Wszystko przez sklep monopolowy. Od niego się zaczęło - uważa pani Janina z Bydgoszczy, babcia 7-latki, dla której stanowi rodzinę zastępczą. Dziewczynka wychowuje się u niej od małego, a trafiła z dnia na dzień, niespodziewanie.
- Może jednak trochę spodziewanie, bo mój syn, czyli ojciec dziewczynki, na samotnego, odpowiedzialnego ojca by się nie nadawał - dzisiaj ocenia pani w wieku 55 plus. - Balangował od czasu, jak skończył gimnazjum (zresztą żadnej innej szkoły już później nie ukończył). Częściej pojawiał się na dyskotekach i imprezach u znajomych niż w pracy. Zachlewał, przesypiał budzik. Z tego powodu robotę, czy na budowie, czy na produkcji, tracił. Na naszym osiedlu, właściwie dwa bloki dalej od naszego, otwarto sklep monopolowy. To było jakoś w 2014 roku. Ona, czyli moja przyszła przyszywana synowa, pracowała tam jako sprzedawczyni. Pochodziła z małej miejscowości prawie 90 kilometrów od Bydgoszczy. Z rodziną nie utrzymywała kontaktu. Przyjechała do Bydgoszczy wyuczyć się zawodu po gimnazjum. Zamieszkała w internacie. Syn często chodził do tego sklepu. I po flaszki, i do ekspedientki. Spotykali się może z pół roku, a w tym czasie ona u nas była z trzy, góra cztery razy. Okazało się, że jest w ciąży.
Nowa lokatorka
Para ślubu nie wzięła. - Nie miała ani chęci, ani pieniędzy na wesele, a nie wyobrażała sobie ślubu bez wesela - wspomina nasza rozmówczyni. - Tyle się zmieniło, że narzeczona zrezygnowała z wynajmu i wprowadziła się do nas. Zamieszkała z moim synem w jego pokoju. Drugi ja zajmuję. Syn podjął pracę, wreszcie legalną, w firmie produkcyjnej. Ona z pracy zrezygnowała. Wtedy byłam na rencie. Dorabiałam w zakładzie krawieckim.
Gdy rencistka-wdowa wracała po pracy, zastawała niby-synową (tak ją określała), lecz nie zastawała porządku. - Najwyżej intensywny zapach perfum. Chyba cały dzień przeleżała na kanapie i komórce. Tolerowałam. Przecież w ciąży była. Szykowałam obiad, ogarniałam w domu. Syn czasami od razu wracał z pracy, a niekiedy późno, po piwach z kumplami pod monopolem.
Po narodzinach córki młoda matka spełniała się w nowej roli mniej więcej rok. - Jak malutka zaczynała chodzić, niby-synowa zaczęła wychodzić. Umawiała się z koleżankami, które znała z monopolowego i z wynajmu. Wyglądało mi na to, że ciągnęło ją na miasto parę razy w miesiącu. Do picia też ją ciągnęło. Syna tak samo. On nadal pracował w tej samej firmie. Coraz częściej wracał wieczorem na rauszu. Niby-synowa czasem później niż on zjawiała się w domu. Wtedy już nie dorabiałam. Dzieckiem się opiekowałam. Syn i niby-synowa nie zapytali, czy chciałabym zajmować się małą. Traktowali mnie jak bezpłatną nianię. Pieniędzy nawet na pieluchy i mleko nie przekazywali. Kupowałam ze swojej renty. Syn wypłatę przepuszczał, przepijał. Synowa nie pracowała. Dostawała świadczenia, ale na jedzenie i na opłaty ich nie wydawała. Robiłam awantury. Nie tyle o kasę, a o to, żeby wzięli się za siebie. Zero reakcji.
Na podbój nocy
Dziewczynka miała niespełna dwa latka, kiedy jej mama znowu ruszyła w tany. - Ponoć na spotkanie z kumpelkami - kontynuuje pani Janina. - Nie wróciła na noc. Syn wtedy był w domu. Dzwoniliśmy do niej kilkanaście razy. Komórkę miała aktywną, ale nie odbierała. Oddzwoniła nad ranem, chyba podpita albo po jakichś narkotykach. Nie zapytała o córkę, ale o swoje ciuchy, czy mój syn mógłby jej zawieźć do tej jej koleżanki. Powiedziała, że potrzebuje odpoczynku i zatrzyma się przez kilka dni u tej znajomej. Chciałam powiadomić policję. Przecież niby-synowa porzuciła dziecko. Syn nie pozwolił zadzwonić na komisariat. Plus, że rzeczy nie zawiózł.
Przerwana rozmowa
Pseudosynowa na stałe nie wróciła. Pobyła kilkanaście dni w mieszkaniu teściowej i znowu poszła w długą. - Tym razem nie dzwoniliśmy, jak najęci, do niej - dalej opowiada pani Janina. - Zatelefonowała po dwóch dniach. Bełkotała tak, że nie dało się zrozumieć. Rozłączyła się. Prawdopodobnie znowu była u koleżanki. Możliwe, że u tej, co wcześniej.
Wyszło na jaw, że mieszkanie, w jakim zakotwiczyła młoda kobieta, to popularna w okolicy melina. - Sąsiedzi domagali się eksmisji głównego najemcy, ale prywatny właściciel kamienicy się nie zgodził.
Mija pięć lat, odkąd matka dziewczynki zniknęła z domu pani Janiny, z życia małej i jej taty. Jego od dawna też nie ma przy dziecku. Mała rzadko pyta o rodziców.
Pierwsza klasa
- Syn nie stanął na wysokości zadania - przekonuje bydgoszczanka. - Bardziej się rozpił. Wywaliłam go z domu. Koczował u kumpli. Potem u konkubiny, której nie znam. Ostro we dwoje wódę tankowali, aż się rozstali. Od paru miesięcy syn mieszka kątem u swojej kuzynki, a mojej chrześniaczki. Ona ma z mężem duży dom pod Bydgoszczą. Przygarnęli mojego syna. Wiem, że on nadal nie pracuje. Pochlewa. Jeszcze nie chcę go widzieć i słyszeć.
Dziewczynka uczęszcza do szkoły podstawowej. Dobrze się uczy. Babcia ją zaprowadza i odbiera. Pojawia się na zebraniach z rodzicami. Na balu karnawałowym pierwszoklasistów też była. Udziela się w radzie rodziców. - Zastępuję małej mamę i tatę. Zostałam jej oficjalnym opiekunem. Jestem rodziną zastępczą spokrewnioną.
Piecza zastępcza
Rodzinna piecza zastępcza jest sprawowana w przypadku, gdy biologiczni rodzice dziecka nie są w stanie lub nie wolno im (bo np. są alkoholikami i sprawcami przemocy) wychowywać swoich dzieci. Wówczas one trafiają do nowych domów, ewentualnie innych placówek opiekuńczo-wychowawczych. W województwie kujawsko-pomorskim w pieczy zastępczej, jak wynika z nowych danych Urzędu Statystycznego w Bydgoszczy, znajduje się 3541 dzieci, w tym w rodzinach zastępczych spokrewnionych (jak u pani Janiny) przebywa średnio co drugie dziecko, bo 1761.
W całej Polsce brakuje rodzin zastępczych, chcących przyjąć pod swój dach dzieci, które nie mogą mieszkać z prawdziwymi mamą i tatą. Raport „Rodzicielstwo zastępcze w Polsce. Wyzwania i rozwiązania” Fundacji Happy Kids pokazuje, iż liczba dzieci trafiających do pieczy zastępczej mocno zmalała. W 2015 roku w pieczy przebywało 75642 wychowanków, natomiast w 2022 roku - 72812.
W styczniu zaczął w pełni funkcjonować Centralny Rejestr Pieczy Zastępczej. „Jest to baza, zawierająca dane m.in. dzieci, kandydatów do pełnienia funkcji rodziny zastępczej i rodzinnego domu dziecka, a także opiekunów zastępczych - wyjaśnia Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, odpowiedzialne za wdrożenie systemu. - Informacje te pozwolą lepiej chronić dzieci i młodzież oraz usprawnić proces umieszczania dzieci w pieczy zastępczej, gdy wymaga tego sytuacja”.
Kandydaci poszukiwani
Marta Frankowska, rzecznik Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bydgoszczy, mówi, jak ważne jest, aby dzieciom, pozbawionym możliwości wychowywania się w rodzinie biologicznej, zapewnić perspektywę dorastania w rodzinie zastępczej lub rodzinnym domu dziecka. Są to formy pieczy zastępczej najbardziej zbliżone do środowiska naturalnego.
- Problem braku wolnych miejsc w istniejących już rodzinach zastępczych oraz deficyt chętnych osób do ich pełnienia jest ogólnopolską bolączką. Tylko w Bydgoszczy na umieszczenie w pieczy zastępczej czeka 34 dzieci. Dzieci te pozostają w rodzinach, bowiem nie ma fizycznych możliwości, aby wskazać „dostępną” rodzinę zastępczą, która przejęłaby nad ich wychowaniem pieczę. Rodziny dysfunkcyjne są objęte wzmożonym nadzorem, prowadzonym przez służby pomocowe, tj. poprzez wgląd pracownika socjalnego, kuratora rodziny, asystenta rodziny czy wizyty dzielnicowego. Obecnie na zrealizowanie czeka 21 postanowień sądowych - 18 z nich dotyczy umieszczenia dzieci w instytucjonalnej pieczy zastępczej, trzy na umieszczenie w pieczy. Intensywnie poszukujemy dla maluchów miejsc w pieczy nawet na terenie całego kraju. Najbardziej palącą potrzebą dla nas jest znalezienie kandydatów na rodziny zawodowe lub niezawodowe rodziny zastępcze. W tym celu prowadzimy szeroko zakrojoną kampanię promocyjną, prowadzoną nie tylko w przestrzeni miejskiej.
