8 czerwca strażacy sforsowali drzwi do mieszkania 38-latki w budynku w miejscowości Międzybórz (gmina Oleśnica) po wezwaniu przez sąsiadkę mieszkającą piętro niżej. Ta zaniepokoiła się, kiedy z sufitu zaczęła kapać jej woda. Sąsiadka z góry nie odzywała się, ale słychać było płacz dzieci.
"Strażacy, którzy przy pomocy sprzętu burzącego otworzyli drzwi zastali w mieszkaniu dramatyczny widok. Na podłodze w sypialni leżała kobieta bez funkcji życiowych, z widocznymi plamami opadowymi. W mieszkaniu było też dwoje zapłakanych dzieci: 5-letni chłopiec i 3-letnia dziewczynka. Z odkręconego kranu leciała woda, zalewając mieszkanie i przedostając się piętro niżej. Strażacy udzielili dzieciom wsparcia psychicznego, a lekarz stwierdził zgon kobiety" - poinformował Lech Lewandowski z Komendy Wojewódzkiej Straży Pożarnej we Wrocławiu.
"Dzieci były bardzo przestraszone i głodne. Teraz są pod opieką siostry zmarłej kobiety. Prawdopodobnie z pragnienia odkręciły kran z wodą. Trudno nie postawić sobie pytania jak długo ta dramatyczna sytuacja by trwała, gdyby nie właśnie ta kapiąca woda" - mówi Bernadeta Pytel z oleśnickiej policji.
Mieszkanie było zamknięte od środka, ojciec dzieci nie utrzymywał z nimi kontaktu, a sąsiedzi nie zauważyli niczego podejrzanego. Policja wykluczyła udział osób trzecich. Wynik sekcji zwłok odpowie na pytanie, kiedy kobieta zmarła i co było powodem śmierci.
Wstrząśnięci sąsiedzi zmarłej 38-latki w rozmowie z "Faktem" opowiadają, że kobieta wprowadziła się do mieszkania w Międzyborzu z dziećmi zaledwie tydzień przed dramatycznymi wydarzeniami.
"Była bardzo energiczna, sympatyczna, wszędzie jej było pełno. Na tyle, na ile mogliśmy ją poznać przez tydzień, nie wydaje się, by mogła chcieć popełnić samobójstwo" - opowiadają.
Nieoficjalnie mówi się, że przyczyną zgonu 38-latki mógł być zawał serca. Dziećmi zaopiekowała się rodzina zmarłej.
