mój pełnomocnik prawny we Włocławku - tłumaczył nam w poniedziałek wieczorem, gdy dodzwoniliśmy się na plebanię ks. Jan Andrzej Radaszewski.

Parafia może w ciągu 30 dni złożyć skargę na tę decyzję do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Bydgoszczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska