Funkcjonariusze zaczęli podejrzewać Danutę K, bo jako jedyna nie przyszła w dniu pożaru do pracy. Ale był jeszcze jeden powód. - Pani Danuta przysłała nam tego dnia SMS-a pożegnalnego - mówi Karolina Kowalska, asystentka burmistrza miasta. - Przeprosiła i napisała, że czas na pożegnania. Nie do końca rozumieliśmy.
Jeszcze tego samego dnia policjanci zatrzymali kobietę, która przyznała się do winy. Podejrzana zajmowała się m.in. funduszem zapomogowo-pożyczkowym - i przywłaszczyła sobie z niego kwotę ok. 10 tys. zł. Prawdopodobnie dlatego, by opłacić leczenie chorego na raka męża. W czerwcu miała iść na emeryturę - ale wcześniej musiałaby rozliczyć się z powierzonych sobie pieniędzy. Dlatego postanowiła podpalić szafę z dokumentami.
Współpracownicy Danuty K. nadal mówią o niej ciepło. - Była bardzo dobrym pracownikiem i naszą koleżanką - Barbara Stosio, zastępca burmistrza kręci głową z niedowierzaniem. - Ciepła, uczynna, zawsze pomocna. Pracowała tu 30 lat, nigdy nie było żadnych problemów czy zatargów. A teraz - szok.
- To po prostu wielka ludzka tragedia - przyznaje Karolina Kowalska. - To sytuacja życiowa zmusiła panią Danutę do dokonania złego wyboru. Szkoda tylko, że nie powiedziała nam ona wcześniej o swoich problemach. Można było załatwić to inaczej, pomóc, zorganizować zbiórkę pieniędzy. Szkoda.
Była pracownica przyszła w środę do urzędu. Nie mówiła zbyt wiele. Przeprosiła.
Danuta K. została zawieszona w czynnościach służbowych. Zastosowano wobec niej poręczenie majątkowe w wysokości 2 tys. zł. Za podpalenie grozi jej do 5 lat więzienia. Burmistrz powołał komisję, która uporządkuje papiery funduszu i ustali wysokość strat.