Spis treści
1 kwietnia 2021 roku, w Wielki Czwartek, Maja postanowiła spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu, korzystając z pięknej pogody. Wspólnie z przyjaciółmi wyruszyła na rowerową przejażdżkę, planując wrócić po godzinie, by zaopiekować się młodszą siostrą.
Edyta Drwęcka, mama Mai, wspomina ten dzień z bólem: - Chciałam przygotować resztę rzeczy na święta i poprosiłam Maję, by pobawiła się z młodszą siostrą. Zgodziłam się, bo Maja chciała tylko chwilę pojeździć na rowerze.
Tragedia w Skępem
Dziewczynka marzyła o rolkach, prezent czekał na nią w domu. - Znajomy przywiózł rolki i dzwoniłam do Mai z pytaniem, który kolor wybrać. Stwierdziła, że znam jej gust i wybiorę najlepsze. Chwilę później syn odebrał telefon od kolegi, że Maję przygniotło drzewo. Zamarłam, myślałam, że to głupi żart z okazji Prima Aprilis- wspomina pani Edyta.
Rodzina od razu pojechała do Borku. Strażacy już wyciągnęli dziewczynkę spod konaru, LPR została zabrana do szpitala w Bydgoszczy.
- Myślałam, że to może coś poważnego. Dopiero gdy pojechaliśmy do szpitala, lekarz powiedział, że przeprowadził operację ratującą życie Mai. Kilka dni później, w środę dostałam telefon z Bydgoszczy, gdy zobaczyłam kierunkowy, wiedziałam, że to ze szpitala. Była godzina 8.15, bałam się odebrać.
Dziewczynka była reanimowana, ale nie przeżyła. Jej pogrzeb przyciągnął tłumy, wszyscy chcieli pożegnać 12-latkę.
- Nie obudziła się już ze śpiączki. Była niezwykle opiekuńcza i radosna. Uwielbiała gotować i przyrządzać coś w kuchni. Uwielbiała bawić się ze swoją młodszą siostrzyczką, Igą. To było cudowne dziecko. Teraz wybierałaby szkołę średnią. Myślę o niej każdego dnia - dodaje ze łzami pani Edyta.
Dochodzenie prokuratury. Są zarzuty dla nadleśniczego
Po wypadku rozpoczęło się dochodzenie prowadzone przez policję pod nadzorem prokuratury. Badano, czy Nadleśnictwo Skrwilno, zarządca parku, należycie dbało o bezpieczeństwo drzewostanu. Eksperci stwierdzili, że drzewo, które przygniotło Maję, było spróchniałe. Kilka opinii biegłych potwierdziło, że nadzór nad parkiem był niewystarczający.
Honorata Galczewska, rzecznik prasowa Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Toruniu, tłumaczyła w kwietniu 2021 roku, że drzewa były regularnie kontrolowane: Drzewa przy alejkach są systematycznie sprawdzane. Również ten tern był przeglądany.
Ostatni komisyjny przegląd, wraz z pracownikami Urzędu Gminy w Skępem, odbył się w grudniu 2020 roku. Drzewo, które się przewróciło, to było drzewo liściaste. - Pora nie jest przypadkowa, łatwiej dojrzeć wady i choroby, gdy na drzewie nie ma liści. Oczywiście park kontrolowało kilku pracowników lasów. O obecność poprosili także pracownicy urzędu – tłumaczy Honorata Galczewska.
Drzewa w skępskim borku nie miały żadnych objawów chorobowych. Jeżeli leśnicy zauważyliby coś niepokojącego, drzewo zostałoby wycięte. - Ze względu na lokalizację od razu zostałoby wycięte. Kontrole były przeprowadzane prawidłowo. Dlaczego drzewo się przewróciło, sprawdzimy, weźmiemy pod uwagę także dane meteorologiczne – dodaje rzeczniczka.
Prokuratura postawiła zarzuty nadleśniczemu odpowiedzialnemu za park w Skępem. Proces trwa już dwa lata, a kolejna rozprawa zaplanowana jest na 20 listopada w Lipnie. Rodzina Drwęckich pełni rolę oskarżycieli posiłkowych. -Za każdym razem, gdy sąd czyta, że zmarło dziecko, jest mi słabo. Serce się łamie" – mówi Edyta Drwęcka.

Sądowa batalia po tragedii w Borku
Adwokat rodziny, mecenas Sylwester Szymański, podkreśla, że zaniedbanie ze strony nadleśnictwa było rażące. - Inaczej drzewo by się nie przewróciło. Prokuratura również dostrzegła błędy w pielęgnacji drzew – dodaje.
Sąd nie wyłączył jawności.
- Na rozprawie pojawiają się inny pracownicy Nadleśnictwa, często moi klienci nie mają miejsca, by usiąść. Oskarżony nie zawsze się pojawia. W protokole odnotowano już kilka moich uwag. Niestety sprawy karne mogą trwać długo, a rodzina za każdym razem przypomina sobie ten tragiczny dzień.
Również mieszkańcy Skępego zauważyli, że drzewo, które przygniotło Maję wymagało wcześniejszej interwencji. - Było pochylone, każdego roku bardziej. W końcu doprowadził do tragedii. Dopiero po wypadku zaczęto wycinać inne drzewa. Jakby się obawiano kontroli, wycięto ich kilka w różnych miejscach - wspominają mieszkańcy.
Sąd kontynuuje przesłuchania świadków, a rodzina Mai nie ustaje w walce o sprawiedliwość dla swojej ukochanej córki.
