„Jestem matką, której dziecko umiera. Jeszcze niedawno miałam podobne życie do Twojego, szczęśliwe normalne małżeństwo, troje dzieci. Zamieszkał z nami nowotwór, który chce nam zabrać córkę” - napisała w internecie mama 7-letniej Stefanii.
Rodzina pochodzi z Białorusi. 2,5 roku temu w Bydgoszczy zamieszkał tata. Tutaj znalazł pracę. Niecały rok temu przeprowadziły się żona z trzema córkami i babcia. Życie byłoby spokojne, gdyby nie rak.
Dziewczynka miała 4 lata, gdy zaczął się dramat. - Miała gorączkę i bolały ją nóżki - opowiada Mikhail Yakusik, ojciec. - Lekarze długo nie potrafili postawić diagnozy.
Wreszcie postawili: ostra białaczka limfoblastyczna. Pierwsze leczenie trwało 2 lata. Wyglądało na to, że Stefania wyzdrowiała. Potem okazało się, że rak znowu dopadł ciało dziewczynki. - Podjęliśmy kolejne leczenie. Żona prawie zamieszkała z najstarszą córką w szpitalu, a 5-letnia Basia i roczna Agnieszka zostają pod opieką mojej mamy i moją - dodaje pan Mikhail.
Stefania miała przeszczep. Dawczynią była Basia. Operację przeprowadzono w sierpniu 2017 roku. Pacjentka miała bardzo dobre wyniki. Po paru tygodniach wróciła z mamą do domu. Znowu zapanowała rodzinna atmosfera. Wreszcie trzy siostry były razem. - Stefania zaczynała wracać do zdrowia, a każda taka oznaka, jak odrastające na głowie włoski, powodowały u nas wszystkich łzy szczęścia - napisała znowu w sieci mama dziewczynki.
Rodzina czekała na nadchodzące święta. Mama, tata, dziewczynki i babcia chcieli, aby gwiazdka była wyjątkowa.
Przeczytaj także: Mężczyźni o tym imieniu częściej zdradzają [LISTA]
No i była, ale nie tak, jak myśleli. - W Wigilię Stefania dostała gorączki - dodaje tata. - Trafiła do szpitala. Wyszło na jaw, że choroba wróciła z podwójną siłą, atakując nowy szpik.
7-latka leży na oddziale onkologicznym w szpitalu Jurasza. Lekarze powtarzają rodzicom: - Leczymy dalej! Będzie gorzej, trudniej, lecz jeszcze jest szansa, żeby państwa córeczka żyła.
Tą szansą jest lek o nazwie Blinatumomab, a później - kolejny przeszczep szpiku, już od dawcy niespokrewnionego. - Tyle, że terapia lekiem jest droga. Koszt cyklu wynosi 200 tysięcy złotych, a potrzebne są przynajmniej cztery cykle - wyjaśnia pan Mikhail. - Wszystko zależy od tego, jak organizm Stefanii zareaguje na leczenie.
A wiele zależy od ludzi dobrej woli. W rodzinie tylko tata pracuje. Potrzebna jest pomoc innych, żeby zebrać pieniądze na lekarstwo.
- Znieśliśmy już wiele i możemy znieść jeszcze więcej. Jesteśmy przygotowani na kolejne złe dni, na łzy i na bezsilność, ale nie jesteśmy i nigdy nie będziemy przygotowani na śmierć dziecka - przyznają rodzice. - To dlatego prosimy o jakikolwiek akt łaski.
Stefania od świąt przebywa w szpitalu. Czuje się coraz gorzej. Niekonwencjonalna terapia rozpocznie się, gdy tylko rodzina zdobędzie pieniądze.
Można wpłacać pieniądze na konto Fundacji Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym „Kawałek Nieba”, Bank Zachodni WBK 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374, a w tytule wpisać: 1277 pomoc dla Stefanii Yakusik.
Program "Mam Pytanie" o dekomunizacji ulic w regionie.