A mowa o zaświadczeniach o oddaniu krwi, które, jak twierdzą pacjenci, trzeba było okazać, aby trafić na stół operacyjny w szpitalu im. Jurasza. Wymóg taki stawiano chorym dzień przed planowanym zabiegiem. - W pewnym momencie usłyszałem, że jeśli ktoś z moich bliskich nie odda krwi, do operacji nie dojdzie - opowiada jeden z pacjentów kliniki ortopedii bydgoskiej lecznicy.
Wszystko musiało odbyć się zgodnie z wyznaczonymi przez lecznicę procedurami. Po oddaniu krwi w Regionalnym Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Bydgoszczy, dawca miał poprosić o wystawienie specjalnego zaświadczenia, na którym trzeba było wpisać imię i nazwisko pacjenta.
Ale na tym nie koniec. Uzyskane zaświadczenia należało przefaksować pod numer Kliniki Transplantologii i Chirurgii Ogólnej szpitala im. Jurasza. - Liczył się czas - mówi pacjent. - Zaświadczenia miały trafić do lecznicy na konkretną godzinę.
Udało się. Mężczyzna został zoperowany.
Taką samą procedurę personel medyczny kliniki ortopedii "Jurasza" narzucił innemu pacjentowi. - Zrozumiałem to następująco: zrobimy panu operację, ale w związku z tym, musimy uzupełnić zapasy w banku krwi szpitala - wskazuje mieszkaniec powiatu bydgoskiego.
Przeczytaj też: Komornik rujnuje bydgoski szpital Jurasza!
Jak relacjonuje, grupa krwi, której potrzebował, znajdowała się akurat w lecznicy. - Miałem po prostu znaleźć kilku dawców - opowiada. - Bez względu na ich grupę krwi. Dostałem na to niecały dzień.
Mężczyzna natychmiast skontaktował się ze swoją rodziną. Ojciec pacjenta, któremu sprawa wydała się podejrzana, w pierwszej kolejności zadzwonił do centrum krwiodawstwa. Tam usłyszał, że szpital nie ma prawa żądać oddania krwi w zamian za operację. - Przekazałem to szpitalnej pielęgniarce i przy okazji poprosiłem o wyjaśnienie - informuje dalej Czytelnik.
Ale nikt nie potrafił wytłumaczyć roszczeń dotyczących krwi. "Takie mamy wytyczne" - skomentowała lapidarnie jedna z pielęgniarek. - Przyznała, że nie wie, skąd to się wzięło - podkreśla mężczyzna.
Ostatecznie operację wykonano. I to bez zaświadczeń.
"Jurasz" ma kłopoty z wypłatami dla pracowników
- Jestem zszokowana! - komentuje Barbara Nawrocka, rzeczniczka prasowa regionalnego oddziału NFZ. - Takie praktyki są niedopuszczalne. Nie można warunkować wykonania operacji od oddania krwi.
Zbulwersowana sytuacją jest również Danuta Boguszyńska, zastępca dyrektora RCKiK. - Krew oddaje się dobrowolnie - tłumaczy. - Dlatego praktyki, o których słyszę, są poważnym nadużyciem.
Co na to szpital? Jak informuje Marta Laska, rzeczniczka prasowa lecznicy, do dyrektora nie wpłynęła żadna oficjalna skarga. A do przeprowadzenia postępowania wyjaśniającego potrzebne jest takie pismo.
Wydaje się jednak, że dyrekcja i tak będzie musiała wytłumaczyć sygnalizowany przez pacjentów problem.- Zgłosimy się o pilne wyjaśnienie sprawy - zapowiada Barbara Nawrocka.
Spotkałeś z podobnymi praktykami? Napisz na [email protected]
Czytaj e-wydanie »