- Trudno wyobrazić sobie Samoobronę bez Andrzeja Leppera, a tu raptem pan zostaje jej przewodniczącym. Gratulować czy współczuć?
- Nie ma co gratulować, bo szefuję Samoobronie tylko do końca października, kiedy odbędzie się kongres partii. Natomiast mówienie o upadku Samoobrony jest zdecydowanie przedwczesne. Mamy w kraju jeszcze kilka tysięcy członków, a coraz więcej osób powraca do partii. We wrześniu spotykam się prawie ze wszystkimi byłymi posłami partii.
- Chcą wracać?
- Chcą rozmawiać i chcą wracać. Mam nadzieję, że będzie to kilkanaście osób. Na razie spotkałem się z kilkoma posłami III i IV kadencji. Za kilka dni natomiast w gronie ekspertów będziemy przygotowywać zręby programu Samoobrony.
- To jakiś inny program od tego, który stworzył Andrzej Lepper?
- Nie odstępujemy od koncepcji trzeciej drogi, którą wyznaczył nam przewodniczący, ale chcemy program znowelizować i dostosować do dzisiejszych potrzeb.
- Czyli?
- Chcemy prowadzić racjonalną politykę, a nie antyrządową z założenia. Chcemy pobudzić wyborców nie do strajków i blokad, ale do uczestnictwa w wyborach i przekonać ich do tego programu. Jego najważniejsze tezy to prospołeczność - walka z bezrobociem, pomoc młodzieży, która jest dziś w najgorszej od lat sytuacji. Oczywiście, nie odstąpimy od obrony rolników.
- Samoobrona nie będzie już organizowała blokad i wysypywać zboża na tory?
- Nie mówimy, że rezygnujemy z różnych form protestów. Jeśli rząd nie będzie chciał z nami rozmawiać, można spodziewać się reakcji Samoobrony. Długo np. umawiałem się z ministrem rolnictwa Markiem Sawickim, był nawet uzgodniony termin. Mieliśmy rozmawiać o oszukańczych firmach, które bezkarnie kantują rolników. Ale przyszedł nowy minister i znów trzyma nas w korytarzu. Jeszcze poczekamy, ale ile można czekać? Jeśli nowy minister nie chce spotkać się z nami w gabinecie, to zapewne spotkamy się na ulicy, choć tego nie chcemy.
- Wasze szanse zwiększą taśmy PSL?
- Nie patrzymy na problemy PSL, choć dziś afera goni aferę. A nas zniszczono w ukartowanej aferze gruntowej.