Odważnych nie brakowało. Zapisało się aż 58 mężczyzn i 13 pań. Wszyscy zawodnicy mieli nadzieję, że to oni zostaną mistrzami świata w rzucie laczkiem na odległość.
Namówił wujek
Wielu przeliczyło siły. Panowie mieli trudniejsze zadanie, żeby zakwalifikować się do finału musieli wyrzucić laczek na co najmniej 18 metrów, ato nie było proste. W drugim etapie rywalizowało między sobą tylko 13 mężczyzn. Technika rzutu była rozmaita, niektórzy brali rozbieg, inni wykonywali kilkakrotny obrót. Pierwsze miejsce zajął 18-letni Piotr Śledź z Czerska, który rzucił laczek na 26 metrów i 40 centymetrów. Okazało się, że był to trzeci wynik w dziejach mistrzostw. - Bardzo się cieszę, że udało mi się zwyciężyć - _powiedział "Pomorskiej". - _Nie spodziewałem się, że wygram. Na udział namówił mnie dzień wcześniej wujek. Powiedział mi, że muszę i tyle.
Mistrzowie przepadli
Drugie miejsce zajął Tomasz Wróblewski, rzucił na 22 metry i 30 centymetrów. Trzeci był Waldemar Wesołowski, jego wynik to 20 metrów i 70 centymetrów. Tym razem nie poszczęściło się obu mistrzom z wcześniejszych lat. Do finałów nie zakwalifikowali się ani Jacek Kozłowski ani Wojciech Pazda. Z rodziny Pazdów startowali także ojciec Zygmunt i drugi syn Marek.
Szczególnie kibicowano paniom. Rzucały laczek na odległość powyżej dziesięciu metrów. Sylwia Stadnicka nie miała równych i wyrzuciła laczek na 13 metrów i50 centymetrów. To już jej trzecie mistrzostwo. Jej życiowy rekord z 2003 r. to 14 metrów i 60 centymetrów. Z kolejnego sukcesu mamy cieszyła się córeczka Wiktoria. Organizatorzy już zapraszają na kolejne mistrzostwa. W przyszłym roku jubileuszowe, dziesiąte.