Pani Marianna, 78-letnia mieszkanka Wałycza przewróciła się w domu i złamała nogę. Nie mogła wstać. Po kilku godzinach wijącą się z bólu staruszkę znalazła rodzina, która natychmiast wezwała pogotowie.
- Ratownikom się nie śpieszyło. Pokonanie trasy liczącej około trzech kilometrów zajęło im prawie dwadzieścia minut! - grzmi Jerzy Więchowski. - A to dopiero początek drogi przez mękę, jaką mama musiała przejść tego dnia.
Długa droga po pomoc
Po przyjeździe do szpitala w Wąbrzeźnie zrobiono jej prześwietlenie. Okazało się, że ma złamaną szyjkę kości udowej. Lekarze stwierdzili, że musi trafić na oddział ortopedii. Ponieważ w wąbrzeskiej lecznicy nie ma takiego, podjęto decyzję o przetransportowaniu pacjentki.
- Trzy razy pytałem, do którego szpitala wiozą moją mamę - podkreśla pan Jerzy. - Odpowiedź była jasna: do Węgrowa pod Grudziądzem.
Nie wiadomo dokąd pojechała karetka
Syn chorej skontaktował się ze swoją siostrą, która mieszka pod Toruniem, aby udała się do matki.
- Gdy dotarła do Węgrowa okazało się, że mamy tam nie ma! - bulwersuje się Jerzy Więchowski. - Siostra nie mogła w to uwierzyć. Otrzymała informację, że nie przyjęto takiej pacjentki i prawdopodobnie odesłano ją do Świecia.
Faktycznie, tam zajęto się kobietą. Została przyjęta na ortopedię i udzielono jej fachowej pomocy.
Krążyli z chorą prawie 100 km
- Wozili starszą kobietę ze złamaną nogą jak worek kartofli - twierdzi syn pani Marianny. - Wątpię, że medycy z Wąbrzeźna naprawdę ustalili z grudziądzkimi, że przywiozą moją mamę do ich szpitala. Zamiast krążyć z pacjentką, od razu mogli ją przewieźć do Świecia.
Chora odsyłana z kwitkiem
Z tym stanowiskiem nie zgadza się Michał Roślewski, dyrektor NZOZ Nowy Szpital w Wąbrzeźnie: - Transport na pewno został umówiony - ucina stanowczo, ale o szczegółach nie chce mówić.
Innego zdania jest Andrzej Witkowski, ordynator Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Węgrowie: - Takiej pacjentki nie ma w naszym systemie, więc najprawdopodobniej nie konsultowano z nami tego, że do nas jedzie i odesłano ją do Świecia ponieważ tamtejszy szpital należy do tej samej grupy szpitali co wąbrzeski.
A dlaczego karetka jechała tak długo z Wąbrzeźna do Wałycza? - Ponieważ tir zatarasował drogę - kwituje dyrektor Roślewski.