- Na początku tygodnia zadzwoniła do mnie bliska znajoma rodziny Piotra Woźniaka-Staraka - opowiada Krzysztof Jackowski. - Powiedziała, że przyjedzie przyjaciel, który przywiezie zdjęcia i rzeczy poszukiwanego. Miał też przywieźć klauzulę, którą podpiszę. Miała być to zgoda na nieupublicznianie informacji na temat mojej roli w poszukiwaniach. Miałem zastrzeżone, aby tej informacji nie przekazywać dziennikarzom. Ja się zastanawiałem, czy to podpisywać, ostatecznie jednak zrezygnowałem. Nigdy w życiu nie podpisywałem czegoś podobnego i uważam, że jest to niepotrzebne. Człowiekowi, który do mnie przyjechał powiedziałem, że nie będę niczego podpisywał, najwyżej zrezygnuję z przeprowadzania wizji. Jednocześnie dałem słowo, że bez zgody nie będę upubliczniał informacji.
Faktycznie - kiedy w środę zadzwoniliśmy do Krzysztofa Jackowskiego z pytaniem o tę konkretną sprawę, nie zdradził nic. Stwierdził, że sam jest zaskoczony, że do tej pory nie poproszono go o pomoc.
Jasnowidz wizję jednak przeprowadził.
- Kiedy dostałem rzeczy, zaskoczyło mnie wrażenie, że zaginiony w ogóle się nie bronił - mówi Krzysztof Jackowski. - Jego coś uderzyło i to był koniec. Wtedy kompletnie nie wiedziałem o ustaleniach wskazujących na to, że mężczyzna został prawdopodobnie zraniony śrubą w głowę.
Wizjoner z Człuchowa już wcześniej prowadził wizję związaną z jeziorem Kisajno. Jak mówi, kilka lat temu odnalazł tam ostatnią z ofiar szkwału.
- Dwa dni myślałem nad tą sprawą - mówi Krzysztof Jackowski. - W środę wieczorem wysłałem mapę z miejscem, gdzie moim zdaniem znajduje się ciało. W czwartek rano nurkowie Macieja Rokusa, właściciela prywatnej firmy, odnaleźli zwłoki. Początkowo myślałem, że po prostu znaleziono, a moja mapa w żaden sposób w tym nie pomogła. W pewnym momencie zadzwonił do mnie mężczyzna, który pojawił się w Człuchowie z rzeczami Piotra Woźniaka-Staraka. Zadzwonił, żeby podziękować za pomoc. To on poinformował mnie, że ciało zostało znalezione właśnie w tym miejscu, które wskazałem na mapie.
Zadzwonił do mnie mężczyzna, który pojawił się w Człuchowie z rzeczami Piotra Woźniaka-Staraka. Zadzwonił, żeby podziękować za pomoc. To on poinformował mnie, że ciało zostało znalezione właśnie w tym miejscu, które wskazałem na mapie.
Po tej rozmowie Krzysztof Jackowski miał otrzymać zgodę na publikację swojej roli w poszukiwaniach.
Wypadek Piotra Woźniaka-Staraka. Ratownicy o akcji na jezior...
Zobacz też: Prokuratura potwierdza: Piotr Woźniak-Starak nie żyje
Źródło:
TVN 24