Aleksandra K. jest oskarżona o przekroczenie swych uprawnień w czasach, gdy była dyrektorem Nakielskiego Ośrodka Kultury.
Miało to polegać - według Andrzeja Mazurka, który złożył doniesienie, oraz prokuratury, która Aleksandrę K. oskarżyła, na podpisaniu umowy na wynajem kawiarni z Katarzyną Lidmann niezgodnie z obowiązującym prawem.
Zdaniem prokuratury
Bo pani dyrektor mogła bez wiedzy rady podpisać umowę tylko na 3 lata. I taki zapis w umowie widnieje. Ale jest i następny, który obliguje NOK do podpisania umowy na kolejne lata, i to na tych samych warunkach. Błędem dyrektorki było też wyłonienie dzierżawcy obiektu bez przetargu. Tak twierdzi prokuratura.
Bez umorzenia __
- Wnoszę o umorzenie postępowania - powiedziała wczoraj na początku procesu obrońca oskarżonej. Bo przekroczenia uprawnień nie było, i to, co zarzuca oskarżonej prokuratura nie nosi znamion czynu zabronionego. Do tego - umyślnego. Nie było też szkody dla interesu publicznego. Bo przecież poprzedni dzierżawca, który doprowadził do dewastacji pomieszczeń kawiarni, płacił 500 zł, a obecny 600 zł, do tego poniósł ogromne nakłady finansowe, by kawiarnia stała się taką, jaką jest teraz, po remoncie... Ale są postępowania nie umorzył.
Burmistrz wiedział
- Przecież - mówiła pani mecenas - umowa była konsultowana z ówczesnym burmistrzem oraz z ratuszowymi prawnikami.
Nie potwierdziła tego wczoraj radca prawny Bożena Banach. Zeznała: - Umowę na wynajem pokazali mi dopiero policjanci.
Nie potwierdził też tego wczoraj na procesie Piotr Centała, były burmistrz Nakła. Bo nie pojawił się w sądzie. Przysłał pismo, w którym prosi, by
ze względu na obowiązki
służbowe, przesłuchał go Sąd Rejonowy... Warszawa-Śródmieście. - Nie - powiedziała sędzia Justyna Mazurek. - Świadek Piotr Centała będzie zeznawał w Sądzie Rejonowym w Nakle nad Notecią.
Katarzyna Lidmann, dzierżawca kawiarenki opowiedziała, jak doszło do podpisania umowy na wynajem lokalu. Dowiedziała się, że NOK chce ogłosić przetarg, więc przyszła z mężem zobaczyć kawiarenkę. Przekazała sądowi serię zdjęć wykonanych w opuszczonej przez poprzedniego najemcę kawiarence. Była w fatalnym stanie. Grasowały szczury. Potrzebny był remont. Świadek Lidmann twierdzi, że remont kapitalny pochłonął 300 tys. zł. 80 tys. zł - zgodnie z umową - ma być odpisane z czynszu. Oznacza to, że zamiast 1.200 zł płaci co miesiąc 600 zł. Łatwo obliczyć, że wspomniane 80 tys. zł NOK spłaci najemcy po... 133 miesiącach, czyli 11 latach. Pani Lidmann twierdzi, że gdyby miała dzierżawić lokal tylko przez 3 lata, to nie wchodziłaby w interes. Jeśli NOK zerwie umowę, a takie prawo ma również zagwarantowane w umowie, będzie musiał jej zwrócić pieniądze.
Wczoraj zeznawał też Andrzej Mazurek z miejscowej telewizji, sprawca oskarżenia byłej dyrektor NOK. Nie ujawnił sądowi, zasłaniając się tajemnicą dziennikarską, w jaki sposób wszedł w posiadanie kopii umowy dzierżawy lokalu w NOK.
Po prostu - ma, i już.
Kiedy już miał kopię, spotkał przypadkowo na ulicy ówczesnego wiceburmistrza Krzysztofa Mikietyńskiego, a potem jeszcze dziennikarza gazety "Powiat" (wobec czego sędzia wyprosiła tegoż z sali, bo może być świadkiem w sprawie). Rozmowy z nimi przekonały Mazurka, że umowa została spisana niezgodnie z prawem. Dlatego złożyć doniesienie do prokuratury.
- Rozmawiał pan z oskarżoną? - pytała sędzia Mazurek. - Nie - odpowiedział świadek Mazurek. Nie widział takiej potrzeby. Następna rozprawa odbędzie się 12 kwietnia o godz. 12,30.