- Postępowanie dotyczące śmierci 2-letniej dziewczynki z Brodnicy prowadzone jest przez nas w sprawie narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz nieumyślnego spowodowania śmierci - przekazuje prokurator Marzena Muklewicz, rzecznik Prokuratury Regionalnej w Gdańsku.
Warto przeczytać
To tutaj, do tak zwanej speckomórki ds. błędów medycznych, tragiczna sprawa trafiła w grudniu 2019 roku z Prokuratury Rejonowej w Brodnicy. To, że śledztwo nadal toczy się "w sprawie" oznacza, że nikomu dotąd nie postawiono żadnych zarzutów. Jak przekazuje prokurator Muklewicz, w maju br. gdańscy śledczy przekazali akta sprawy biegłym z Zakładu Medycyny Sądowej przy Uniwersytecie Medycznym we Wrocławiu. To ich opinia ma rzucić światło na przyczyny całego dramatu. Niestety, standardowy czas oczekiwania na tego typu ekspertyzę to w Polsce rok. Najwcześniej zatem latem 2021 roku rodzice zmarłej 2-latki poznają te ustalenia.
Lekarka: "to jelitówka"
Przypomnijmy okoliczności sprawy. 2 września 2019 roku pani Kinga udała się z 2-letnią córką Wiktorią do lekarki w przychodni zdrowia. Dziewczynka gorączkowała i bolał ją brzuch.
- Doktor ją osłuchała, zajrzała w gardło, zmierzyła jej jeszcze temperaturę i powiedziała mi, że to jest grypa jelitowa, bo teraz panuje ta grypa. Miałam wrócić do domu, zbijać jej gorączkę, zrobić chłodną kąpiel i wyjść trochę na dwór - relacjonowała pani Kinga reporterom „Interwencji Polsatu”.
Lekarka wizytę zapamiętała inaczej. Tak ją relacjonowała reporterom:
- Zbadałam dziecko. Nie tak, że zajrzałam w gardełko i stwierdziłam, że to jelitówka. Zbadałam dziecko. Było osłuchane, był sprawdzony brzuszek, objawy oponowe. Wszystko. Nie było żadnych cech jakiejkolwiek ciężkiej choroby. Natomiast takich dzieci, które gorączkują czy przychodzą z gorączką, jest przecież „full”.
Szpital: "To jest sepsa!"
Pani doktor dała matce skierowanie na badania, na które miała udać się z Wiktorią następnego dnia, po czym odesłała kobietę do domu. Niestety, nazajutrz rano doszło do dramatu. Dziecko było sine i zimne. Rodzice wezwali karetkę pogotowia. W brodnickim szpitalu pierwsze słowa, które usłyszeli od lekarki na izbie przyjęć, brzmiały: „O, Jezu! To jest sepsa”.
Wiktorii nie udało się uratować. Najprawdopodobniej zmarła na tzw. sepsę piorunującą. Dyrekcja szpitala sama zawiadomiła o sprawie prokuraturę. Czuje się całkowicie niewinna, o czym szybko poinformowała na stronie internetowej lecznicy w specjalnym oświadczeniu. Była niemile zaskoczona tym, że Rzecznik Praw Pacjenta włączył się do sprawy i postanowił skontrolować szpital.
Co już zrobili śledczy?
Najpierw dramat badano w Brodnicy.
- Sprawą zajmowaliśmy się na początkowym etapie, do momentu uzyskania wyników sekcji zwłok dziecka i specjalistycznych badań. Materiał genetyczny bakterii został przebadany w Instytucie Genetyki Sądowej w Bydgoszczy. Osobno materiał do badania wysyłał też specjalistom brodnicki szpital. Badania potwierdziły, że przyczyną zgonu 2-latki była sepsa. Poczynione natomiast przez nas ustalenia doprowadziły nas do wniosku, że to działania lekarzy przyczyniły się do tragedii. Uznaliśmy, że śledztwo winno toczyć się w kierunku błędu medycznego i dlatego przekazaliśmy sprawę do Gdańska - mówi prokurator Alina Szram, kierująca Prokuraturą Rejonową w Brodnicy.
Od grudnia 2019 roku śledztwo toczy się w VII Samodzielnym Dziale ds. Błędów Medycznych Prokuratury Regionalnej w Gdańsku. Takie regionalne specwydziały powstały w Polsce na mocy rozporządzenia ministra sprawiedliwości z kwietnia 2016 roku. Pracują w nich śledczy specjalizujący się w opisywanej tematyce.
Jak przekazuje rzeczniczka gdańskiej prokuratury, rodziców zmarłej 2-latki przesłuchano w charakterze świadków. Przesłuchani w tym charakterze zostali także lekarze oraz personel medyczny udzielający pomocy dziewczynce. W sprawie zgromadzono również dokumentację medyczną, która poddana została analizie. W maju br. natomiast - przekazana biegłym.
