Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Boinski od dwóch tygodni wędruje brzegiem Noteci. Obiecał wrócić do domu na urodziny córki

(ms)
Macieja Boinskiego na przystani w Nakle witały m.in. żona Magdalena i mama Wiesława. Był z nimi krótko. O świcie wziął sanie z ekwipunkiem i ruszył w stronę Osieka.
Macieja Boinskiego na przystani w Nakle witały m.in. żona Magdalena i mama Wiesława. Był z nimi krótko. O świcie wziął sanie z ekwipunkiem i ruszył w stronę Osieka. Maja Stankiewicz
W nogach ma już ponad 200 km. i drugie tyle do pokonania, bo dotrzeć chce do ujścia rzeki. Na półmetku drogi serdecznie witano go na przystani w Nakle.

Jest tak jak się spodziewałem, tylko pogoda nie sprzyja. Ziemia nie jest zamarznięta. Bardzo trudno iść przez mokradła i rozmiękłe rowy melioracyjne. Niektóre trzeba obchodzić - opowiadał na przystani w Nakle Maciej Boinski.

Rodzinne Nakło oznacza półmetek trasy, którą sobie wyznaczył: przejść około 400 km od źródła Noteci do jej ujścia w warunkach zimowych. Nikt przed nim tego nie dokonał.

Przeczytaj także: Marszruta w deszczu i mgle, czyli wyprawa Macieja Boinskiego wzdłuż Noteci
Wędrówkę rozpoczął 2 stycznia w gminie Chodecz. Codziennie brzegiem rzeki przemierza około 20 km. - Przede mną jeszcze 12-13 dni marszu - mówił w Nakle Maciej Boinski przyznając, że drugi etap wędrówki będzie prawdopodobnie trudniejszy.

- Spodziewam się gorszych warunków, a i zmęczenie zaczyna dawać już o sobie znać - przyznał. - Myślę, że najgorzej będzie między Osiekiem a Wieleniem, bo mało tam łąk, dużo terenów, które nie są użytkowane rolniczo, bo nawet ciągnik tam nie wjedzie, dużo mokradeł.

Z Chobielina wraz z grupą harcerzy z wodniackiej drużyny z Występu przeszedł do Nakła, gdzie na przystani rozbił namiot. Bo nocleg wybrał pod chmurką, a nie w domu w Nakle. Tam tylko wyprał, podsuszył rzeczy, by gotowe były do dalszej drogi.

- Nie jest zimno spać na dworze. Mam śpiwór wysokogórski. Nawet przy temperaturze -20 stopni śpi się komfortowo - zapewnia.

W trasie ekwipunek ciągnie na saniach, które sam sobie wyszykował. Niespodziewanie trzeba było doczepić do nich kółka, bo zima sprawiła psikusa.

- Przygotowywałem się do tej wyprawy około czterech miesięcy. Nosiłem plecak, ale szybko okazało się, że trzeba inaczej, bo barki i kręgosłup nie wytrzymują tak dużego obciążenia - opowiadał Maciej Boinski.

Żona Magdalena słuchała w milczeniu. Nie jest przeciwna wyprawie? - Nie mogę być przeciwna w spełnieniu czyjegoś marzenia. A to było wielkie marzenie męża. Nie mogłam podcinać mu skrzydeł - tłumaczyła ciekawskim. Przyznała jednak, że na bardziej ekstremalną wyprawę zgody by nie dała.

Ta zdaniem Macieja Boinskiego nie jest ekstremalna. Bo nie wchodzi na lód, gdyż go nie ma, nie wypuszcza się na środek Noteci. Idzie brzegiem.

Z Nakła zaplanował wymarsz w stronę Osieka. Potem będzie Wieleń, Czarnków, a w końcu Santok, gdzie Noteć wpada do Warty. Wierzy, że uda mu się zrealizować marzenie, ale też spełnić obietnicę daną rodzinie. Do Nakła wróci z wyprawy na urodziny córeczki. Zuzia kończy pięć lat 26 stycznia.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska