Zawaliła się ściana
Rzecz dotyczy domu, zbudowanego z gliny, z którego pod wpływem ulew odpadła ściana. Należy do państwa Marianny i Stanisława Wieczorków, ale stał pusty od paru lat. Państwo Wieczorkowie mieszkają kilka domów dalej, w budynku, którym się opiekują pod nieobecność jednej ze spadkobierczyń.
- Już od jakiegoś czasu ten dom się osuwał, nie mogłam otworzyć, ani zamknąć okna. Chodziłam tam, żeby przewietrzyć pomieszczenia, karmiłam nasze psy - mówi Marianna Wieczorek.
W połowie września późnym wieczorem sąsiedzi usłyszeli huk. Osunęła się ściana domu.
- Dowiedziałam się o tym rano, w kościele. Była akurat niedziela. Parę godzin wcześniej byłam tam dać psom jeść - opowiada kobieta. Mówi, że w poniedziałek powiadomiła energetykę, żeby ta odcięła prąd i Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego. Kilka dni później przyjechała komisja, żeby stwierdzić, czy da się dom odbudować.
Decyzja była jednoznaczna: Dom i budynki gospodarcze, które też były w złym stanie technicznym, należy rozebrać. Do końca grudnia.
Nie chcą pieniędzy, tylko ludzi
- Myśleliśmy, że gmina nam pomoże. Oboje z meżem jesteśmy schorowani, mąż ma siedem-dziesiąt siedem lat i jest po dwóch operacjach, ja mam chory kręgosłup i nadciśnienie. Sami rozebraliśmy dach i część ściany, bo baliśmy się, że spadnie na sąsiedni budynek poczty. Nie mamy pieniędzy na wynajęcie firmy - opowiada kobieta. Dodaje, że pomogli Damazy Różański i Józef Grabowski, mieszkańcy Konecka. - Gmina się nie zainteresowała, ani wójt, ani żaden urzędnik. Nawet nie odpowiedziano na moje pismo z września - mówi kobieta.
Wójt Ryszard Borowski tłumaczy, że Marianna Wieczorek była u niego zaraz po tym, jak się ściana zawaliła, żeby spytać, co powinna zrobić. - Pouczyłem, że ma zgłosić się do nadzoru budowlanego, odciąć prąd. Nie prosiła o pomoc - zapewnia.
To samo tłumaczył na sesji, gdy radny Wiesław Mendelewski, pytał czy gmina pomoże Wieczorkom. -To prywatny budynek, od dawna nikt tam nie mieszka. Państwo Wieczorkowie mają dzieci, ma im kto pomóc - tłumaczy wójt.
O piśmie Wieczorków nie wiedział. Trafiło do GminnegoOśrodkaPomocy Społecznej. Skierował je tam sekretarz gminy. Odpowiedzi rzeczywiście nie było. Dopiero wczoraj po naszej wizycie w gminie zaniesiono ją Wieczorkom. Gmina nie może im pomóc, bo nie ma ludzi z uprawnieniami do rozbiórki. Wieczorkowie nie kwalifikują się też do pomocy GOPS.
- Nie chcemy ani pieniędzy, ani mieszkania, tylko ludzi do pomocy przy rozbiórce. Gdy w Brzeźnie ludziom spalił się dach, gmina posłała tam pracowników interwencyjnych - mówi Stanisław Wieczorek i podejrzewa, ze wójt nie chce im pomóc, bo oboje wzięli udział w referendum przeciw jego dowołaniu.
- Referendum nie ma tu nic do rzeczy. W Brzeźnie była inna sprawa. Chodziło o prace porządkowe. Gmina nie ma ludzi, którzy mają uprawnienia do rozbiórki domu - mówi wójt. Dodaje: - Gdyby państwo Wieczorkowie żyli ze swoimi sąsiadami w zgodzie, to zapewne sąsiad murarz pomógłby im. Ale są skłóceni i z dawnymi sąsiadami, i z obecnymi.