Dziwne to było referendum. Polacy jedli "na kartki", jeździli na "talony paliwowe", a w listopadzie 1987 r. mieli zaakceptować lub zanegować coś, co nie istniało. Mieli między innymi poprzeć lub się sprzeciwić "polskiemu modelowi głębokiej demokratyzacji życia politycznego".
Jutro mija 20 lat od drugiego w historii PRL referendum. Dziwacznie sformułowane drugie pytanie referendalne rodziło dylemat. Kto odpowiedział "TAK" przykładał bowiem rękę do realizacji reform, które zapoczątkowała ekipa premiera Zbigniewa Messnera. Ci, którzy chcieli pograć na nosie komunistom i odpowiedzieli negatywnie, wspierali pezetpeerowski beton.
Rok 1987 Polacy zapamiętali przede wszystkim dlatego, że w czerwcu przybył do kraju z kolejną pielgrzymką papież Jan Paweł II. To na mszy na gdańskiej Zaspie padły znamienne słowa. "(...)Solidarność to znaczy jeden i drugi, a skoro brzemię, to brzemię niesione razem, we wspólnocie. A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu. (...) Nie może być walka silniejsza od solidarności".
Natomiast jesienią tego roku Polacy mieli wybrać przyszłość. W ogólnokrajowym referendum, które zostało przeprowadzone 29 listopada, głosujący odpowiadali na dwa pytania:
1. Czy jesteś za pełną realizacją przedstawionego Sejmowi programu radykalnego uzdrowienia gospodarki, zmierzającego do wyraźnej poprawy warunków życia społeczeństwa, wiedząc, że wymaga to przejścia przez trudny dwu-, trzyletni okres szybkich zmian?
2. Czy opowiadasz się za polskim modelem głębokiej demokratyzacji życia politycznego, której celem jest umocnienie samorządności, rozszerzenie praw obywateli i zwiększenie ich uczestnictwa w rządzeniu krajem?
Rządzący spodziewali się sukcesu. Wynik referendum niczego jednak nie przesądził. Dlaczego? Stało się tak z powodu zapisów ustawy z 6 maja 1987 r. o konsultacjach społecznych i referendum. Liczył się procent uprawnionych do głosowania, a nie tych, którzy poszli do urn. A ten wyniósł tylko nieco ponad 40 proc.
Historycy przypominają, że choć od 1986 r. nastąpiła w kraju pewna liberalizacja, to nie była ona wynikiem zmian w prawie, ale kwestią polityki. A o ograniczeniu władzy PZPR wtedy nie było jeszcze mowy.