Radny Andrzej Jerosławski uparcie udowadniał, że szkoła może tam działać na innych zasadach. I choć przewodniczący Rady Miejskiej Paweł Cieslewicz tłumaczył radnemu, że do likwidacji szkoły burmistrza Tadeusza Kowalskiego nie przekona, radny upierał się przy swoim.
Jak w Mędromierzu
- Szkoła w Kiełpinie mogłaby funkcjonować jak w Małym Mędromierzu - przekonywał Andrzej Jerosławski i wytykał koszty, jakie ponosi na Kiełpin gmina. - Jak pan może spojrzeć w oczy dzieciom z Bladowa czy Słupów? Pół miliona złotych dokładamy na oświatę i to jest nie do przyjęcia. Mówił pan, panie burmistrzu, że jest ciekaw, jak ja się w Kiełpinie pokażę. A co, oczekuje pan, że mnie tam zlinczuję?
Przewodniczący Cieślewicz gasił emocje mówić, że szkolnictwo będzie na sesji w lutym i skoro radny jest tak zdeterminowany, to może zaproponować uchwałę o likwidacji szkoły. _- Nie ma co tracić czasu. Pan chce likwidacji, burmistrz nie chce, złoży pan uchwałę, będziemy dyskutować - _proponował Cieślewicz.
Gole do swojej bramki
Jerosławski twierdził, że uchwała i tak przepadnie. - Likwidacja szkoły na rok przed wyborami to strzelenie sobie gola - mówił.
- Panie radny, pan też chce sobie strzelić w nogę - tłumaczył Jerosławskiemu Cieślewicz.
O zachowanie Kiełpina apelował Zygmunt Kiersznicki. - Jeżdżę po gospodarstwach i rolnicy mówią - nie likwidować - przypominał i proponował ograniczyć koszty funkcjonowania placówki poprzez poszerzenie działalności szkoły o przedszkole. - Tak modne teraz są unijne pieniądze, może uda się je zdobyć dla przedszkolaków w Kiełpinie - proponował.
Szkoły tradycyjnie już bronił burmistrz Tadeusz Kowalski przedstawiając wyliczenia i udowadniając, szkoła wcale nie jest taka droga, wyniki sprawdzianu bardzo dobre, bo wyższe od średniej wojewódzkiej i krajowej, a nauczyciele dobrze wykształceni, bo dyplomowani. A likwidacyjnych planów placówki nie ma.