Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Lis" w montowni nr 5 - jak bydgoszczanin montował w Krakowie steny dla AK

Jolanta Zielazna, [email protected], tel. 52 32 63 139
Wiktor Lepczyński w 1942 roku, po przyjeździe do Krakowa
Wiktor Lepczyński w 1942 roku, po przyjeździe do Krakowa fot. archiwum rodzinne
Wojenne losy skromnego stolarza z Bydgoszczy to gotowy scenariusz na film. Wiktor Lepczyński, pseudonim "Lis" kilka razy wymknął się śmierci. Bywało, że z rąk Niemców ratowali go... inni Niemcy. Zaczął od sabotażu w Bydgoszczy, walczył w AK. W Krakowie pracował przy konspiracyjnej produkcji stenów, później był kurierem, wyzwalał Republikę Iwonicką.

O człowieku - niewiele

Zapłacił za to prześladowaniami przez UB.
Zamiłowany wędkarz i sportowiec bydgoskiej Gwiazdy jeszcze sprzed wojny.

Jak go ktoś zapytał, co robił w czasie wojny, owszem powiedział, ale specjalnie się nie chwalił. - To nie były czasy na takie zwierzenia. Socjalizm - mówi Jurek Ostaszkiewicz, emerytowany dziennikarz "Pomorskiej". Wiktorka, jak go nazywa, znał bardzo dobrze. Obaj to zapaleni wędkarze, a Lepczyński był wędkarskim sędzią klasy krajowej.

W internetowej wyszukiwarce na hasło "Wiktor Lepczyński" wyskakuje... 9 wyników. W tym nekrologi i ratuszowe relacje ze spotkania z prezydentem. O człowieku tyle, co nic.

Relacja po pół wieku

Nieocenionym źródłem informacji jest więc to, co Lepczyński napisał sam o sobie.
"Relację z udziału w wojnie obronnej 1939 i w konspiracji w latach 1940-1947" spisał w 1993 roku dla Fundacji Archiwum Pomorskiej Armii Krajowej.

W znakomitym stanie zachowały się trzy kennkarty, którymi na fałszywe nazwiska posługiwał się w Krakowie, gdy pracował przy konspiracyjnej produkcji stenów.
Jak tam trafił?

Mamy was za krwawą niedzielę!

Choć urodzony w Dortmundzie Lepczyński był jednak bydgoszczaninem. Tu jego rodzina w 1920 roku przyjechała z Niemiec, dokąd wyemigrowali za chlebem.

Po Szkole Oficerskiej w Toruniu, 27-letni plutonowy rezerwy w sierpniu 1939 roku został zmobilizowany do 3 Batalionu Saperów do Wilna. Tocząc walki, przez Brześć, Kowel, Łuc, Równe dotarł z nim w pobliże Lwowa. Gdy przyszedł moment kapitulacji dowódca powiedział, że każdy sam ma zdecydować, czy idzie do niewoli, czy wybiera inną drogę. Lepczyński wybrał to drugie.

Przez Warszawę, obóz w Pruszkowie, skąd uciekł Niemcom, 4 października pociągiem dotarł do Bydgoszczy. Na dworcu Niemcy legitymowali wszystkich przyjezdnych, wyłapywali mundurowych i cywilów bez dokumentów. Lepczyński z 40 innymi został zatrzymany.
Następnego dnia w holu kasowym - selekcja. Esesmani mieli listę z nazwiskami poszukiwanych, Wiktor na niej był. On i sześciu innych dostali krzyż kredą na plecach. Niemcy wykrzykiwali: Wy polscy bandyci! Mamy was za krwawą niedzielę.

Czy zdawał sobie sprawę, że oznacza to wyrok śmierci? Za to pewnie doskonale o tym wiedział Niemiec w żółtym mundurze, który zobaczył grupkę Polaków wyprowadzanych z dworca. To był był Eryk Vielhaber, właściciel stolarni, gdzie Wiktor przed wojną pracował.
- Tego puśćcie - powiedział wskazując na Lepczyńskiego. - To jest mój pracownik. On tu nie był w niedzielę, ja wiem.

Sabotaż i konspiracja

Stolarz wrócił do swojej pracy i został wysłany do Starostwa Powiatowego przy ul. Słowackiego. Miał naprawić uszkodzone drzwi. Z byłym woźnym Koperskim szybko uwinęli się nie tylko z tą robotą.

Najpierw spenetrowali pomieszczenia, usunęli i zniszczyli ważne dokumenty i pieczęcie. W budynku obok, w biurach Polskiego Związku Zachodniego spalili listy członków i inne akta. Gdyby wpadły w ręce gestapo spowodowałyby aresztowania Polaków.

W styczniu 1940 roku wstąpił do Powstańczej Organizacji Wojskowej wspólnie z bratem Czesławem. Wiktor przyjął pseudonim "Lis", brat - "Wesołek".

Rozpracowywali obiekty wojskowe, ruchy wojskowych transportów. W pierwsze święto wielkanocne 1940 roku w biały dzień podpalili magazyny w zbrojowni na Osowej Górze. Gdy wracali, nad Kanałem Bydgoskim złapali ich Niemcy. Dwóch puścili, Wiktorowi kazali zaprowadzić się do restauracji Am Fang, gdzie odbywało się zebranie.

Na miejscu było już wiadomo o pożarze, bo Niemcy i cywile znęcali się nad grupką Polaków. "Lisa" do nich dołączono.
Zmaltretowanych kolbami, od śmierci uratował niemiecki oficer. Mimo sprzeciwów rozkazał puścić ich: - Ci Polacy zawsze jeszcze mogą Niemcami być. Ja tu rozkazuje i ci ludzie pójdą do domu.

Jak zginał "Wesołek"

"Lis" z "Wesołkiem" konspirowali dalej.

Rok po podpaleniu magazynu na Osowej Górze mieli przeprowadzić wywiad na niemieckim zebraniu w sali Kleinerta przy ul. Wrocławskiej. Na takich spotkaniach Niemcy ustalali terminy i zasady wysiedleń, aresztowań Polaków, wysyłek.

Wszystko szło dobrze, gdy na sam koniec zebrania przewodniczący powiedział, że na sali są polscy szpiedzy. Wiktor z kolegą wymknęli się, Czesław wpadł. Niemcy postrzelili go podczas ucieczki, rannego dobili bagnetem, a ciało wrzucili do śluzy.

Wydobyto je prawie miesiąc później, pod koniec kwietnia.

Wpadka i przerzut do GG

Jedna z trzech kenkart, którymi w czasie wojny posługiwał się Wiktor Lepczyński
(fot. Z archiwum rodzinnego )

Pod koniec lutego 1942 roku Niemcy wpadli na trop siatki konspiracyjnej w zakładach w Łęgnowie. Porucznik Lewandowski, dowódca "Lisa" tam właśnie pracował. Postrzelony zmarł na gestapo.
Zrobiło się gorąco. Dowództwo rejonu zdecydowało, że najbardziej zagrożeni muszą wyjechać do Generalnej Guberni. "Lis" był wśród nich.

4 kwietnia 1942 roku wysiadł na dworcu w Krakowie. Wzruszony, że dookoła słyszy język polski i nikt za to nie bije po gębie!

Za kilka dni stał się Wiesławem Ignacym Szafrańskim urodzonym w Żywcu. Taką dostał kenkartę.
Pracę zaczął w Domu Handlowym Maszyn Rolniczych Sypniewski - Jakubowski.
Przypadek? Raczej nie. Siostra Wiktora, Franciszka Maria była żoną Jerzego Sypniewskiego, jednego ze współwłaścicieli Domu Handlowego. Jako "Czerny" dowodził grupą operacyjną.

I tak Lepczyński trafił do montowni nr 5 należącej do "Ubezpieczalni". Taki kryptonim miało Szefostwo Produkcji Konspiracyjnej Okręgu Krakowskiego Armii Krajowej.
Montownią nr 5 nazywano warsztaty przy Mogilskiej 97 należące do Domu Handlowego. Tam produkowano maszyny rolnicze, naprawiano niemieckie samochody. Po południu i nocami montowano steny, wyrabiano granaty, zapalniki.

Wiktor, teraz Wiesław Ignacy, był magazynierem części do maszyn rolniczych i samochodowych. W konspiracyjnej produkcji -montażystą i magazynierem. Czasami jeździł jako ochrona. Każdy wyprodukowany pistolet maszynowy typu Sten Polski był przestrzeliwany w podziemnej strzelnicy, usytuowanej pod halą główną warsztatów - zapewnia bydgoszczanin. Nie dodaje, że sam w tym miał udział.

Wpadka i koniec produkcji

Przez lata "Lis" nie opowiadał o wojennej produkcji.

Myślałem, że nikogo to nie interesuje - powiedział Stanisławowi Jankowskiemu, dziennikarzowi "Echa Krakowa". To właśnie on w 1975 roku dostał sygnał o tym, co w czasie wojny działo się na Mogilskiej. Na jego apel zjechało się do Krakowa wielu pracowników i oficerów montowni. Opowiedzieli, jak odbywała się produkcja, jakie mieli problemy, kto czym się zajmował. Owocem jest książka "Steny z ulicy Mogilskiej".

Warsztaty Domu Handlowego były jednym z kilku miejsc, gdzie odbywała się konspiracyjna produkcja broni. Do końca kwietnia 1944 roku - wtedy nastąpiła wsypa - w montowni nr 5 powstało 5300 stenów - wyliczył magazynier. Do tego 100 tysięcy zapalników i w sumie 70 tysięcy granatów.

Jak Niemcy wpadli na trop tajnej produkcji? Nie udało się ustalić. Mimo licznych aresztowań prawdopodobnie nie orientowali się do końca w jej zasięgu. W każdym razie na Mogilskiej udało się usunąć ślady, które mogłyby dać Niemcom do myślenia. Nie ucierpieli też zatrudnieni tu konspiratorzy.

Nowy rozdział z nowym nazwiskiem

Kilka dni po wsypie "Lis" znowu zmienił tożsamość. Został Janem Solarskim. Skierowano go do Warszawy do zgrupowania Radosław.

Zanim tam pojechał dostał zadanie uzupełnienia z innych terenów zapasów broni. Pojechał z kolegami oplem Kapitan, "wypożyczonym" z garażu krakowskiego Landrata. Urzędowe chorągiewki na błotnikach uratowały ich podczas krytycznych chwil. Dość powiedzieć, że zamiast tego samego dnia wrócili dwa dni później, gdy zostali już uznani za zaginionych.

Gdy w końcu dotarł do dowódcy w Warszawie dostał trzecią już wojenną tożsamość - Wiktora Nowakowskiego z Poznania. Z doskonałą znajomością niemieckiego został łącznikiem na Podkarpacie i Małopolskę.

Przewoził pocztę, przerzucał na inne tereny zdekonspirowanych kolegów. W lipcu 1944 roku uczestniczył w "Powstaniu Iwonickim". Dwa miesiące później był w grupie, która rozmawiała z Rosjanami o przekazaniu im Wolnej Republiki Iwonickiej.

Skrzynka, czyli powrót do konspiracji

To był ostatni akord walki Lepczyńskiego w Ruchu Oporu AK "na tym terenie", jak podkreślił.
Dowódca rozwiązał oddziały.
Z nowymi już dowodem, ale na nazwisko Nowakowski, wyjechał do Lublina, zatrudnił się w stolarni. Wrócił do swego fachu.

Dlaczego w styczniu 1945 roku pojechał do Krakowa na spotkanie z dowódcą "Ubezpieczalni'? Nie wyjaśnia. Faktem jest, że wrócił do konspiracji. Dostał polecenie powrotu do Bydgoszczy i założenie punktu kontaktowego.
Z zadania się wywiązał. 1 marca przyjechał nad Brdę. Skrzynkę założył u właściciela restauracyjki na rogu Bocianowa i Sienkiewicza.

Zgłosil się też do grupy, która zajęła się reaktywowaniem KS "Gwiazda". Lepczyński jeszcze przed wojną grał tam w piłkę nożną, biegał. Gdy 1 maja 1945 roku wyjechali na mecz do Kruszwicy, pokazal klubowym kolegom gazetę "Biały Orzeł". Jeden z nich okazał się konfidentem.

Z piwnic Wojwódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, po pięciu tygodniach bicia i torturowania udało się go wyciągnąć kolegom z konspiracji.
Gdy w 1947 roku władze PRL ogłosiły amnestię, Lepczyński pojechał do Krakowa do Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, ujawnił swoją działalność.
Dostał stosowne zaświadczenie i dopiero wtedy wrócił do swojego prawdziwego nazwiska. W 1948 roku zaczął pracę.

W 1974 przypadkowo spotkał dawnego kolegę z montowni przy Mogilskiej. Dowiedział się, że w Krakowie odbywają się tajne spotkania byłych AK-owców. Dołączył do nich.

Lista odznaczeń, które dostał za walkę jest długa. Najważniejsze to Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Srebrny Krzyż Zasługi z Mieczami.

Zmarł w ubiegłym roku. Miał 97 lat.
Udostępnij

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska