https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Krzyż za pojednanie Krzyż za pojednanie

Roman Laudański
- To wspomnienie powraca w snach.
- To wspomnienie powraca w snach. Wojciech Wieszok
W tej samej trumnie z ruchomym dnem wywożono najpierw Polaków, a później Niemców. Spór dotyczy tego, kogo częściej.

     Pięć lat temu, gdy przed uroczystościami polsko-niemieckiego pojednania na cmentarzu w Potulicach rozmawiałem ze Stanisławem Gapińskim, powiedział mi: za tę dłoń wyciągniętą do zgody będę miał wrogów. Wywróżył. Odwróciło się od niego wielu, a po absurdalnych zarzutach zainteresowali się nim funkcjonariusze UOP z Bydgoszczy i Gdańska...
     Dziś w potulickiej szkole podstawowej otrzyma z rąk konsula generalnego Niemiec Krzyż Zasługi I klasy Orderu Zasługi Republiki Federalnej Niemiec. Za pojednanie.
     Rachunek z historii
     
Połączyła ich historia i miejsce. Na terenie dzisiejszego Zakładu Karnego w Poltulicach hitlerowcy założyli obóz dla Polaków. Trafiały tu również transporty radzieckich dzieci. Po wyzwoleniu Potulic, w tych samych barakach zamknięto Niemców. Pilnowali ich Polacy, byli więźniowie. Helga Hirsch, niemiecka dziennikarka nazwała to "Zemstą ofiar". Bydgoscy historycy wyliczyli, że w czasie wojny więziono w Potulicach ok. 25 tys. Polaków. Zmarło 1296. Między 1945 rokiem a 1950 w Potulicach siedziało 37 tys. Niemców. Zmarło ponad 3 tysiące. Środowiska kombatanckie są przekonane, że historycy nie dotarli do wszystkich źródeł i zaniżyli liczbę zmarłych Polaków. Historycy wskazują na dokumenty, publikują książki, które denerwują byłych więźniów.
     Barak nr 28
     
Stanisław Gapiński trafił do potulickiego obozu z ojcem i matką. Ojciec nie przyjął niemieckiej grupy. Matka nosiła mleko do kościoła. Za mniejsze rzeczy można było stracić życie. Ojca przydzielono do wywożenia poza teren zmarłych więźniów w trumnie z ruchomym dnem. Gdy wracali, przemycali w niej paczki. Za to trafił do Stutthofu. Ta sama trumna służyła po wojnie zmarłym Niemcom.
     Staś z kolegą ukradli ziemniaki przeznaczone dla świń. Za każdy kartofel dostali batem i dzień karceru. - To wspomnienie powraca w snach. Szczury gryzące pobitych i wycieńczonych więźniów - mówi Gapiński.
     Gustaw Bekker, emerytowany lekarz z Elsterwerda, szef niemieckiej grupy inicjatywnej byłych więźniów potulickiego obozu pracy z lat 1945-49, siedział w tym samym baraku. W 1997 odwiedził Potulice, a po powrocie do Niemiec zebrał byłych więźniów. Uradzili, że na potulickim cmentarzu trzeba odsłonić obelisk z tablicą. Trzeba poprosić o wybaczenie i podać rękę w geście pojednania. Rok później polskie i niemieckie wnuki byłych więźniów z lat 1941-45 i 45-49 zasadziły drzewka pokoju.
     Gapiński wspomina: - Zapytałem kolegów, co sądzą na ten temat. Na pięćdziesięciu delegatów tylko jeden był przeciwny.
     Nie spodobało się to innym kombatantom. Rok później Bekker, Gapiński i burmistrz Nakła mogli złożyć wieniec i kwiaty pod obeliskiem dopiero po zakończeniu oficjalnych uroczystości. Po południu.
     
     DOKOŃCZENIE NA STR. 25
     - Część braci więźniarskiej nie usłyszała słowa "przepraszam" wypowiedzianego przez Bekkera - twierdzi Stanisław Gapiński. - Mówiłem mu: Gustaw, powinieneś przyjechać z workiem pieniędzy o dużych nominałach, to wtedy wszyscy usłyszeliby je. Wtedy by cię całowali. Dalej zaszliśmy z Niemcami niż miedzy sobą - kręci głową.
     Dokończenie na str. 25
     - Jak jeden z byłych strażników powojennego obozu potrzebował uprawnienień kombatanckich, to wtedy mnie znał, a teraz nie podaje ręki, bo pojednałem się z Niemcami - dodaje Gapiński.
     Testament ojca
     
Dziesięć lat temu ze względu na kłopoty ze zdrowiem Gapiński musiał odejść z pracy. - Spotykałem Polaków, którzy przyjmowali niemieckie obywatelstwo. To mój ojciec nie zaprzedał się i trafił za to do obozu, a tu ludzie dobrowolnie szli na coś takiego? Zacząłem działać. Szperać po archiwach, zakładać nowe środowiska potuliczan. _Jako biegły sądu okręgowego i apelacyjnego pomaga również tym, którzy starają się o wojenne renty poobozowe.
     Spotyka się z zagranicznymi dziennikarzami chcącymi poznać jego historię, wyjeżdża na konferencje. Jako wiceprezes Polskiego Związku byłych Więźniów Politycznych Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych mediuje w tzw. trudnych sprawach. Np. byli więźniowie z Trójmiasta chcieli demonstrować na ulicach o pieniądze z Fundacji polsko-Niemieckie Pojednanie. Albo problem Zamojszczyzny. W czasie wojny cierpiało tam 1,2 tys. dzieci. Dwa razy tyle osób otrzymało za to uprawnienie kombatanckie...
     Nie próżnuje i Bekker. Doprowadził do ufundowania i odsłonięcia tablicy poświęconej powstańcom warszawskim i żołnierzom AK, którzy zmarli w obozie-szpitalu wojskowym w Zeithain. Po wojnie nie został po nich nawet cmentarz, gdyż teren ten jednostki Armii Radzieckiej wykorzystały na poligon.
     - _Nie żałuję pojednania. Za życia spełniłem testament ojca, który powtarzał: nie sztuka zaszkodzić, sztuka pomóc
- podkreśla Gapiński. - Szkoda tylko, że nikt nie pomyślał o tym, by wręczyć krzyże Gustawowi i mnie razem. On już swój otrzymał.
     W bydgoskim oddziale Instytutu Pamięci Narodowej prowadzone jest śledztwo po zawiadomieniu o popełnieniu przestępstwa na niemieckiej ludności cywilnej w okresie 1945-50. Dotychczas żadna z przesłuchiwanych osób nie zeznała, że była maltretowana przez polskich strażników. Część przyznaje, że słyszała o tym od innych. Wyjaśniana jest przyczyna wysokiej umieralności wśród więźniów. Śledztwo trwa. Osoby zainteresowane mogą kontaktować się z bydgoskim oddziałem Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu przy ul. Grudziądzkiej 9-15, tel. (052) 372-98-90.
     **
     

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska