Twórcy Magicznego drzewa w Cinema City
Zainteresowanie, jakie wzbudziła wizyta w naszym mieście ekipy filmowej "Magicznego drzewa" przerosło chyba wszelkie oczekiwania.
Malownicza Bydgoszcz
Prawdziwe szaleństwo w Cinema City rozpoczęło się o godz. 18.15. Wtedy to dziesiątki dzieci powitał sam reżyser. Temperatura spotkania nie byłaby tak wysoka, gdyby nie fakt, że to właśnie w Bydgoszczy Maleszka postanowił nakręcić większą część zdjęć do swojej baśni filmowej.
- Wasze miasto jest niezwykle filmowe. Bulwary nad Brdą tworzą niesamowicie malowniczą scenerię, która dla każdego reżysera byłaby atrakcyjna - mówił wczoraj Maleszka na początku spotkania z widzami.
Woli tworzyć dla dzieci
Później były pytania od najmłodszych widzów. - Lepiej się gra filmy takie dla dorosłych, czy takie dla dzieci? - nieśmiało wykrztusiła może 7-letnia dziewczynka, której mama pomogła przebić się przez tłum nieco bliżej ekipy filmowców.
- Chyba lepiej tworzyć dla dzieci. Dorosły, jak przyjdzie do kina, to siedzi i patrzy i nie wiadomo, czy mu się podoba, czy nie. A dzieci albo krzyczą z zachwytu, albo kręcą nosem. I od razu widać, czy jest dobrze - odpowiada reżyser.
Czy mogę prosić o autograf?
Równie długie kolejki ustawiały się po podpisy od reżysera, jak i od młodych debiutantów, którzy zagrali w filmie główne role dziecięce - Mai Tomawskiej, Adasia Szczegóły i Filipa Fabisia. Wczoraj w Cinema City zabrakło jednak Hanny Śleszyńskiej oraz Agnieszki Grochowskiej i Andrzeja Chyry - czyli rodziców młodych bohaterów.
Był za to Maciej Wierzbicki, filmowy czarny charakter: - Moja rola to uosobienie zła. Jestem zachłanny i gonię te biedne dzieciaki po całym kraju, byle zdobyć czerwone, zaczarowane krzesełko.
Zmierzył się z Mozartem
Muzykę do filmu napisał Krzesimir Dębski:
- Filmowi rodzice grają na instrumentach klasycznych. W filmie przewija się też wątek utworu samego Mozarta. Musiałem więc nawiązać do mistrza. W ogóle panuje tam muzyczna atmosfera Bydgoszczy. To ten klimat, którego wszyscy w Polsce wam zazdroszczą.
Miasto pełne czarów
Film rozpoczął się o 19. Możemy w nim podziwiać Bydgoszcz widzianą z lotu ptaka z podświetlonymi ratuszem i farą. Reżyser z właściwym sobie humorem puszcza oko do bydgoszczan, bo za pomocą efektów specjalnych morze zostało przybliżone do naszego miasta o jakieś sto kilometrów. Nie razi też to, że bohaterom zabiera pół godziny, by dojechać z Wyspy Młyńskiej do Rybiego Rynku, a hala Łuczniczki zamienia się nagle w dworzec PKP.