- Panie prezesie. Jakie były początki?
- Od startu, zarówno produkcja jak i wyniki finansowe rosły. Gorzej się działo jedynie w latach od 2009 do 2011, gdy nie kierowałem firmą. Gdy wróciłem, zysk wzrósł o ponad dwadzieścia procent.
- Co sprawiło, że niewielki włocławski zakład zaczął liczyć się na światowych rynkach?
- Decydującym czynnikiem była determinacja w pozyskiwaniu pieniędzy i wyposażeniu w park maszynowy. Musieliśmy gwarantować wysoką i powtarzalną jakość. Oczywiście, teraz łatwo się mówi, ale tysiące przejechanych kilometrów, nieprzespane noce przynosiły efekty. Sami wyprodukowaliśmy wiele niezbędnych nam maszyn.
- Wiele osób rozkręca działalność, powstają nowe firmy, inne działają wiele dziesiątków lat i często mają pod górkę, wam się udaje. W czym tkwi źródło sukcesu?
- Wszystko zależy od ludzi, od tego, jak się ten biznes czuje. Umiemy na bieżąco oceniać potrzeby rynku i szybko na nie reagujemy. Nie zachłysnęliśmy się sukcesem. Zawsze jest coś, co można poprawić, zarówno w organizacji pracy, jak i technologii. Jesteśmy firmą, która ma jedne z najniższych kosztów na świecie, a przecież korzystamy z tych samych surowców.
- Skoro mowa o kosztach, to jak wysokie są tu zarobki?
- Średni poziom płac przekracza trzy tysiące złotych.
- To dlaczego słychać czasem głosy, że kiedyś w DGS się zarabiało, a teraz jest gorzej?
- Nieprawda. Pracownicy co roku otrzymują podwyżki. Płace wzrosły też od początku maja o wielkość przekraczającą inflację. Zdaję sobie sprawę, że oczekiwania są wyższe, ale na tle innych włocławskich firm wyglądamy przyzwoicie.
- Ile osób pan zatrudnia?
- Załoga liczy ponad sześćset osób. Do tego dochodzi kilkadziesiąt zatrudnionych przez firmę zewnętrzną do prac dorywczych. DGS jest źródłem, które generuje ponad tysiąc miejsc pracy.
- Proszę o kilka przykładów.
- Zarobione przeze mnie pieniądze nie leżą na kontach. Są przeznaczane na kolejne inwestycje, a te dają zatrudnienie. Choćby budowa nowoczesnych i pięknie położonych mieszkań przy ulicy Żytniej. Pracowało tam sto osób. W Pałacu Bursztynowym, powstałym dla fundacji "Samotna Ma-ma", zatrudnionych jest czterdzieści. W uzdrowisku Wieniec Zdrój pracuje sto pięćdziesiąt, przy remontach starych obiektów i budowie nowego pensjonatu pracuje dwieście osób, a niebawem będzie około trzystu. Posiadamy też nowoczesną rozlewnię wody mineralnej, którą rozbudujemy, bo jest tam wieniecki skarb, woda zawierająca selen, pierwiastek młodości i zapobiegający rakowi. Docelowo znajdzie tam zatrudnienie prawie pięćdziesiąt osób.
- Skoro mowa o inwestycjach, to proszę powiedzieć, co powstanie na miejscu dzikich stawów i zaniedbanego terenu przy ulicach Wiejskiej i Gajowej?
- Nie mam jeszcze skrystalizowanych planów, choć kilka pomysłów dojrzewa. Na razie przywracam ten teren do stanu używalności. Część już została zrekultywowana, posadziliśmy też kilka tysięcy drzewek.
- Nie sposób nie wspomnieć o pana działalności charytatywnej.
- Wspomniałem już o fundacji "Samotna Mama". Na jej potrzeby bezpłatnie przekazałem Pałac Bursztynowy. Z pomocy tej fundacji korzysta około tysiąc rodzin samotnie wychowujących dzieci. Od wielu lat przekazuję na ten cel pieniądze. Pomagam również sportowcom i niepełnosprawnym.
Krzysztof Grządziel jest prezesem DGS od 1991 r. Jego firma weszła w ubiegłym roku w skład światowej grupy producentów zakrętek i nosi nazwę Guala Closures DGS Poland SA. Według Forbes’ a zajmuje 55. miejsce na liście stu najbogatszych Polaków. Jego majątek wynosi 435 mln zł. Posiada 30 proc. udziałów w kierowanym przez siebie przedsiębiorstwie. Przez wielu postrzegany jest jako człowiek minionego systemu. Wszyscy, którzy go znają mówią, że jest bardzo pracowity.
